O kolacji
/
3 Comments
Zdarzają się takie dni, gdy seria malutkich smuteczków oraz wkurwików kumuluje się i po osiągnięciu masy krytycznej jedynym sensowym rozwiązaniem wydaje się wchłonięcie na kolację tłuszczy trans oraz cukrów prostych, najlepiej w postaci paczki czipsów lub innych podobnych szitów.
Tego typu sytuacjom towarzyszy często także zignorowana wcześniej potrzeba umycia włosów tudzież fatalny wysyp dziwnych krost na twarzy upodabniający do ofiar trądu. W wersji hard występuje jeszcze wzmożony pms.
Takie kombo właśnie dziś mnie dopadło i nie ma co kłamać, nawiedziłam sklep osiedlowy celem nabycia stosownych produktów spożywczych pod postacią wspomnianych czipsów, a także masła orzechowego i czekolady, które to miałam plan wykorzystać przy pieczeniu bezglutenowego brownie z ciecierzycy (bo przecież na co dzień trzymam fason, piję craftowe piwa, wpierdalam hummus, a jakieś ordynarne ciasto na mące pszennej to obraza majestatu).
Stoję sobie w kolejce do kasy z artefaktami zła (I regret nothing), rozkminiam po raz setny te same błędy - ogólnie czuję się jak życiowa spierdolina i nawet nie podejrzewam, że wszechświat trzyma jeszcze coś dla mnie w zanadrzu.
WTEM.
W kolejce za mną w kolejce pojawia się przecudnej przystojności koleś - olśniewający niewymuszonym luzem, urzekający zawadiackim spojrzeniem, emanujący magnetyzmem (od którego mogą eksplodować jajniki). W jego koszyka była - oczywiście - jedna jebana sałatka.
A ja wyglądam jak lump i miętoszę te czipsy w rozpaczliwej nadziei, że się zdematerializuję, bo trochę blamaż. I poczułam taki irracjonalny wstyd, jakby mnie ktoś przyłapał na przypadkowym kopnięciu małego kotka lub powiedzeniu zbyt szybko dowcipu o Żydach w towarzystwie, które jeszcze nie wie, że nie miałam tego serio na myśli.
Oczywiście wiem, że jestem jedyną osobą, która miała z tym problem, a cała reszta sklepu, z typem na czele, miała głęboko w dupie, co kupuję.
Niemniej niesmak pozostał.
#TypowaOlga
trochę tak, ale jednak nie do końca. mnie to już naprawdę jebie, chociaż ostatnio przyłapałam się na tym, że pomalowałam sobie usta na czerwono, bo wiedziałam, że KTOŚ będzie patrzył i patrzył. tłumaczyłam sobie później, że pomalowałam, bo miałam 4 minuty przed wyjściem i mogłam, ale tak naprawdę CHCIAŁAM. shame on me. ja przestałam kupować w jednym sklepie, bo oceniali mnie, że przychodziłam po nutellę (pani tak patrzyła zawsze na mnie). teraz kupuję nutellę w kasie samoobsługowej, zresztą ja wszystko tam kupuję.
OdpowiedzUsuńDobry tekst, dzień jak co dzień :D
OdpowiedzUsuńTen zły w sensie.
Czytam Twój drugi wpis i już Cię uwielbiam :D
OdpowiedzUsuń