Zużycia - sierpień
/
3 Comments
Denko niepełne i bez zdjęcia - część opakowań została u moich rodziców, część jest tu u mnie na miejscu i nic, absolutnie nic nie tłumaczy mojego lenistwa, które zaskutkowało brakiem zdjęć. Ale za to macie linki :D
Nie do końca jest to też wpis o zużyciach sierpniowych - miałam od dawna w zanadrzu kilka kosmetyków, które chciałam opisać, ale z różnych względów nie stworzyłam o nich osobnej notki.
Punkt kolejny - tak, podejrzanie tu dużo Yves Rocher. Czemu? Moja matka rodzicielka namiętnie kupuje u nich kosmetyki (soooo overpriced!), potem ich nie kończy (zostaje tak 1/3, 1/4, nie wiem, czy to nuda czy co..), zostawia i kupuje nowe. A ja, tester zapalony, biorę sobie taki zapomniany kosmetyk i pastwię się nad nim. Proste.
Tak, narzekam często i gęsto na ceny kosmetyków. Widziałyście mnie w akcji, potrafię wydać dwie stówy na krem, ale na bogów, to nie są codzienne i liczne zakupy. Dlatego psioczę, gdy coś do np. mycia/czyszczenia cenowo przekracza moje - zaznaczam, moje - granice zdrowego rozsądku. Keep that in mind.
/narzekam na pełne, regularne ceny kosmetyków YR, na szczęście mają tyle rozmaitych promocji, że bez większego problemu można ustrzelić coś 50, a nawet 70% taniej/
Intensywnie odżywiające mleczko do ciała z serii przeciwzmarszczkowej. Wymiękłam po zobaczeniu regularnej ceny - 75 zł za 200 ml. Mam nadzieję, że mama zachowała resztki zdrowego rozsądku i kupiła je w promocji. Generalnie produkt jest fajny - lekki, sprawdził się nawet przy tych naszych upałach powyżej 30 stopni. Pompka chodzi gładko i sprawnie, da się odkręcić i bezproblemowo wydobyć resztki mleczka - tak, da się je wytrząsnąć, nie trzeba ciąć butelki! Nie dajcie się zwieść, na żywo opakowanie absolutnie nie sprawia wrażenia ekskluzywnego (co chociaż trochę tłumaczyłoby cenę). Działanie - jestem na tak, ale cena...
Krem na dzień eliminujący pierwsze zmarszczki - pewnie się zastanawiacie - skąd u mnie takie rzeczy, skoro mam tylko 23 lata? Ano, po wielu rozkminkach stwierdziłam, że lepiej zapobiegać, w końcu moja skóra jędrniejsza sama z siebie już nie będzie. Krem dostałam jako gratis (!) do zakupów - YR robi naprawdę szatańskie akcje marketingowe. Prezent o wartości 79 zł za samo zrobienie zakupów, nawet najmniejszych... Jak na krem na dzień ma bardzo gęstą konsystencję. Jak łatwo się domyślić, na początku stosowałam go po prostu za dużo ;) Jak już się wchłonie, to jest fajną bazą pod makijaż. Czy zauważyłam drastyczne, olśniewające efekty? Zobaczymy za jakiś czas, zmarszczek wszak nie mam, a robię naprawdę dużo, żeby moja buzia była gładka i pełna blasku. Podejrzewam, że krem przyczynił się też do wygładzenia moich kraterów potrądzikowych na policzkach (w końcu produkt anti-ageing ma pobudzać skórę do regeneracji).
Odświeżający żel do mycia twarzy - dla odmiany zużyłam cały, bo mama całkowicie zmieniła pielęgnację. Malutka tubka - zaledwie 125 ml! Za 33 zł! Złodziejstwo w biały dzień - jest to przyzwoity żel, chociaż nie odważyłabym się go użyć jako jedyny produkt do wieczornego demakijażu i oczyszczania. Na rano, żeby odświeżyć sobie twarz po nocy - jak najbardziej, nie ściąga skóry. Wydajność epicko słaba - 3 tygodnie używania raz dziennie. Sorry, same to sobie skalkulujcie.
Tonik usuwający oznaki zmęczenia - akurat tutaj mam najmniej do powiedzenia, bo wykorzystałam raptem ostatnie 20%. Należy do tej generacji żelowych toników, które dopiero w zetknięciu z wacikiem robią się wodniste. Huczę ze sloganu "usuwanie oznak zmęczenia", bo niby co, moje wory pod oczami miałyby się od niego zmniejszyć? A moje kaprawe oczka powiększyć? Not gonna happen! Oczyszcza, to fakt, nawet nawilża, ale kosztem lekkiego oblepienia skóry - nie lubię tego efektu po toniku. Po minucie czy dwóch się wchłania, ale wolę unikać tego czekania i od razu czuć takie.. Hm.. Ta, sama nie wiem, jak to opisać :D
Avene, Płyn micelarny do oczyszczania i demakijażu - miniatura 50 ml z Glossyboxa. Jeżdżę po tych micelach cały czas, generalnie im droższy, tym dla mnie gorszy :D Zmywał ciut lepiej niż Vichy, niestety dość mocno szczypał po dostaniu się do oczu (bardziej, niż bym pozwalała na to kosmetykowi, który w końcu ma zmyć mi tapetę z oka, lol). Cena jeszcze bardziej absurdalna niż Bioderma. Tyle z niego fajnego, że zostawię sobie buteleczkę na wyjazdy.
Natura Officinalis, Krem do twarzy odżywczy - wszystko w tym kremie jest fajne: słoiczek z aluminiową zakrętką, polski producent, skład, konsystencja, a co najważniejsze, efekty. Skóra jest gładka, miękka, nawilżona, elastyczna - przy czym nie polecam stosowania tego kremu na dzień i pod makijaż - jest po prostu zbyt ciężki (chociaż producent poleca też stosowanie na dzień właśnie). Fajna nie jest polityka Rossmana i SP, które mają całą gamę produktów w ofercie: widziałam je kilka razy w promocji, za każdym razem termin przydatności kosmetyku (czyli do kiedy otworzyć, dobrze to opisałam, wszyscy mnie zrozumieli?) był krótszy niż 6 miesięcy, a raz nawet wynosił 2 miesiące (!!!). Rozumiem, że kremy nie schodzą, bo znane szarej zjadaczce chleba nie są i trudno takową namówić na wyciułanie 29 zł za słoiczek, ale takie praktyki sklepów mnie po prostu odrzucają. W regularnej cenie już oczywiście kupiłam kosmetyk, którego data przydatności wypadała jakoś w 2013 roku.
Nie do końca jest to też wpis o zużyciach sierpniowych - miałam od dawna w zanadrzu kilka kosmetyków, które chciałam opisać, ale z różnych względów nie stworzyłam o nich osobnej notki.
Punkt kolejny - tak, podejrzanie tu dużo Yves Rocher. Czemu? Moja matka rodzicielka namiętnie kupuje u nich kosmetyki (soooo overpriced!), potem ich nie kończy (zostaje tak 1/3, 1/4, nie wiem, czy to nuda czy co..), zostawia i kupuje nowe. A ja, tester zapalony, biorę sobie taki zapomniany kosmetyk i pastwię się nad nim. Proste.
Tak, narzekam często i gęsto na ceny kosmetyków. Widziałyście mnie w akcji, potrafię wydać dwie stówy na krem, ale na bogów, to nie są codzienne i liczne zakupy. Dlatego psioczę, gdy coś do np. mycia/czyszczenia cenowo przekracza moje - zaznaczam, moje - granice zdrowego rozsądku. Keep that in mind.
/narzekam na pełne, regularne ceny kosmetyków YR, na szczęście mają tyle rozmaitych promocji, że bez większego problemu można ustrzelić coś 50, a nawet 70% taniej/
Intensywnie odżywiające mleczko do ciała z serii przeciwzmarszczkowej. Wymiękłam po zobaczeniu regularnej ceny - 75 zł za 200 ml. Mam nadzieję, że mama zachowała resztki zdrowego rozsądku i kupiła je w promocji. Generalnie produkt jest fajny - lekki, sprawdził się nawet przy tych naszych upałach powyżej 30 stopni. Pompka chodzi gładko i sprawnie, da się odkręcić i bezproblemowo wydobyć resztki mleczka - tak, da się je wytrząsnąć, nie trzeba ciąć butelki! Nie dajcie się zwieść, na żywo opakowanie absolutnie nie sprawia wrażenia ekskluzywnego (co chociaż trochę tłumaczyłoby cenę). Działanie - jestem na tak, ale cena...
Krem na dzień eliminujący pierwsze zmarszczki - pewnie się zastanawiacie - skąd u mnie takie rzeczy, skoro mam tylko 23 lata? Ano, po wielu rozkminkach stwierdziłam, że lepiej zapobiegać, w końcu moja skóra jędrniejsza sama z siebie już nie będzie. Krem dostałam jako gratis (!) do zakupów - YR robi naprawdę szatańskie akcje marketingowe. Prezent o wartości 79 zł za samo zrobienie zakupów, nawet najmniejszych... Jak na krem na dzień ma bardzo gęstą konsystencję. Jak łatwo się domyślić, na początku stosowałam go po prostu za dużo ;) Jak już się wchłonie, to jest fajną bazą pod makijaż. Czy zauważyłam drastyczne, olśniewające efekty? Zobaczymy za jakiś czas, zmarszczek wszak nie mam, a robię naprawdę dużo, żeby moja buzia była gładka i pełna blasku. Podejrzewam, że krem przyczynił się też do wygładzenia moich kraterów potrądzikowych na policzkach (w końcu produkt anti-ageing ma pobudzać skórę do regeneracji).
Odświeżający żel do mycia twarzy - dla odmiany zużyłam cały, bo mama całkowicie zmieniła pielęgnację. Malutka tubka - zaledwie 125 ml! Za 33 zł! Złodziejstwo w biały dzień - jest to przyzwoity żel, chociaż nie odważyłabym się go użyć jako jedyny produkt do wieczornego demakijażu i oczyszczania. Na rano, żeby odświeżyć sobie twarz po nocy - jak najbardziej, nie ściąga skóry. Wydajność epicko słaba - 3 tygodnie używania raz dziennie. Sorry, same to sobie skalkulujcie.
Tonik usuwający oznaki zmęczenia - akurat tutaj mam najmniej do powiedzenia, bo wykorzystałam raptem ostatnie 20%. Należy do tej generacji żelowych toników, które dopiero w zetknięciu z wacikiem robią się wodniste. Huczę ze sloganu "usuwanie oznak zmęczenia", bo niby co, moje wory pod oczami miałyby się od niego zmniejszyć? A moje kaprawe oczka powiększyć? Not gonna happen! Oczyszcza, to fakt, nawet nawilża, ale kosztem lekkiego oblepienia skóry - nie lubię tego efektu po toniku. Po minucie czy dwóch się wchłania, ale wolę unikać tego czekania i od razu czuć takie.. Hm.. Ta, sama nie wiem, jak to opisać :D
Avene, Płyn micelarny do oczyszczania i demakijażu - miniatura 50 ml z Glossyboxa. Jeżdżę po tych micelach cały czas, generalnie im droższy, tym dla mnie gorszy :D Zmywał ciut lepiej niż Vichy, niestety dość mocno szczypał po dostaniu się do oczu (bardziej, niż bym pozwalała na to kosmetykowi, który w końcu ma zmyć mi tapetę z oka, lol). Cena jeszcze bardziej absurdalna niż Bioderma. Tyle z niego fajnego, że zostawię sobie buteleczkę na wyjazdy.
Natura Officinalis, Krem do twarzy odżywczy - wszystko w tym kremie jest fajne: słoiczek z aluminiową zakrętką, polski producent, skład, konsystencja, a co najważniejsze, efekty. Skóra jest gładka, miękka, nawilżona, elastyczna - przy czym nie polecam stosowania tego kremu na dzień i pod makijaż - jest po prostu zbyt ciężki (chociaż producent poleca też stosowanie na dzień właśnie). Fajna nie jest polityka Rossmana i SP, które mają całą gamę produktów w ofercie: widziałam je kilka razy w promocji, za każdym razem termin przydatności kosmetyku (czyli do kiedy otworzyć, dobrze to opisałam, wszyscy mnie zrozumieli?) był krótszy niż 6 miesięcy, a raz nawet wynosił 2 miesiące (!!!). Rozumiem, że kremy nie schodzą, bo znane szarej zjadaczce chleba nie są i trudno takową namówić na wyciułanie 29 zł za słoiczek, ale takie praktyki sklepów mnie po prostu odrzucają. W regularnej cenie już oczywiście kupiłam kosmetyk, którego data przydatności wypadała jakoś w 2013 roku.
No faaak, u mnie dwudziestka na karku i już się skóra powoli marszczy. Geny, geny, cholera jasna </3
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam płyn micelarny z Vichy, nie zamienię go na żaden inny :D
OdpowiedzUsuńojojoj a mnie płyny micelarne nie szczypią, a najlepszy do mojej tłustej strefy t to bioderma sebium. oczywiscie tylko w promocji. a yves rocher uwielbiam i promocje maja sensowne i z korzyscia dla klienta.
OdpowiedzUsuńkurcze, ale wiesz co ja mam taki maly pomysl, ze musialas uzywac tego zelu hydra vegetal za duzo jednorazowo, bo ja uzywam go prawie 2 miesiace i zuzylam polowe. tzn na poczatku tez uzywalam go za duzo, ale potem sie okazalo, ze wystarczy mini mini ilosc.