filtr o nazwie trudnej do zapamiętania - pierwsze wrażenia
/
8 Comments
Już raz wspominałam, że zaopatrzyłam się w filtr, o którym Urbanek trąbił już w 2010 roku. Mam za sobą intensywne testy w Hiszpanii a także pierwsze użytkowanie z podkładami i bebikami już w Polszy.
Radzę wam na początku zapoznać się z recenzją Urbaniastej, bo będę się doń odwoływać (ale pliiis, wróćcie potem do mnie!). Napaliłam się na ten filtr jak marynarz wracający do portu po półrocznym rejsie przez dwie rzeczy - kolor i konsystencję.
Natural Sun AQ Power Long-lasting Sun Cream SPF45 PA+++ jest kremem, jak sama nazwa wskazuje. Nie jakaś emulsja, co się rozlewa i nigdy nie wsiąka. Jest gęsty, a jednocześnie lekki. I faktycznie jest leciutko beżowy. Nie chamsko brązowy, jak barwiony Anthelios z LRP, tylko beżowy jak niektóre bazy pod makijaż.
Oczywiście przy kilku pierwszych użyciach nakładałam go za dużo i lekko mnie zbielił, ale nieszczególnie się tym przejęłam (chociaż w moim przypadku "lekkie zbielenie" od mojej naturalnej bladości zakrawa na efekt wampira z True Blood).
Jeśli nałożymy w zdroworozsądkowej ilości, to nie dość, że kolor japy nam się nie zmieni, to... uwaga-uwaga... filtr wchłania się do matu.
Byłam tym efektem szczerze zszokowana - co prawda nie mam wielkiego problemu z błyszczeniem, ale kontrolnie koło 15-16 zawsze coś tam sobie przypudruję. Hiszpania, Cordoba, dobre 25 stopni, krążymy z M. po labiryncie uliczek, zatrzymujemy się na odpoczynek w jakiejś knajpie, odwiedzam łazienkę i z przyzwyczajenia wyciągam puder... I tak, mogę go schować, bo jestem matowa tak samo jak 5 godzin wcześniej.
Myślicie sobie pewnie, że jestem zachwycona. Cóż, nie do końca. Wiadomo, jeśli nakładamy trzecią lub czwartą warstwę filtra w ciągu dnia, to efekt matu zniknie i zaczniemy się lekko świecić (na szczęście w dobrym tego słowa znaczeniu, czyli glow - przynajmniej u mnie).
Gorzej jest, gdy na filtr nakładam bb lub podkład. Hot Pink niestety zupełnie się nie przyjął na tym filtrze, świeci się i szybko schodzi. Nieco lepiej jest w przypadku burżujowego Healthy Mixa i bb z Bio Essence. Bez filtra zupełnie nie potrzebowałam ich już pudrować, teraz nie mogę tego kroku ominać, ale przynajmniej nie schodzą w tak zastraszającym tempie. Trochę mnie to boli, bo Urban zachwalał, że to taka dobra baza XD (spokojnie, pamiętam, że każdemu co innego służy).
Mimo wszystko jestem w stanie przeboleć fakt, że filtr z Face Shop nie współpracuje z Hot Pinkiem, ponieważ robi to, do czego został stworzony - świetnie chroni przed słońcem.
Dowód nr 1 - z Hiszpanii wróciłam tak samo blada jak przed wyjazdem i gdyby nie zdjęcia, to nikt by mi w ten trip nie uwierzył.
Dowód nr 2 - zapomniałam wziąć filtr na zjazd do Łodzi, więc moją jedyną ochroną przez 3 dni był spf25 zawarty w bb. Wystarczyło, żebym wyszła na kilka przerw na zewnątrz, a wieczorem zauważyłam typowe słoneczne zaczerwienienie - po kuracji retinoidami muszę się wystrzegać słońca, żeby uniknąć przebarwień, a tu taki klops.
Przy temperaturach powyżej 30 stopni na pewno nie będę katować się podkładami (nawet mineralnymi), więc wróżę Filtrowi O Nazwie Nie Do Powtórzenia świetlaną przyszłość na mojej japie. Kusi mnie, żeby wypróbować inne kosmetyki z tej samej serii, ale boję się, że trafię na coś białego lub emulsyjnego. Albo nie daj boże biało-emulsyjnego na raz :o Cena na ibejcu też trochę odstrasza - koło 28$. Z wysyłką wyszło mi prawie 100 zł. Sama nie wiem, czy to (za) dużo kasy za naprawdę przyzwoity kosmetyk, który mi dobrze służy. Zobaczymy, jak będzie z wydajnością :)
A gdyby kogokolwiek interesowała torebka, o której wspominałam w ostatnim poście, to już ją wam pokazuję. Zdjęcia bezczelnie wzięłam ze strony H&M, czyli producenta tychże wyrobów ;)
Radzę wam na początku zapoznać się z recenzją Urbaniastej, bo będę się doń odwoływać (ale pliiis, wróćcie potem do mnie!). Napaliłam się na ten filtr jak marynarz wracający do portu po półrocznym rejsie przez dwie rzeczy - kolor i konsystencję.
Natural Sun AQ Power Long-lasting Sun Cream SPF45 PA+++ jest kremem, jak sama nazwa wskazuje. Nie jakaś emulsja, co się rozlewa i nigdy nie wsiąka. Jest gęsty, a jednocześnie lekki. I faktycznie jest leciutko beżowy. Nie chamsko brązowy, jak barwiony Anthelios z LRP, tylko beżowy jak niektóre bazy pod makijaż.
Oczywiście przy kilku pierwszych użyciach nakładałam go za dużo i lekko mnie zbielił, ale nieszczególnie się tym przejęłam (chociaż w moim przypadku "lekkie zbielenie" od mojej naturalnej bladości zakrawa na efekt wampira z True Blood).
Jeśli nałożymy w zdroworozsądkowej ilości, to nie dość, że kolor japy nam się nie zmieni, to... uwaga-uwaga... filtr wchłania się do matu.
Byłam tym efektem szczerze zszokowana - co prawda nie mam wielkiego problemu z błyszczeniem, ale kontrolnie koło 15-16 zawsze coś tam sobie przypudruję. Hiszpania, Cordoba, dobre 25 stopni, krążymy z M. po labiryncie uliczek, zatrzymujemy się na odpoczynek w jakiejś knajpie, odwiedzam łazienkę i z przyzwyczajenia wyciągam puder... I tak, mogę go schować, bo jestem matowa tak samo jak 5 godzin wcześniej.
Myślicie sobie pewnie, że jestem zachwycona. Cóż, nie do końca. Wiadomo, jeśli nakładamy trzecią lub czwartą warstwę filtra w ciągu dnia, to efekt matu zniknie i zaczniemy się lekko świecić (na szczęście w dobrym tego słowa znaczeniu, czyli glow - przynajmniej u mnie).
Gorzej jest, gdy na filtr nakładam bb lub podkład. Hot Pink niestety zupełnie się nie przyjął na tym filtrze, świeci się i szybko schodzi. Nieco lepiej jest w przypadku burżujowego Healthy Mixa i bb z Bio Essence. Bez filtra zupełnie nie potrzebowałam ich już pudrować, teraz nie mogę tego kroku ominać, ale przynajmniej nie schodzą w tak zastraszającym tempie. Trochę mnie to boli, bo Urban zachwalał, że to taka dobra baza XD (spokojnie, pamiętam, że każdemu co innego służy).
Mimo wszystko jestem w stanie przeboleć fakt, że filtr z Face Shop nie współpracuje z Hot Pinkiem, ponieważ robi to, do czego został stworzony - świetnie chroni przed słońcem.
Dowód nr 1 - z Hiszpanii wróciłam tak samo blada jak przed wyjazdem i gdyby nie zdjęcia, to nikt by mi w ten trip nie uwierzył.
Dowód nr 2 - zapomniałam wziąć filtr na zjazd do Łodzi, więc moją jedyną ochroną przez 3 dni był spf25 zawarty w bb. Wystarczyło, żebym wyszła na kilka przerw na zewnątrz, a wieczorem zauważyłam typowe słoneczne zaczerwienienie - po kuracji retinoidami muszę się wystrzegać słońca, żeby uniknąć przebarwień, a tu taki klops.
Przy temperaturach powyżej 30 stopni na pewno nie będę katować się podkładami (nawet mineralnymi), więc wróżę Filtrowi O Nazwie Nie Do Powtórzenia świetlaną przyszłość na mojej japie. Kusi mnie, żeby wypróbować inne kosmetyki z tej samej serii, ale boję się, że trafię na coś białego lub emulsyjnego. Albo nie daj boże biało-emulsyjnego na raz :o Cena na ibejcu też trochę odstrasza - koło 28$. Z wysyłką wyszło mi prawie 100 zł. Sama nie wiem, czy to (za) dużo kasy za naprawdę przyzwoity kosmetyk, który mi dobrze służy. Zobaczymy, jak będzie z wydajnością :)
A gdyby kogokolwiek interesowała torebka, o której wspominałam w ostatnim poście, to już ją wam pokazuję. Zdjęcia bezczelnie wzięłam ze strony H&M, czyli producenta tychże wyrobów ;)
Brązowy, prosty worek. Nie lubię toreb, które są a) bogato zdobione b) z krótkimi rączkami c) małe, więc ta jest dla mnie idealna. W sam raz, żeby zmieścić spokojnie graty do pracy i nieść ją dzielnie pod pachą przez miasto (nie cierpię nosić toreb w ręce).
I jeszcze mega prosta sukienka z tego samego sklepu z linii Basic - chyba mojej ulubionej. Tanie, uniwersalne i na maksa zwyczajne ciuchy. Nie żebym zawsze celowała w klasykę, ale preferuję strój ożywiać raczej dodatkami lub mniejszymi elementami garderoby - tutaj już wyczuwam milion kombinacji z kolorowymi rajstopami i sweterkami. A poza tym, hej, czarnych sukienek przed kolano nigdy za dużo :D
(baa, sukienek nigdy nie mam dość).
Świetna sukienka.
OdpowiedzUsuńDla mnie filtry to jeszcze nieodkryty obszar, ale z tego co czytam, to ten jest całkiem zachęcający,
wstyd przyznac ale dla mnie tez....
UsuńHmmm, dziwna sprawa z tym nakladaniem go pod podklad... Zdania sa ogolnie podzielone (jak zawsze ;) - na mnie nieustannie od prawie dwoch lat ten filtr dziala cuda. Tak czy inaczej ciesze sie, ze pomimo wszystko jednak przypadl Ci do gustu bardziej niz nie przypadl lol :]
OdpowiedzUsuńI zapomnialam - mam taka sama kiecke (prawie) tylko do ziemi. ROCKS!
OdpowiedzUsuńmierzyłam tę sukienkę, ale wyglądałam w niej fatalnie :( kiedyś h&m nie lubiłam, teraz znajduję tam coraz więcej rzeczy dla siebie :)
OdpowiedzUsuńSukienek nigdy dosc - zalega ich w mojej szafie za duzo. Wyznaje zasade Paris Hilton i jedna ubieram tylko raz:D
OdpowiedzUsuńWidzę, ze nie tylko mnie łapie słońce po krótkiej ekspozycji... I od razu jest to mocne poparzenie...
OdpowiedzUsuńMam podobne podejście do torebek.
OdpowiedzUsuńNie ufam rzeczom, jeśli nie wiem, gdzie jest ich skład :> Chociaż w przypadku tych koreańskich filtrów lepiej czasem nie wiedzieć ;)
Notabene też sobie zamówiłam misshę, silikon pogania silikon i przewija się alkohol, we'll see...