och i ach
/
8 Comments
Jak zapowiedziałam, tak zrobiłam.
Pojechałam rowerem do pracy.
Moja poranna trasa była średnio przyjemna - w metrze ludzie dostali wścieklicy na widok jednośladu, chociaż stałam z nim na końcu składu (czyli tam, gdzie powinnam). Potem się okazało, że w centrum zepsuły się windy, więc wtarabaniłam się z rowerkiem na schody ruchome (Metro Centrum jest chyba "najgłębszą" stacją, więc długo jechałam). Z ostatnich 5 km, jakie miałam do pokonania, tylko ostatnie 2 miały ładną ścieżkę rowerową.
Przeżyłam, dojechałam.
Nie chciałam wracać tą samą trasą, bo wiedziałam, że nawet nie mam co się pakować do metra o godzinie 17 z rowerem i postanowiłam przejechać całe 18 km do domu. Z całej tej trasy ścieżki nie miałam może ze 2 km... A do tego były takie świetne górki, przy których po prostu nie mogłam opanować dzikiego pisku radości, gdy zjeżdżałam :D
Gdy dojeżdżałam do domu, uświadomiłam sobie, że to pierwszy raz w moim życiu, gdy obróciłam jednego dnia ponad 30 km. W chwilę potem moja biedna dupa też to sobie uświadomiła i wyraziła swoje zdanie niesamowitym bólem (i dziś chodzę jak pokraka).
Obyło się na szczęście bez zakwasów (nie ma jak rowerek treningowy <3), ale siedzenie na twardym podłożu stanowi dla mnie wyzwanie.
Nie wiem, czy prędko to powtórzę.
+++
Nie wiem, kiedy się życiowo ogarnę. Miałam nadzieję, że dzisiaj, ale imprezy mocno mi w tym przeszkodziły.
Pojechałam rowerem do pracy.
Moja poranna trasa była średnio przyjemna - w metrze ludzie dostali wścieklicy na widok jednośladu, chociaż stałam z nim na końcu składu (czyli tam, gdzie powinnam). Potem się okazało, że w centrum zepsuły się windy, więc wtarabaniłam się z rowerkiem na schody ruchome (Metro Centrum jest chyba "najgłębszą" stacją, więc długo jechałam). Z ostatnich 5 km, jakie miałam do pokonania, tylko ostatnie 2 miały ładną ścieżkę rowerową.
Przeżyłam, dojechałam.
Nie chciałam wracać tą samą trasą, bo wiedziałam, że nawet nie mam co się pakować do metra o godzinie 17 z rowerem i postanowiłam przejechać całe 18 km do domu. Z całej tej trasy ścieżki nie miałam może ze 2 km... A do tego były takie świetne górki, przy których po prostu nie mogłam opanować dzikiego pisku radości, gdy zjeżdżałam :D
Gdy dojeżdżałam do domu, uświadomiłam sobie, że to pierwszy raz w moim życiu, gdy obróciłam jednego dnia ponad 30 km. W chwilę potem moja biedna dupa też to sobie uświadomiła i wyraziła swoje zdanie niesamowitym bólem (i dziś chodzę jak pokraka).
Obyło się na szczęście bez zakwasów (nie ma jak rowerek treningowy <3), ale siedzenie na twardym podłożu stanowi dla mnie wyzwanie.
Nie wiem, czy prędko to powtórzę.
+++
Nie wiem, kiedy się życiowo ogarnę. Miałam nadzieję, że dzisiaj, ale imprezy mocno mi w tym przeszkodziły.
Jestem ciekawa, ile czasu zajął powrót?
OdpowiedzUsuń1,5 godziny :D
UsuńSłomka być dumna.
OdpowiedzUsuńHmm, może i ja odkurzę swój jednoślad :)
OdpowiedzUsuńŁooo nieźle 30 kilosów w jeden dzień i to w normalny dzień pracujący . Respekt for you ;D
OdpowiedzUsuńSpory kawał :D jednoślad górą!
OdpowiedzUsuńjak potem mam wsiąść do autobusu to jak do trumny bez klimatyzacji i z innymi towarzyszami. podziękuję - wolę rower :D
WOW! zycze powodzenia i motywacji :D
OdpowiedzUsuńhaha już widzę minę wszystkich babć w metrze "a panienka to ma dwa bilety że tyle miejsca zajmuje?" ;p
OdpowiedzUsuń