Jestem głupią cipą.
Dowód - totalnie zignorowałam maila od Antonia z Firmoo, gdy tak bardzo chciał mi dać darmowe okulary. Jak się zorientowałam, że te okulary to jednak real deal, to ciągle nie mogłam wybrać się do okulisty po receptę i tak akcja blogerska minęła, a ja siedzę w moich poniszczonych patrzałkach z Vision Express. Postanowiłam sobie sprawdzić, co tam na mnie czeka w dziale "free" i byłam przerażona. Maleńki wybór oprawek, z których większość wygląda jak rapist glasses - nie dziwię się, że są za darmo. Poszłam wybierać w tych normalnych, płatnych. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie wysyłka kurierska opiewająca na prawie 19$. Wiem, że istnieje stały bonus na darmową wysyłkę powyżej 55$, co kusi dokupieniem sobie drugiej pary okularów korekcyjnych przeciwsłonecznych* Ale czy byłabym sobą, gdybym nie pomyślała "hej, a może jeszcze są inne takie serwisy, gdzie uciulam jeszcze taniej?". Wiecie, ten Polaczek-Cebulaczek ze mnie wyskoczył.
Oczywiście, że są! Głodnych wrażeń zapraszam na Zenni Optical. Najtańsze rapist glasses już za 6.95$ Strona nieco toporna w obsłudze, wysyłka za 5$, wybór okularów też wydaje się większy niż na Firmoo (na pewno na Firmoo nie ma w tej chwili designu cat-eye, który mi się marzy, a na Zenni najtańsze dostałabym już za 13$). Po wpisaniu PD (odległość między środkami źrenic) automatycznie oddziela oprawki, które będą za duże na nasz ryjek.. Z drugiej strony nie ma opcji zaznaczania idealnie środka tychże źrenic, więc ja spędziłam 2 godziny "przymierzając" okulary na krzywym zdjęciu. Intelektualne stymulowanie na naprawdę wysokim poziomie.
Drugi serwis, na jaki wpadłam przypadkiem, to Warby Parker. Strona absolutnie przepiękna z niemniej pięknymi prawdziwie designerskimi oprawkami - jedyna buba to stała cena 95$. Biorąc pod uwagę polskie ceny ładnych oprawek - i tak wygląda to na niezłą ofertę. Dodatkowy atut to Ryan Gosling, który już tam zrobił zakupy:
*spróbujcie sobie zrobić korekcyjne przeciwsłoneczne w salonie na własnych przyniesionych oprawkach (w moim wypadku zerówki kupione na allegro, in your face, Ray Ban). obsługa w Vision Express gardzi takimi osobnikami bardziej niż zabłąkanymi "macaczami" oprawek - bo przecież powinnam sobie kupić te gargantuiczne designerskie okulary, najlepiej z ogromnym logo marki (fuj fuj fuj), w których wygląda się pretensjonalnie, bo przynależą do pięknych szczupłych ubranych na biało pań jeżdżących kabrioletami po Lazurowym Wybrzeżu, a nie do skromnej 24latki, która latem w Warszawie chce cokolwiek widzieć. poleciałam z tą dygresją, miało być tak - no za chuja pana nie da się w salonie sklecić ładnych i w miarę twarzowych okularów korekcyjnych na lato za mniej niż 500 zł. z drugiej strony moje skąpstwo na zerówkach z allegro wcale nie wyszło mi na dobre - po roku oprawka pękła w takim miejscu, że żaden salon optyczny nie podjął się jej naprawy, bo "trzeba by tu nagrzać plastik i połączyć, a nie wiadomo, jak to wpłynie na konstrukcję, wie pani, ten plastik pewnie i tak by się szybko pokruszył". każdy dawał mi "wizytówkę" mitycznego salonu na Pradze, gdzie podobno siedzi hardkorowy dziadek i naprawia takie usterki. pod podanym adresem na streetview widnieje zapuszczona dziupla, a rzekome godziny otwarcia pokrywają się idealnie z moimi biurowymi godzinami pracy. no same wymówki.
na pewno zaraz się znajdą głosy "za jakość trzeba niestety zapłacić". ja odmawiam płacenia 500 zł** za okulary, które w naszym klimacie są przydatne 4, maks 5 miesięcy w roku (optymistycznie rzecz ujmując), jeśli prawdopodobnie po 2 latach moja wada wzroku znowu się zmieni (wymiana szkieł - minimum 300 zł). pozostaje opcja przerzucenia się na soczewki kontaktowe w porze letniej - dla mnie niewykonalne, bo okulary to element mojej tożsamości i ostatnia bariera przed prawdziwym światem (mam na myśli "wyglądam ciut inteligentniej i wykorzystuję to na maksa"). w soczewkach wytrzymuję maks 10 godzin i to nie przed komputerem.
tak tylko musiałam dobitnie się wyżalić, dlaczego bardzo, ale to bardzo potrzebuję korekcyjnych okularów przeciwsłonecznych, joł.
**gwiazdka do gwiazdki, brawo. wiem, że odwołuję się tu do pewnego schematu myślowego rozpowszechnionego w Polsce - kupujemy co roku trzy razy w sezonie zimowe buty za 80 zł, zamiast kupić jedne dobre za 400 zł na kilka lat, ale jak przyjdzie co do czego i trzeba nabyć sukienkę na na wesele koleżanki za drobne 500 zł (i wiemy z góry, że to będzie jedyna okazja do założenia, bo żadna szanująca się dziunia nie pójdzie gdzieś dwa razy w tej samej kreacji), to żadna się nie zawaha (tzn ja się zawaham, bo żadnej z moich koleżanek nie grozi wyjście za mąż w najbliższym stuleciu. czekam na okazje, żeby sprawdzić, czy ten mechanizm u mnie działa).
Ja tu pitu-pitu, a może jest jakiś patent na Firmoo, o którym nie wiem? :)