AA Technologia Wieku - Krem matująco-nawilżający
/
5 Comments
Poszukiwania dobrego kremu na dzień chyba się zakończyły - ale byłoby zbyt pięknie, gdyby popełniona poniżej recenzja wyczerpywała temat dostatecznie.
Po krem matująco-nawilżający dla cery mieszanej od AA sięgnęłam z trzech powodów - obiecywano dobry balans nawilżenia i kontroli sebum, podobno zawiera filtry i był w promocji (a ja potrzebowałam kremu "na już").
Czy pochopne zakupy dały radę? Zapraszam do dalszej części recenzji :)
Patrzcie, jak się postarałam, nawet zrobiłam własne zdjęcia. Brzydkie niesamowicie, ale są. Szaleństwo!
Patrzcie, jak się postarałam, nawet zrobiłam własne zdjęcia. Brzydkie niesamowicie, ale są. Szaleństwo!
Na plus warto odnotować pancerne opakowanie kremu - zafoliowany kartonik, a jakby komuś było mało, to na samym słoiczku była dodatkowa zabezpieczająca plomba. I folia pod wieczkiem, o ile dobrze pamiętam.
Spodziewałam się, że produkt dla cery mieszanej będzie miał lekką konsystencję - tu się zdziwiłam, bo AA zaserwowało kosmetyk dość gęsty, który ku mojemu zdziwieniu dobrze się rozsmarowywał i szybko wchłaniał, zostawiając lekki, aksamitny film na twarzy - rzecz do przeżycia, jeśli ktoś nie ma paranoi na punkcie wchłaniania się do matu. Zapach - hm, dość intensywny, w moim odczuciu przyjemny, kojarzy mi się z letnimi kosmetykami przeciwsłonecznymi (w dobrym tego słowa znaczeniu).
Wszystko dobrze, tylko teraz przechodzimy do efektów działania... Krem ten z założenia ma być produktem na dzień i na noc dla skóry mieszanej - ja stosowałam go tylko na dzień. Podstawowy problem tego mazidła polega na niedostatecznym działaniu w obydwu aspektach - matuje i nawilża, owszem, ale niewystarczająco.
Kompleks DryMatt reguluje aktywność gruczołów łojowych, dzięki czemu ogranicza produkcję sebum i niweluje błyszczenie się skóry.
Do składników tajemniczego kompleksu dotrą tylko biochemicy zaprawieni w bojach. Z mojej perspektywy gruczoły łojowe nie zostały dostatecznie "przykręcone", w związku z czym skóra błyszczała się zupełnie tak samo, jak po niezastosowaniu kremu. Z nawilżeniem jest jeszcze dziwniej - gdyby nie dodatkowe serum, szybko bym sobie przesuszyła policzki (dlatego na pewno nie jest to dobry krem na noc).
Mimo tych małych upierdliwostek podkłady wszelkiego rodzaju, zwłaszcza te ciężkie i kryjące, nie spływają z twarzy posmarowanej kremem AA - niech będzie zatem drobny plus. Nie odnotowałam również negatywnego, długotrwałego wpływu na stan skóry.
Pomimo szczerych chęci nie jestem w stanie wycisnąć z siebie więcej na temat tego kremu. Klasyk tematu - po prostu jest poprawnie, bez szaleństw w żadną stronę.
Nie znam tego kremu. Skusiłam się ostatnio na krem nawilżająco-matujący z Ziai, ale jeszcze nie doczekał się testowania, bo muszę zużyć jeden z kremów Soraya. Ten jakoś mnie nie kusi. W ogóle ta marka średnio do mnie przemawia, choć w sumie sama nie wiem czemu...
OdpowiedzUsuńMiałam go, jak tylko się pojawił - słabe to wspomnienie. Smalec jak był, tak był, a może nawet i więcej ;-)
OdpowiedzUsuńJa mam krem z Eveline, ale nie mam pod ręką i nie kojarzę nazwy - ładnie matuje :)
OdpowiedzUsuńSłabo znam markę, nie mówiąc już nawet o tym produkcie :)
OdpowiedzUsuńMiałam co do niego identyczne odczucia ;-)
OdpowiedzUsuń