nie ma innych tematów - czyli całuśne pudełko
/
0 Comments
Tak, poddałam się kissboxowej manii. Stosunek do zawartości mam póki co neutralny - ucieszyłam się jak debil z pięknego, różowego lakieru. Kąpieli w wannie raczej nie zażywam, więc olejek wykorzystałam prostacko do nawilżenia łydek i ramion - bardzo lubię film, jaki na skórze zostawiają wszelkie oleje i oliwki, więc jestem zadowolona. Krem odżywczy ani trochę nie wstrzelił się w potrzeby mojej skóry - ale to mi oczywiście nie przeszkadza i na razie wylądował na twarzy. Na dzień raczej nie odważę się go nałożyć, bo jest aż nazbyt odżywczy :]
Jadę dalej na retinoidach, więc peeling z bólem serca (ten zapach!) oddałam mamie. Oczywiście była zadowolona, bo lubi takie drobnoziarniste drapaki. Pomyślałam sobie "hmmm, idą święta, może jej kupię pełne opakowanie".
Sięgnęłam do ulotki i na moment zatrzymało mi się serce, gdy zobaczyłam cenę. 150 zł za 50 gramów, wtf?
To nie jest tak, że nie kocham własnej matki i jej żałuję XDDD Biedna też nie jestem, ale z drugiej strony nie jestem przyzwyczajona do takich wydatków na kosmetyki do pielęgnacji. Wiem, że kremy za 5 i 50 zł będą się różnić, ale wystarczająco dużo się naczytałam, żeby tak samo myśleć o kremach za 50 i 500 zł. Moje przekonanie pogłębia się od czasu, gdy ogarnęłam kosmetyki mineralne (dobra, nie są super tanie, ale niektóre marki są w Polsce już na tyle popularne, że ceny mogą tylko iść w dół - taki EDM) tudzież samorobione (BU), o różnych pojedynczych cudownych specyfikach nie wspominając.
Nie twierdzę, że wszystkie drogie kosmetyki to niemożebnie przepłacone średniaki. W dość groteskowych okolicznościach stałam się niedawno posiadaczką korektora z Benefitu i po raz pierwszy w życiu wyszłam z domu bez cieni pod oczami sięgającymi żuchwy. Jeśli kiedyś nadejdzie ta smutna chwila, gdy Boi-ing mi się skończy, a nie będę miała 95 zł, to niechybnie sprzedam nerkę, żeby je zdobyć :P
A może tak naprawdę 95 zł to nie jest dużo za świetny, wartościowy kosmetyk? Dżizas, będą miała teraz rozkminę.
Ale wracając do kissboxa - zamówię jeszcze jednego, jak mnie nie zachwyci, to chyba wtedy się pożegnamy.
Jadę dalej na retinoidach, więc peeling z bólem serca (ten zapach!) oddałam mamie. Oczywiście była zadowolona, bo lubi takie drobnoziarniste drapaki. Pomyślałam sobie "hmmm, idą święta, może jej kupię pełne opakowanie".
Sięgnęłam do ulotki i na moment zatrzymało mi się serce, gdy zobaczyłam cenę. 150 zł za 50 gramów, wtf?
To nie jest tak, że nie kocham własnej matki i jej żałuję XDDD Biedna też nie jestem, ale z drugiej strony nie jestem przyzwyczajona do takich wydatków na kosmetyki do pielęgnacji. Wiem, że kremy za 5 i 50 zł będą się różnić, ale wystarczająco dużo się naczytałam, żeby tak samo myśleć o kremach za 50 i 500 zł. Moje przekonanie pogłębia się od czasu, gdy ogarnęłam kosmetyki mineralne (dobra, nie są super tanie, ale niektóre marki są w Polsce już na tyle popularne, że ceny mogą tylko iść w dół - taki EDM) tudzież samorobione (BU), o różnych pojedynczych cudownych specyfikach nie wspominając.
Nie twierdzę, że wszystkie drogie kosmetyki to niemożebnie przepłacone średniaki. W dość groteskowych okolicznościach stałam się niedawno posiadaczką korektora z Benefitu i po raz pierwszy w życiu wyszłam z domu bez cieni pod oczami sięgającymi żuchwy. Jeśli kiedyś nadejdzie ta smutna chwila, gdy Boi-ing mi się skończy, a nie będę miała 95 zł, to niechybnie sprzedam nerkę, żeby je zdobyć :P
A może tak naprawdę 95 zł to nie jest dużo za świetny, wartościowy kosmetyk? Dżizas, będą miała teraz rozkminę.
Ale wracając do kissboxa - zamówię jeszcze jednego, jak mnie nie zachwyci, to chyba wtedy się pożegnamy.