przypominajka: Skinfood, Agave Cactus Sun BB Cream SPF36
/
8 Comments
Mało mi, mało mi bebików. Co z tego, że mam już 3 pełnowymiarowe opakowania, z czego z dwóch jestem baaaardzo zadowolona. Próbeczek nigdy dość, nie?
Dziś będzie zatem o Agave Cactus Sun BB Cream SPF36 marki Skinfood. I nawet będą zdjęcia! :D
Zacznę od tego, że nie jest to pełna recenzja - ten bb jest bardzo gęsty, a mimo to wystarczył mi na dwa użycia :/ Trochę żal, inne próbki starczają na 3-4 razy, a jeden rekordzista na 5. Więc tak, już wiecie, że Agawa i Kaktus jest bardzo gęstym kremem. Jajcem rozprowadza się dobrze, ładnie pachnie (chyba was nie zaskoczę - sokiem kaktusowym z Tymbarka, innych porównań w naszej strefie klimatycznej nie znam).
Na plus zaliczam też filtr w wysokości 36 - kapcie z wrażenia mi nie spadły co prawda, ale inne bb, które lubię, mają np. faktor 25.
Kolor... Kurde, popatrzcie na zdjęcia. Ja jestem sierotą i nie potrafię go określić, ale ładnie się stopił. Krycie średnie w kierunki mocnego. Jak zobaczycie na zdjęciach, zostawia glow - na policzkach efekt do przełknięcia, ale w strefie T nie ma wybacz, leci puderek.
Efekt końcowy? Byłoby fajnie, gdyby nie był taki gęsty - naprawdę mam wrażenie, że się szpachluję. I jedna rzecz, której nie mogę mu wybaczyć - sprawił, że moje pory wyglądały jak księżycowe kratery. A moje pory są naprawdę uspokojone i obecnie niewidoczne, więc ten teges, rozumiecie :D
Właśnie przeczytałam na stronie producenta, że ten bebik jest przeznaczony do skóry suchej i ma ją intensywnie nawilżać. My ass! Naprawdę wolałabym, żeby darowali sobie te gadki o nawilżeniu, skoro go nie ma. Ale za to pełnowymiarowe opakowanie ma gąbeczkę - popatrzcie na prawdziwe, nieproducenckie zdjęcia. Myślę, że to całkiem fajna opcja, bo nie każdy ma jajco/gąbkę/pędzel, a takiego gęściucha nie wyobrażam sobie nakładać palcami.
No dobra, to lećmy ze zdjęciami. Tak Agawa i Kaktus prezentuje się na mojej dłoni.
Na kości policzkowej możecie dostrzec glow. Zaczerwienienia są ukryte. Gdybym o tym pomyślała wcześniej, to zrobiłabym zdjęcia mojego czoła - mam taki ogromny pieprzyk przy linii włosów i średnio go lubię, a ten bb nawet sprawnie sobie poradził z zatuszowaniem go. Oczywiście nadal był widoczny, ale już się tak nie odznaczał :)
Cóż, pełnowymiarówki nie kupię - kosztuje prawie 50$, a znam już tańsze i lepsze kremy.
Dziś będzie zatem o Agave Cactus Sun BB Cream SPF36 marki Skinfood. I nawet będą zdjęcia! :D
Zacznę od tego, że nie jest to pełna recenzja - ten bb jest bardzo gęsty, a mimo to wystarczył mi na dwa użycia :/ Trochę żal, inne próbki starczają na 3-4 razy, a jeden rekordzista na 5. Więc tak, już wiecie, że Agawa i Kaktus jest bardzo gęstym kremem. Jajcem rozprowadza się dobrze, ładnie pachnie (chyba was nie zaskoczę - sokiem kaktusowym z Tymbarka, innych porównań w naszej strefie klimatycznej nie znam).
Na plus zaliczam też filtr w wysokości 36 - kapcie z wrażenia mi nie spadły co prawda, ale inne bb, które lubię, mają np. faktor 25.
Kolor... Kurde, popatrzcie na zdjęcia. Ja jestem sierotą i nie potrafię go określić, ale ładnie się stopił. Krycie średnie w kierunki mocnego. Jak zobaczycie na zdjęciach, zostawia glow - na policzkach efekt do przełknięcia, ale w strefie T nie ma wybacz, leci puderek.
Efekt końcowy? Byłoby fajnie, gdyby nie był taki gęsty - naprawdę mam wrażenie, że się szpachluję. I jedna rzecz, której nie mogę mu wybaczyć - sprawił, że moje pory wyglądały jak księżycowe kratery. A moje pory są naprawdę uspokojone i obecnie niewidoczne, więc ten teges, rozumiecie :D
Właśnie przeczytałam na stronie producenta, że ten bebik jest przeznaczony do skóry suchej i ma ją intensywnie nawilżać. My ass! Naprawdę wolałabym, żeby darowali sobie te gadki o nawilżeniu, skoro go nie ma. Ale za to pełnowymiarowe opakowanie ma gąbeczkę - popatrzcie na prawdziwe, nieproducenckie zdjęcia. Myślę, że to całkiem fajna opcja, bo nie każdy ma jajco/gąbkę/pędzel, a takiego gęściucha nie wyobrażam sobie nakładać palcami.
No dobra, to lećmy ze zdjęciami. Tak Agawa i Kaktus prezentuje się na mojej dłoni.
A tak wygląda w słoiczku. Tak, to jest ilość, jaka poszła na jedno użycie.
O, przy okazji możecie popatrzeć, jak wygląda mój prawy polik saute ;) miesiąc po odstawieniu Aknenorminu.
Bebik w akcji.
Cóż, pełnowymiarówki nie kupię - kosztuje prawie 50$, a znam już tańsze i lepsze kremy.
o pieknie wyrównał Ci cere i pięknie się stopił .Też go probowałam i moje odczucia tez były pozytywne -dużo bardziej niż po grzybkowym czy fasolokowym ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że jest tak szaleńczo "wydajny" :D
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie miałam styczności z BB, ale słyszałam o nich wiele dobrego ;)
OdpowiedzUsuńpolecam, większość to bardzo udane produkty :)
UsuńA ja nie miałam i nie zamierzam mieć, ale efekt robi wrażenie. Nie mówiąc o tym, że masz już tak ładną buzię, że prawie nie ma czego poprawiać. Idę do lusterka poużalać się nad sobą, bo chociaż najgorszy wysyp już minął, i tak jest ciężko, eh
OdpowiedzUsuńnie ma użalania się! zakazuję!
UsuńOch, Bebikolandia, słomkowa terra incognita.
OdpowiedzUsuńJestem odmieńcem.
OdpowiedzUsuńNie uświadczyłam ani BB, ani CC ani jakiejkolwiek innej lytery :(
Obok efektu nie da się przejść obojętnie, świetnie to wygląda.