Dziś pierwszy cień z EDM, czyli Flora, od której zaczęła się moja przygoda z sypańcami. Flora przywędrowała do mnie w opakowaniu travel size (czy tylko mnie bawi ta dość prosta gra słowna?), więc przesypałam ją do słoiczka i wszyscy są szczęśliwi.
Strona EDM twierdzi, że ten cień wygląda tak:
No i co to jest? Ja myślę, że to - uwaga uwaga, będę tworzyć - piaskowy beż podbity brązem. Łososia może i widać w opakowaniu, ale zapewniam, że na oku go nie ma. Dowód:
Do tego zdjęcia napakowałam sobie podwójną ilość cienia, żeby w ogóle było coś widać. Bo Flora stapia się z powieką i wyrównuje jej koloryt, jest idealna do nude. Chociaż wykończenie ma błyszczące, to drobinki naprawdę są drobne i nie błyszczą się jak bombka, a ładnie rozświetlają.
I uwaga, teraz swatche na ręce z prawdziwego zdarzenia.
Jak teraz na nie patrzę, to dochodzę do wniosku, że faktycznie tam jest bliżej nieokreślone "coś" różowawe. Ale to wychodzi tylko w ostrym słońcu - w sztucznym oświetleniu znika.
Czary.
Strona EDM twierdzi, że ten cień wygląda tak:
Aha, srali muchy, idzie wiosna. Ja na tym zdjęciu widzę jakiegoś łososia. A florka prezentuje się w rzeczywistości tak:
No i co to jest? Ja myślę, że to - uwaga uwaga, będę tworzyć - piaskowy beż podbity brązem. Łososia może i widać w opakowaniu, ale zapewniam, że na oku go nie ma. Dowód:
Do tego zdjęcia napakowałam sobie podwójną ilość cienia, żeby w ogóle było coś widać. Bo Flora stapia się z powieką i wyrównuje jej koloryt, jest idealna do nude. Chociaż wykończenie ma błyszczące, to drobinki naprawdę są drobne i nie błyszczą się jak bombka, a ładnie rozświetlają.
I uwaga, teraz swatche na ręce z prawdziwego zdarzenia.
Jak teraz na nie patrzę, to dochodzę do wniosku, że faktycznie tam jest bliżej nieokreślone "coś" różowawe. Ale to wychodzi tylko w ostrym słońcu - w sztucznym oświetleniu znika.
Czary.