Olga kontra Seche Vite
/
7 Comments
Seche Vite to jeden z tych klasyków, którego wypróbowania nie potrafiłam sobie odmówić. Tytuł posta nie jest przypadkowy - stoczyłam z Seche heroiczną walkę.
SV jest przykładem kosmetyku, którego prawdę mówiąc nie potrzebowałam - manicure planuję bez spiny, gdy mogę sobie pozwolić na długie nicnierobienie rękami, najczęściej oglądanie filmu/serialu lub przeglądanie neta, gdy niewiele stukam w klawiaturę (taki 9gag to ideał). Tak więc funkcja ekspresowego wysuszania średnio jest mi potrzebna (pamiętajmy, że argument "dopiero co pomalowałam pazury" jest skuteczną kartą przetargową w wykręceniu się z wielu obowiązków).
A co z utwardzaniem? Cóż, tutaj też na ogół zdawałam się na odpowiednią kombinację lakierów podkładowych i topów - w tym zakresie króluje u mnie niezmiennie Nail Tek, obecnie w wersji I. Dobre jakościowo lakiery wytrzymują bez większych uszczerbków 3-4 dni, a po tym czasie na ogół zmieniam kolor, tak więc utwardzanie na tydzień też nie jest mi zbytnio potrzebne. Tematu w ogóle nie ma przy tak lubianych przeze mnie piaskach, bo trzymają się szatańsko dobrze.
Ale czy byłabym sobą, gdybym jednak nie sięgnęła po SV?
Takie piękne, klasyczne pytanie retoryczne <3
Nabyłam drogą kupna miniaturkę produktu o pojemności 3,6 ml, bo naczytałam się strasznych opowieści o gluceniu. No dobrze.
Podejście nr 1 - pomna ostrzeżeń, coby nie aplikować Seche zbyt szybko, nałożyłam je po minucie. Jak łatwo się domyślić, to było jednak zbyt późno, kolorowy lakier "ściągnął się" z końcówek, jakby się starł. Byłam ostrzeżona, więc przeżyłam jakoś to niepowodzenie.
Podejście nr 2 - dla picu nałożyłam grubszą warstwę lakieru niż zazwyczaj, użyłam Seche szybciej. Chyba mi wyszło, końcówki się nie ściągnęły, ale dostrzegłam po chwili, że ochronna warstwa lekko się zbiegła z drugiej strony, przy "początku" paznokcia (jak to się fachowo nazywa, macierz?). Faktycznie wysychanie ekspresowe, a utrwalenie mocne. Tylko tak głupio to wygląda.
Podejście nr 3 - powtórka z dwójki.
Po trzech aplikacjach zużyłam połowę flaszki, po czym lekko zniechęcona rzuciłam ją w kąt na kilka tygodni. Chciałam dziś do niej wrócić i ponowić eksperyment, ale zszokowana odkryłam, że ta połowa miniaturki przeszła w stan niebłogosławionego ZGLUCENIA. Mojej konsternacji nie złagodziło przypomnienie sobie, że w każdej recenzji jak wół było napisane "glucieje w połowie butelki" - nie spodziewałam się jednak, że proceder ten wystąpi też przy miniaturze (jakby panowały tam inne zasady rządzące wszechświatem czy coś).
Spróbowałam gluta nałożyć na świeży lakier na jednej dłoni i jak łatwo się domyślić, całość nie wygląda teraz przesadnie estetycznie. Zgluciały, wysuszony SV daje specyficzne wykończenie jak każdy top w takim stanie, które jakoś udało mi się złagodzić dwiema warstwami Nail Teka.
Wnioski?
Cóż, przy odpowiedniej aplikacji poprzedzonej szeregiem testów SV niewątpliwie daje porządne rezultaty. Inaczej nie byłby to obiekt kultu większości blogosfery. Niemniej jest to też produkt, bez którego da się żyć - dobry lakier nałożony cienką warstwą schnie całkiem szybko bez pomocy. Nie oszukujmy się też w drugą stronę - myślę, że jeśli mamy do czynienia z naprawdę beznadziejnym lakierem, to żaden top go nie uratuje.
Ja na pewno do SV nie wrócę.
+++
Wchodzę do salony fryzjerskiego.
Fryzjerka: (pitu pitu) to co będziemy robić?
Ja: Grzywkę między innymi.
F: Sama pani cięła?
Ja: A co, bardzo widać?
F: *próbuje utrzymać powagę* Troszeczkę...
Potem laska ucięła mi 3/4 włosów, wycieniowała je, pokazała jak stylizować w domu. Wizualnie szopy mam tyle samo - a może nawet zyskała na objętości, bo teraz włosy jakoś tak raźniej odstają od łba.
Wiem, #firstworldproblem. Dużo włosów. Ehehe.
Spróbowałam gluta nałożyć na świeży lakier na jednej dłoni i jak łatwo się domyślić, całość nie wygląda teraz przesadnie estetycznie. Zgluciały, wysuszony SV daje specyficzne wykończenie jak każdy top w takim stanie, które jakoś udało mi się złagodzić dwiema warstwami Nail Teka.
Wnioski?
Cóż, przy odpowiedniej aplikacji poprzedzonej szeregiem testów SV niewątpliwie daje porządne rezultaty. Inaczej nie byłby to obiekt kultu większości blogosfery. Niemniej jest to też produkt, bez którego da się żyć - dobry lakier nałożony cienką warstwą schnie całkiem szybko bez pomocy. Nie oszukujmy się też w drugą stronę - myślę, że jeśli mamy do czynienia z naprawdę beznadziejnym lakierem, to żaden top go nie uratuje.
Ja na pewno do SV nie wrócę.
+++
Wchodzę do salony fryzjerskiego.
Fryzjerka: (pitu pitu) to co będziemy robić?
Ja: Grzywkę między innymi.
F: Sama pani cięła?
Ja: A co, bardzo widać?
F: *próbuje utrzymać powagę* Troszeczkę...
Potem laska ucięła mi 3/4 włosów, wycieniowała je, pokazała jak stylizować w domu. Wizualnie szopy mam tyle samo - a może nawet zyskała na objętości, bo teraz włosy jakoś tak raźniej odstają od łba.
Wiem, #firstworldproblem. Dużo włosów. Ehehe.
Uwielbiam SV i uważam, że zdecydowanie ułatwia życie.
OdpowiedzUsuńSV jest najlepszy :)
OdpowiedzUsuńJa SV uwielbiam. Mój nie zgluciał w połowie butelki, a trochę później, ale miałam go ponad rok, więc nie mam mu za złe. Obecnie powracam do Sally Hansen Insta-Dri, bo poza niebywałym blaskiem jaki daje SV, SH niczym się praktycznie nie różni, a nie glucieje w połowie, ani nawet po połowie butelki. Ale na pewno SV jeszcze nie raz zagości na mojej kosmetycznej półce.
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie malowania paznokci bez Seche Vite :D Kupuję dużą butlę a do tego Seche Restore i moje zabiegi z malowaniem paznokci ograniczam do minimum. Poza tym mam spokój na ok. tydzień, nie lubię zbyt często zmieniać lakieru :D
OdpowiedzUsuńNie miałam SV, martwi mnie to ściąganie lakieru :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam SV, ale często zdarza mi się czytać o ściąganiu lakieru, robieniu prześwitów itp i trochę się obawiam, czy w ogóle warto próbować. Jednak tradycyjne wysychanie lakieru też daje radę ;)
OdpowiedzUsuńopanowałam idealnie po 4 próbie, pierwsze 3 podobnie jak u Ciebie :) paznokcie uwielbiam malować, ale wiecznie nie mam na to czasu i zostawiam na tuż przed snem :) dlatego SV ratuje mi życie i końcówki paznokci przed ścieraniem przy wiecznym siedzeniu przy komputerze
OdpowiedzUsuń