Benefit, Boi-ing
/
10 Comments
Bohaterem poniedziałku jest mój ukochany korektor Boi-ing marki Benefit. Pisałam o nim tyle razy, to w końcu muszę skubańca pokazać, nie?
Boi występuje w 3 odcieniach, ja mam oczywiście najjaśniejszy. Jest przeznaczony do wszelkich niespodzianek - cóż, ja pryszczy, wyprysków ani nawet zaskórników nie mam (sesese), więc mogę tylko pokazać jego działanie na moich sińcach pod oczami (z którymi dogłębnie zapoznałyście się w zeszłym tygodniu). Zdjęcia zrobione moim bliznom wyszły średnio, ale i tak wam je pokażę :)
Opakowanie: płaski słoiczek. Jedyna słuszna forma opakowania dla tej formuły - Boi jest wręcz twardy, trzeba pogmerać palcem w słoiczku, żeby go rozgrzać i zaaplikować (jak z niektórymi błyszczykami w puszce), do tubki po prostu się nie nadaje. Wiem, że są przeciwniczki takich rozwiązań - mnie to akurat nie robi większej różnicy. Przez tą gęstość korektor jest nieziemsko wydajny - używam go od listopada kilka razy w tygodniu, a zużycie to lekkie zagłębienie, którego nawet nie widać, bo źle ustawiłam aparat ;D
Opakowanie mieści 3 gramy kosmetyku. Mój wspomniany najjaśniejszy odcień to 01.
No dobra, słoiczek ma jeden feler - korektor zbiera różne farfocle z powietrza.
Jak wspomniałam, korektor jest twardy. Trzeba go dobrze zmiziać palcem, ja czasem kładę go na grzejniku.
Żeby szybko sobie przypomnieć, jak normalnie wyglądają moje sińce, zapraszam do tutaj. A teraz patrzcie i podziwiajcie.
Troszkę inny kąt.
Cytując pokemony, it's super effective.
Tutaj chlasnęłam trochę rozświetlacza na korektor w kąciku. Bo sam z siebie Boi-ing nie rozświetla, nie łudźcie się.
Ostatnie zdjęcie to drastyczny close-up mojego czoła (widzicie ile mam baby hair? czasem trudno z nimi wytrzymać). W 3 kółkach zaznaczyłam (jakże zgrabnie) swoje pieprzyki. W środkowym kółku jest pieprzyk zaszpachlowany Boi-ingiem.
Myślę, że zdjęcia mówią same za siebie - bardzo dobra szpachla, milordzie. Jakieś uwagi? Owszem, z Boiem trzeba się nauczyć żyć.
Primo, jeśli ma być użyty pod oczy, to skórę trzeba baaardzo dobrze nawilżyć. Secundo, Boia trzeba rozgrzać w palcach, a potem delikatnie, wręcz z matczyną czułością, uklepać. Tertio, wystarczy mała (nie piszę minimalna, po prostu mała) ilość. Przy zachowaniu tych trzech kroków Boi-ing nie wejdzie szpetnie w zmarchy (jest tak gęsty, że ma do tego predyspozycje). Pewnie sobie myślicie "ale buba, trzeba skubańca rozgrzewać, za dużo tego cackania się jak dla mnie". Faktycznie nie jest najprostszy w obsłudze, ale cóż - u mnie pokryty pudrem trzyma się cały dzień i naprawdę tuszuje sińce. A jak walnę na niego benefitowy Watt's Up, to w ogóle jestem szczęśliwa.
O, dla przykładu patrzcie tutaj.
Dobra, wiem, że świecę się jak spocona świnia (o ile świnie się pocą), ale niestety rzeczony Watt's Up tak się zachowuje w blasku fleszy (trololo). Bez flesza mam rozświetlone spojrzenie. Omg, zaczynam popadać w chory, bezkrytyczny narcyzm :D
Jak to z Benefitem bywa, za przyjemność trzeba zapłacić. I to aż 95 zł. Nie wiem, czy sama tyle bym dała - za korektor zapłacił mój ojciec (pewnego razu czekaliśmy na seans w kinie, pod pozorem szukania perfum dla mojej mamy weszliśmy do Sephory, a ten zdrajca wepchnął mnie w ręce konsultantki i wskazując na moje sińce wyszeptał "niech pani coś z TYM zrobi"). Hm, jeśli kiedykolwiek mi się skończy (w co wątpię, bo przecież usuwam sińce laserem, lol XDDD), pewnie karnie podrepczę po następne opakowanie. Nawet MAC ma tańsze korektory, ale znowu szukać, przyzwyczajać się, opracowywać najlepszy sposób współpracy? Nieeee, nie chcę tego przechodzić drugi raz. Wzorem amerykańskich spotów wyborczych zakończę mój wywód o Boi-ingu kwestią My name is Olga and I approve this message.
+++
Dzielnie kręciłam wczoraj moim nowym fitnesowym hula-hop. Kuleczki masujące zrobiły mi na lewym biodrze siniakowy Argamedon, na prawym obyło się bez ofiar. Zrobię zaraz pomiary mojego cielska, będę się z wami dzieliła spadkami - jeśli nastąpią ;)
Wyguglowałam sobie skład, nawet niezły... ale sama też sobie taki zrobiłam. Nawet podobnie twardy jest, serio. I też włazi w zmarchy jak się za dużo nawali. Więc nie czuję się skuszona.
OdpowiedzUsuńJuż tak nie szpanuj tą swoją nieskalaną poretinoidową cerą :P
Sińce mam podobne pod oczyskami, pocieszam się, że mamusia ma jeszcze gorzej.
O, akcja odchudzanie? Dołączam się, chociaż u mnie to raczej rzeźbienie (wagowo jest ok)
Jezu, za co mi ten szef płaci, siedzę po blogach w godzinach pracy, nikomu nie życzę takiego pracownika.
Ależ ja chaotycznie piszę. Pozdrawiam zza biurka, pracownik biurowy
haha, chciałabym nie szpanować, ale to silniejsze ode mnie! :D
UsuńPomijając samego Boi ... umieram milordzie ze śmiechu !
OdpowiedzUsuńJa mam lekkie skrzywionko na temat Benefitu i zupelnie nie potrafię rozgryźć tego dlaczego te produkty tak na mnie działają , bo przecie niektóre cudów nie czynią .., a jednak
Ja jednak mam swojego ulubieńca w tej kategorii :)
to przez te słodkie retro opakowania :> zdradzisz mi może dwie rzeczy: jaki korektor jest twoim ulubieńcem oraz co z benefitu nie działa?
UsuńOpakowania na 100%
UsuńNie nie , ze coś tam mam do Benefita .Tak napisałam tylko , ze cudów przecież nie robi ,a kosztuje nie mało i śmiało można go zastąpić czymś tańszym co będzie nam robiło równie dobrze .
Co do mojego podocznego korektora to dla mnie osobiście póki co nic lepszego mi się nie trafiło niż ArtDeco Perfect Teint . Oczywiście to tylko moja opinia subiektywna .
łaaaaa.... Efektu pozazdrościć xD
OdpowiedzUsuńJak również pozazdrościć takiego troskliwego tatuśka xD
Właśnie się ostatnio zastanawiałam nad nim - muszę koniecznie pomacać w najbliższej Sephorze. Na sińce dobrze mi robi korektor MAC Studio Sculpt i Bobbi Brown - to są moje dotychczas najlepsze wynalazki.
OdpowiedzUsuńAh, kiedys dawno temu moj tato tez sie na taki 'wypad' dal skusic :D Dobry trik nie powiem :)
OdpowiedzUsuńCiekawa opinia, wezme pod uwage przy nastepnej wizycie w Sephorze:)))
Fajnie się czyta o Twoich sińcach wstecz :D
OdpowiedzUsuńłaaaaał nieźle nieźle
OdpowiedzUsuń