Co się ostatnio działo na włosach
/
7 Comments
Nazwijmy to włosowym denkiem. Po prostu.
Na pierwszy rzut często dissowane przeze mnie Yves Rocher. Tym razem dissu nie będzie, bo szampon przeciwłupieżowy z wyciągiem z nasturcji to przyzwoity produkt. Fanki naturalnej (mniej lub bardziej) pielęgnacji będą miały podjarkę, bo szampon nie zawiera silikonów i parabenów, a odsądzone od czci i wiary SLS zastąpiono ALS (które podobno w twardej wodzie się nie pieni; u mnie piany było pod dostatkiem i jestem w poznawczej kropce).
Zasadnicze działanie przeciwłupieżowe opisałabym jako bardzo dobre - szampon przynosi wyraźną ulgę steranej skórze głowy. Muszę tu mimo wszystko zaznaczyć, że u mnie takie niespodzianki na głowie mają głównie podłoże stresowe, więc równie dobrze mogę stwierdzić, że łupież znika sam z siebie po kilku dniach i nie ma to związku z działaniem szamponu. Mimo wszystko ma, teraz zdarza mi się podkradać w sytuacjach awaryjnych klasyka w postaci Head&Shoulders i białe dziadostwo uparcie trzyma się głowy.
Przejdźmy teraz do nieśmiertelnych Fructisów. O szamponie dodającym objętości przeczytałam na jakimś blogu i zachęcona pozytywnymi recenzjami zanabyłam zieloną flaszkę. Jakby nie patrzeć moim włosom na pewno nie dolega brak objętości (wręcz przeciwnie), ale obiecane czary-mary w postaci "termoaktywnej formuły" po prostu musiałam sprawdzić, bo inaczej nie byłabym sobą.
Staram się unikać używania suszarki, ale czasem po prostu nie da się jej uniknąć - zwłaszcza gdy muszę od razu zdyscyplinować grzywkę lub zostały pewne wilgotne partie blisko skóry głowy. Przetestowałam działanie Fructisa przy tej samej odżywce w trzech wariantach - gdy dałam włosom samodzielnie wyschnąć, dosuszyłam wilgotne partie i wysuszyłam prawie całe.
I skubaniec faktycznie działa, nawet gdy modeluje się włosy na szczocie (prawie potrafię to zrobić, hell yeah!). Tak mnie to zdziwiło, że aż rozważam zakupienie kolejnej butli i odżywki do spółki.
Oczywiście nie opisałabym tej objętości jako szokującej i faktycznie długotrwałej, niemniej wystarczającej, żeby zrobić widoczną różnicę na głowie. Ze swojej strony polecam, ale nie mam bladego pojęcia, jak zareagują włosy naprawdę cienkie lub kapryśne.
Zmieńmy odrobinę temat i przejdźmy do suchych szamponów, które stały się dla mnie w zeszłym roku objawieniem. Miałam dwie miniatury z GB: Rene Furterer i kultowe Batiste. Rene nie urwał mi dupy z wrażenia, trochę nie potrafiłam jeszcze się nim posługiwać - był dziwnie mokro-tłusty w dotyku, po wyczesaniu włosy były odświeżone na dosłownie 3, może 4 godziny. A potem w moim życiu pojawiło się Batiste i już nic nie było takie jak kiedyś...
No dobra, tutaj trochę poleciałam, ale zasadnicza myśl przewodnia została przekazana.
Wersja tropikalna była moją pierwszą pełnowymiarówką po miniaturze Cherry. Zapach nie do końca mi odpowiadał, chociaż uwielbiam kokos - w tej wersji jest jakby zbyt słodki. Pomijając to - super. Czytałam niestworzone rzeczy o podrażnieniu skóry głowy suchymi szamponami, na szczęście u mnie do tego nigdy nie doszło. Odświeżenie utrzymuje się u mnie solidnie, chociaż w tym miejscu znowu muszę nadmienić, że na ogół nie traktuję szamponem całej głowy, a jedynie grzywkę, czasem kilka centymetrów za nią. Latem to wybawienie przy mojej grubej grzywce, której nie mam cierpliwości zapuścić. Po kokosie nie chciałam eksperymentować z innymi wersjami - barwionej nie potrzebuję, bo radzę sobie z wyczesywaniem, lakieru nie potrzebuję tym bardziej, więc wróciłam do wisienki i jestem szczęśliwa. Może za pół roku (bo na tyle starcza mi jedno opakowanie) zaszaleję z innym zapachem.
Przerwa na odżywkę.
O produktach do włosów Nivei, zwłaszcza o odżywkach, krążą w sumie same pozytywne opinie - chociaż pozbawione ochów, achów i jęków rozkoszy.
Przerwa na odżywkę.
O produktach do włosów Nivei, zwłaszcza o odżywkach, krążą w sumie same pozytywne opinie - chociaż pozbawione ochów, achów i jęków rozkoszy.
Odżywka Straight&Gloss w założeniu powstała do "zauważalnego prostowania i wygładzenia włosów puszących się i trudnych do ułożenia". W sumie każda odżywka sobie u mnie z tym jakoś radzi, ale nie spodziewałam się, że płynna keratyna jednak wyrządzi mi więcej szkody niż pożytku. Zamiast miękkich, błyszczących pasm spływających kaskadą (lol) miałam włosy szorstkie w dotyku, a wyprostowanie polegało bardziej na usztywnieniu fryzury. Na szczęścia odżywka nie obciążała włosów, więc przynajmniej tyle z niej miałam pociechy :] Może na cieńszych włosach sprawiłaby się lepiej?
A na sam koniec jeszcze jeden szampon. "Świeżość bawełny" w teorii ma zastosowanie przy włosach, które przetłuszczają się mocno i lekko - coś mi ten koncept za bardzo nie podszedł, ale ok.
Z pozytywów - nie podrażnia skóry głowy, nie kołtuni (przynajmniej u mnie), niemniej samego działania w interesującym mnie zakresie nie odnotowałam. Butla 400 ml starczyła mi na używanie jej przez prawie 3 pory roku, więc mogę potwierdzić, że szampon ani nie pomaga latem w wysokich temperaturach, ani zimą przy czapkach i klimatyzacji.
Zaznaczam przy tym, że skóra mojej głowy przetłuszcza się umiarkowanie i nic w tej materii się nie zmieniło - a czytałam wystarczająco dużo historii dziewczyn, u których po stosowaniu takich szamponów problem solidnie się nasilił. Cóż, przynajmniej tyle dobrego z solidnego oczyszczenia :]
Co dzieje się obecnie? Cóż, 9 miesięcy bez farbowania, stopniowo pozbywam się żółtych obecnie końcówek. W końcu trafiłam na maskę, która znowu robi włosom dobrze, nie kosztuje milionów i jakimś cudem wzmacnia skręt włosów. Ok, skręt to za dużo powiedziane - subtelne falki.
Jest fajnie.
Do rymu dorzuciłabym jeszcze "na zawsze spamerka!".
OdpowiedzUsuńOlga, naprawiły Ci się komentarze! Jak tu ładnie i czysto teraz.
Pięknie rymujesz! :*
OdpowiedzUsuńTak, wróciłam z podkulonym ogonem do prostego szablonu z bloggera, bo mnie samą wkurzała niemożność odpowiadania w komentarzach. I czuję się teraz z tym tak dobrze.
Nie miałam tej wersji Nivei, ale odrobinka keratyny mi służy, gorzej z toną. Batiste jeszcze nie miałam i nie zanosi się na razie, jako że jedna butelka suchego szamponu wystarcza mi na rok, a niedawno kupiłam Isanę. Moje włosy przetłuszczają się tak bardzo, że żadne psikanie (nawet tuż po umyciu, jak to niektóre dziewczyny zarzekają się, że działa) nie niweluje konieczności natychmiastowego umycia. Szampony fructis są całkiem fajne, moja Mama ich używa :)
OdpowiedzUsuńTak się ten Fructis pojawia co jakiś czas na blogach, może sobie po latach przypomnę któryś z tej serii :)
OdpowiedzUsuńLubię szampony Garnier ale seria Fructis jest jednyną, która mi nie odpowiada. Wręcz ich nie cierpię :/
OdpowiedzUsuńjakoś szampony garniera nie powalają mnie na kolana. a Batiste miałam kupić, a w ostateczności wzięłam jakiegoś bubla, który robi z moich włosów kolor biały -,-
OdpowiedzUsuńJa też się czuję z tym dobrze. I ciągle jest czysto i ładnie.
OdpowiedzUsuń