Maybelline, Dream Fresh BB
/
13 Comments
Dziś będzie o produkcie stosunkowo nowym na (nie tylko) naszym rynku. Kategoria "o matko boska, każdy się teraz wziął za bebiszony, no ile można!".
Mowa będzie o bb od Maybelline o dumnej nazwie Dream Fresh.
Zanim zacznę, drobna dygresja: sama jeszcze niedawno na każdy nowy "zachodni" bb krem patrzyłam z niechęcią, myśląc, że tylko Azjaci mają nań jakiś magiczny patent. Teraz sobie myślę: a co mam na nie psioczyć? Owszem, korzystają z zaklęcia "bb", ale producenci niekoniecznie obiecują nam, że te kremy nas nawilżą, ujędrnią, odmłodzą, wybielą itd. Wspomniany Dream Fresh według producenta ma nam zapewnić "instant fresh-faced glow" i to jest spoko.
Nie zamierzam się rzucać na każdy bb, jakim nas uraczą znane nam marki i po kilku artykułach widać, że będą to znane podkłady lub kremy tonujące - ale z dodatkiem filtra. Dobre i to, nie kojarzę żadnego podkładu z niższej i średniej półki, który miałby choć ułamek SPF (przypominam, nie jestem specjalistą, jeśli takie są, to mi napiszcie).
Recenzję DF piszę zatem z perspektywy kogoś, kto miał styczność z azjatyckimi bb kremami, ale nie wymaga, żeby produkty zachodnie były ich dokładnymi klonami. Byłoby zbyt nudno ;)
Zacznijmy od opakowania.
Cóż, maleńka tubka o pojemności 30 ml. Design baaardzo nieatrakcyjny. Mdłe kolorki: beż, biel i róż. Uch.
/po co mi namiot bezcieniowy, skoro mam rękę i nowe podwórko w tle/
2. Jak na moje potrzeby wyrównanie kolorytu jest ok. BB radzi sobie z pokryciem moich blizn - chociaż nie w całości. Ale dobra, nie wpadam w paranoję, jak temperatura idzie powyżej 25 stopni, to nie będę się jeszcze korektorem szpachlować.
3. SPF 30 - wysoki, nawet jak na azjatyckie oryginały ;) Szczerze mówiąc nie zagłębiałam się w skład i nie wiem, jakiego typu są to filtry i jak daleko w składzie. Przepraszam was za to niedociągnięcie - najzwyczajniej w świecie mi się póki co nie chce ;) Na podstawie intensywnych testów mogę jednak przyznać, że ochrona przeciwsłoneczna działa, jestem tak samo biała jak zawsze - rano był to mój jedyny filtr przez ostatnie 3 tygodnie (oczywiście po wyjściu z pracy już po bożemu był filterek z FaceShopa, nie ma przebacz!).
4. Ciężko mi się co do tego odnieść, bo od nawilżenia mam przecież inne produkty. Grunt, że cokolwiek strasznego by nie było w składzie (jak zawsze powtarzam, nie znam się, ale są tam bardzo długie słowa, których nie jestem w stanie bez sylabizowania powiedzieć), to mnie nie zapchało.
5. Wydaje mi się, że powinno to być elementem punku drugiego, ale może dla mądrali z korpo wyrównanie kolorytu wcale nie oznacza korygowania niedoskonałości. Jak już pisałam, pryszczydeł nie mam, ale myślę, że akurat ten BB nie poradziłby sobie z większym kalibrem skórnych niespodzianek. Tyle, co robi z moimi bliznami i plamkami, to mi wystarcza.
6. A niechby jakakolwiek formuła była tłusta! A fe!
7. Nie potrafię wam tego do końca wytłumaczyć, ale u mnie to wygładzenie nie dość, że widać, to czuć. Ja się jaram.
8. Tutaj już marketingowcy polecieli - chciałoby się napisać. Ale dzięki lekkiej formule nie ma poczucia robienia sobie maski na japie, więc ok, możemy mówić o uczuciu świeżości. O dziwo, nawet po kilku godzinach noszenia...
Właśnie, trwałość. Ta jest zaskakująco dobra. Przy normalnej temperaturze - powiedzmy, do 28 stopni - BB trwa w nienaruszonym stanie cały dzień. Ta jednostka czasowa oznacza dla mnie jakieś 10 godzin - od pomalowania się do powrotu z pracy (chciałabym być fajniejsza i bardziej imprezowa, ale się nie da, lol). W wypadku dłuższego noszenia makijażu (i/albo upałów, jakie nam się przytrafiały ostatnio) BB nie spływa i nie plackuje, ale jakoś tak po prostu... znika. W dobrym tego słowa znaczeniu. Nie oczekuję od kosmetyku za 20 zł, że będzie mi się trzymał japy jak przyspawany, bitch please.
Kolejnym plusem jest bardzo dobra współpraca z wszelkiego rodzaju pudrami, różami i bronzerami. Tak, też sobie grzecznie siedzą nietknięte i niestarte. Ich jakość oczywiście też jest w tym równaniu ważna, ja dla przykładu ostatnio katuję kosmetyki TheBalm i mogę potwierdzić, że raz nałożony Mary-Lou Manizer trzyma się cały dzień. Rozświetlacz to pół biedy, gorzej, jeśli tak jak ja jesteście pierdołami w kwestii używania róży i bronzerów. Mam dość ciężką rękę i było mi czasem ciężko rozetrzeć róż Downboy. Mogę tutaj teraz oczywiście dywagować, czy to faktycznie Dream Fresh jest tak dobrym gruntem, czy użyte kolorowe kosmetyki są tak mocne, główną ideę chyba zrozumiałyście :D
Ale dość pisania, przejdźmy do obrazów. Jak zwykle bez skrępowania moja japa w HD.
Dla przypomnienia - Olga przed. Jak się do was filuternie uśmiecha z rana pomimo kaprawych, zaspanych oczu!
Czary mary... Oczka nadal kaprawe, ale jest jakoś... Jaśniej, nie?
Zero poprawiania w programie graficznym. Tylko rameczkę dodałam, bo jak to tak bez rameczki?
Zasadniczo nie znajduję wad w Dream Fresh - spełnia obietnice producenta - według mnie w przynajmniej 6 z 8, co do jednej z nich trudno jest mi się odnieść, a filtry to śliski temat. Od biedy można się przyczepić do opakowania, że brzydkie - ale przynajmniej funkcjonalne ;)
Myślę, że cery suche i normalne będą zadowolone. Umiarkowane tłuściochy z arsenałem bibułek matujących i pudrów też nie będą narzekać, o ile przytuszują niespodzianki korektorem.
Cena regularna - koło 22 zł. Dream Fresh jest nowy, więc można go teraz zdybać w promocjach - mój w SuperPharmie kosztował całe 15,99 ;)
Czy polecam? Na pewno tym wszystkim, którzy nie hejtują mody na bb kremy i długich, dziwnych słów w składzie. Olga gwarantuje :D
Mowa będzie o bb od Maybelline o dumnej nazwie Dream Fresh.
Zanim zacznę, drobna dygresja: sama jeszcze niedawno na każdy nowy "zachodni" bb krem patrzyłam z niechęcią, myśląc, że tylko Azjaci mają nań jakiś magiczny patent. Teraz sobie myślę: a co mam na nie psioczyć? Owszem, korzystają z zaklęcia "bb", ale producenci niekoniecznie obiecują nam, że te kremy nas nawilżą, ujędrnią, odmłodzą, wybielą itd. Wspomniany Dream Fresh według producenta ma nam zapewnić "instant fresh-faced glow" i to jest spoko.
Nie zamierzam się rzucać na każdy bb, jakim nas uraczą znane nam marki i po kilku artykułach widać, że będą to znane podkłady lub kremy tonujące - ale z dodatkiem filtra. Dobre i to, nie kojarzę żadnego podkładu z niższej i średniej półki, który miałby choć ułamek SPF (przypominam, nie jestem specjalistą, jeśli takie są, to mi napiszcie).
Recenzję DF piszę zatem z perspektywy kogoś, kto miał styczność z azjatyckimi bb kremami, ale nie wymaga, żeby produkty zachodnie były ich dokładnymi klonami. Byłoby zbyt nudno ;)
Zacznijmy od opakowania.
Cóż, maleńka tubka o pojemności 30 ml. Design baaardzo nieatrakcyjny. Mdłe kolorki: beż, biel i róż. Uch.
/po co mi namiot bezcieniowy, skoro mam rękę i nowe podwórko w tle/
Bez zbędnych ceregieli przejdę do recenzji na podstawie oceny, czy produkt spełnia 8 obietnic ;) Oto i one.
A nie, będzie jeden ceregiel. Przypomnienie - nie borykam się z kosmicznymi problemami z cerą. Obecnie jest normalna ze skłonnością do podrażnień, bezpryszczowa, bezwągrowa, mój największy problem to blizny potrądzikowe i przebarwienia. Czyli tragedii nie ma. Weźcie to pod uwagę, gdy będę oceniać mejbelinka.
/a dla wytrwałych skład/
1. Faktycznie, bb rozświetla, nie daje matu. I jest to fajne, nienachalne rozświetlenie. Jak ktoś nie lubi, to zapraszam po puder ;) Ja akurat taki efekt lubię, a puder, którego używam do zafiksowania, na szczęście tego rozświetlenia nie zaciera.
3. SPF 30 - wysoki, nawet jak na azjatyckie oryginały ;) Szczerze mówiąc nie zagłębiałam się w skład i nie wiem, jakiego typu są to filtry i jak daleko w składzie. Przepraszam was za to niedociągnięcie - najzwyczajniej w świecie mi się póki co nie chce ;) Na podstawie intensywnych testów mogę jednak przyznać, że ochrona przeciwsłoneczna działa, jestem tak samo biała jak zawsze - rano był to mój jedyny filtr przez ostatnie 3 tygodnie (oczywiście po wyjściu z pracy już po bożemu był filterek z FaceShopa, nie ma przebacz!).
4. Ciężko mi się co do tego odnieść, bo od nawilżenia mam przecież inne produkty. Grunt, że cokolwiek strasznego by nie było w składzie (jak zawsze powtarzam, nie znam się, ale są tam bardzo długie słowa, których nie jestem w stanie bez sylabizowania powiedzieć), to mnie nie zapchało.
5. Wydaje mi się, że powinno to być elementem punku drugiego, ale może dla mądrali z korpo wyrównanie kolorytu wcale nie oznacza korygowania niedoskonałości. Jak już pisałam, pryszczydeł nie mam, ale myślę, że akurat ten BB nie poradziłby sobie z większym kalibrem skórnych niespodzianek. Tyle, co robi z moimi bliznami i plamkami, to mi wystarcza.
6. A niechby jakakolwiek formuła była tłusta! A fe!
7. Nie potrafię wam tego do końca wytłumaczyć, ale u mnie to wygładzenie nie dość, że widać, to czuć. Ja się jaram.
8. Tutaj już marketingowcy polecieli - chciałoby się napisać. Ale dzięki lekkiej formule nie ma poczucia robienia sobie maski na japie, więc ok, możemy mówić o uczuciu świeżości. O dziwo, nawet po kilku godzinach noszenia...
Właśnie, trwałość. Ta jest zaskakująco dobra. Przy normalnej temperaturze - powiedzmy, do 28 stopni - BB trwa w nienaruszonym stanie cały dzień. Ta jednostka czasowa oznacza dla mnie jakieś 10 godzin - od pomalowania się do powrotu z pracy (chciałabym być fajniejsza i bardziej imprezowa, ale się nie da, lol). W wypadku dłuższego noszenia makijażu (i/albo upałów, jakie nam się przytrafiały ostatnio) BB nie spływa i nie plackuje, ale jakoś tak po prostu... znika. W dobrym tego słowa znaczeniu. Nie oczekuję od kosmetyku za 20 zł, że będzie mi się trzymał japy jak przyspawany, bitch please.
Kolejnym plusem jest bardzo dobra współpraca z wszelkiego rodzaju pudrami, różami i bronzerami. Tak, też sobie grzecznie siedzą nietknięte i niestarte. Ich jakość oczywiście też jest w tym równaniu ważna, ja dla przykładu ostatnio katuję kosmetyki TheBalm i mogę potwierdzić, że raz nałożony Mary-Lou Manizer trzyma się cały dzień. Rozświetlacz to pół biedy, gorzej, jeśli tak jak ja jesteście pierdołami w kwestii używania róży i bronzerów. Mam dość ciężką rękę i było mi czasem ciężko rozetrzeć róż Downboy. Mogę tutaj teraz oczywiście dywagować, czy to faktycznie Dream Fresh jest tak dobrym gruntem, czy użyte kolorowe kosmetyki są tak mocne, główną ideę chyba zrozumiałyście :D
Ale dość pisania, przejdźmy do obrazów. Jak zwykle bez skrępowania moja japa w HD.
Dla przypomnienia - Olga przed. Jak się do was filuternie uśmiecha z rana pomimo kaprawych, zaspanych oczu!
Dobra, nie dajcie się zwieźć... Tak naprawdę wyglądam rano. Nie żartuję - mój ojciec musiał to oglądać przez 23 lata. Ciekawe, ile wytrzyma P.
Wyciskam na rączkę w celach poglądowych... Tak, wiem, że odcień fair wygląda tu jak soczysta pomarańcz, ale nie jest tak źle. Jaśnieje pod wpływem rozsmarowywania.
Czary mary... Oczka nadal kaprawe, ale jest jakoś... Jaśniej, nie?
Zero poprawiania w programie graficznym. Tylko rameczkę dodałam, bo jak to tak bez rameczki?
A teraz patrzcie, jak się odwaliłam.
/tak, mam tego świadomość, że moja grzywka drastycznie różni się kolorem od reszty włosów, ślepa nie jestem. walczę z tym stopniowo/
no dobra, brwi sobie nie zrobiłaś, nieładnie |
Zasadniczo nie znajduję wad w Dream Fresh - spełnia obietnice producenta - według mnie w przynajmniej 6 z 8, co do jednej z nich trudno jest mi się odnieść, a filtry to śliski temat. Od biedy można się przyczepić do opakowania, że brzydkie - ale przynajmniej funkcjonalne ;)
Myślę, że cery suche i normalne będą zadowolone. Umiarkowane tłuściochy z arsenałem bibułek matujących i pudrów też nie będą narzekać, o ile przytuszują niespodzianki korektorem.
Cena regularna - koło 22 zł. Dream Fresh jest nowy, więc można go teraz zdybać w promocjach - mój w SuperPharmie kosztował całe 15,99 ;)
Czy polecam? Na pewno tym wszystkim, którzy nie hejtują mody na bb kremy i długich, dziwnych słów w składzie. Olga gwarantuje :D
śliczna jesteś :):)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko:)
zapraszam do mnie :)
mnie ten bb mimo to nie kusi, ma mojej tlustawej skorze na pewno trzymal by sie kiepsko...
OdpowiedzUsuńco do wlosow to mega efekt z tymi dwoma kolorami! ombre w druga strone, zazwyczaj jasne jest na dole. tak tez mi sie podoba. rozumiem ze to efekt niezamierzony?
bardzo niezamierzony i niechciany :D
Usuńastor mattitude ma SPF 22 bodajże :)
OdpowiedzUsuńTa jasniejszaa grzywa jest bombastycznaa!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię na Ciebie patrzeć ;)
A ja cały czas nie mogę się zdecydować, który krem BB wybrać. Póki co, mam 2 odlewki, które stosuję.
OdpowiedzUsuńMam go i mam w stosunku do niego podobne odczucia jak Ty :)
OdpowiedzUsuńW ogóle śliczna jesteś, ładnie Ci w tych okularkach :D
oh stop it!
Usuńa że tak spytam, jak walczysz z tym innym kolorem grzywki? Mam to samo niestety;/
OdpowiedzUsuńgrzywkę zostawiam, bo do takiego koloru dążę na reszcie włosów ;) plan jest taki: włosy rozjaśnić i nałożyć tą samą farbę co zawsze. zobaczymy, co z tego wyjdzie :D
Usuńjak jeszcze będzie promocja to się na niego skuszę. i masz świetny styl pisania :) uśmiałam się czytając tą notkę :) z przyjemnością dodaję do obserwowanych
OdpowiedzUsuńDurna baba ze mnie, że tak późno znalazłam Twojego bloga! Zamiast pracować na chwałę przedsiębiorstwa od rana inwestuję w siebie i czytam Twoje posty (co wcale nie znaczy, że tak wolno czytam!) B-)
OdpowiedzUsuńGrzywka jest superancka, ja tam lubię takie pojechane tematy ;-)
tylko nie daj się w pracy przyłapać!
Usuń(jejku, jak miło się czyta takie rzeczy ^^")