IsaDora, Build-Up Mascara Extra Volume
/
7 Comments
Nie trzeba przypominać nikomu, że w blogosferze zagęścił się niezły smrodek wokół IsaDory, którego nie rozpuściła nawet pełnowymiarowa maskara mówiąca "przepraszam" w ostatnim boxie (swoją drogą myślę, że jakość tego ostatniego kissboxa była tak niska między innymi przez ten prezent - niby to miała być rekompensata, ale nie wierzę, żeby dystrybutor sam z siebie wpadł na pomysł "hej, dajmy w ramach przeprosin tusz za 60 zł"!). A ja na przekór wszystkim wypróbowałam maskarę z lutowego boxa, która miała być przeterminowana. Taki ze mnie hardkorek :P Oczu mi nie wyżarło, rzęsy nie wypadły, ale kto wie, co się stanie za jakiś czas :D
Na KWC tusz występuje w dwóch postaciach, jedna to podobno nowa formuła. Nie mam pojęcia, czy trafiła mi się ta nowsza formuła (powinna, nie? ale nigdy nic nie wiadomo :x), po czerwonych napisach na opakowaniu wnioskuję, że tak.
Bardzo mi się spodobała średniej wielkości klasyczna szczoteczka. Dawno takiej nie widziałam - albo wybierałam wielkie miotły od Maybelline (no ba, że kupiłam tą żółtą, nie byłabym sobą) albo jakieś super nano wykałaczki z silikonu. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest ciut większa od szczoteczki z maxfactorowego 2000 Calorie (Olcia oczywiście dopiero teraz wpadła na pomysł, żeby cyknąć fotkę na porównanie. może jutro).
Co mi się spodobało? Extra Volume wprost niesamowicie wyciąga moje rzęsy z zewnętrznego kącika - zobaczycie to dalej na zdjęciach (prawie jakby była doczepiane, mon dieu). Innymi maskarami nigdy nie udało mi się osiągnąć tego efektu (może coś źle robię?). Zobaczycie też na zdjęciach, że przy drugiej warstwie porobiły mi się klumpy i inne takie dziady - ja jestem w stanie je zaakceptować, bo były w miarę małe (przez co stały się klumpikami) i zobaczyłam je dopiero przy obróbce zdjęć makro (może to sygnał, że powinnam czasem po pomalowaniu się założyć okulary i skontrolować efekt malowania się bez tegoż urządzenia).
I to niestety wszystko, co dobrego mam do powiedzenia (tak, to o klumpikach było na swój sposób komplementem).
Może to wina starości egzemplarza, jaki mi się trafił. Oby. Jakość Extra Volume niestety pozostawia wiele do życzenia - u mnie wytrzymuje 4-5 godzin, potem zaczyna się osypywać. Długo nie trzeba czekać, żebym zamieniła się w pandę, taką np. jak ta.
Druga rzecz - zmywanie. Czegokolwiek bym nie użyła, isadorka się marze po twarzy (nawet jeśli nie trę płatkiem, jakiś cud) i robi to, czego wprost nienawidzę - osadza się w rzęsach na dolnej powiece tworząc zupełnie niechcianą kreskę. Nie wiem jak u was, u mnie taką przymusową/niechcianą linię wodną trzeba delikatnie usuwać patyczkiem do uszu zwilżonym micelem, płatki kosmetyczne to już zbyt gruba artyleria.
Problematyczny demakijaż byłabym w stanie znieść, gdyby nie ta panda. Trochę smuteczku odczuwam.
Przejdźmy zatem do zdjęć. Robione w tym samym czasie, niemniej wpadałam na różne pomysły doświetlające. A że mam małe (jakie? małe i kaprawe) oczka, to musiałam czasem robić wytrzeszcz, bo nie opracowałam jeszcze sposobu fotografowania własnej japy tak, żeby ostrość skupiła się na rzęsach, a nie na nosie (jest się na czym skupiać, wierzcie mi). Kto odczuwa dyskomfort widząc klumpiki, niech nie patrzy na drugą warstwę :P
Zaczynamy! Moje rzęsy na golasa - widać cokolwiek? ;) Ja tam nic nie widzę. W sensie rzęs nie wytropiłam. Potrzebujemy wsparcia.
Na KWC tusz występuje w dwóch postaciach, jedna to podobno nowa formuła. Nie mam pojęcia, czy trafiła mi się ta nowsza formuła (powinna, nie? ale nigdy nic nie wiadomo :x), po czerwonych napisach na opakowaniu wnioskuję, że tak.
Bardzo mi się spodobała średniej wielkości klasyczna szczoteczka. Dawno takiej nie widziałam - albo wybierałam wielkie miotły od Maybelline (no ba, że kupiłam tą żółtą, nie byłabym sobą) albo jakieś super nano wykałaczki z silikonu. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest ciut większa od szczoteczki z maxfactorowego 2000 Calorie (Olcia oczywiście dopiero teraz wpadła na pomysł, żeby cyknąć fotkę na porównanie. może jutro).
Co mi się spodobało? Extra Volume wprost niesamowicie wyciąga moje rzęsy z zewnętrznego kącika - zobaczycie to dalej na zdjęciach (prawie jakby była doczepiane, mon dieu). Innymi maskarami nigdy nie udało mi się osiągnąć tego efektu (może coś źle robię?). Zobaczycie też na zdjęciach, że przy drugiej warstwie porobiły mi się klumpy i inne takie dziady - ja jestem w stanie je zaakceptować, bo były w miarę małe (przez co stały się klumpikami) i zobaczyłam je dopiero przy obróbce zdjęć makro (może to sygnał, że powinnam czasem po pomalowaniu się założyć okulary i skontrolować efekt malowania się bez tegoż urządzenia).
I to niestety wszystko, co dobrego mam do powiedzenia (tak, to o klumpikach było na swój sposób komplementem).
Może to wina starości egzemplarza, jaki mi się trafił. Oby. Jakość Extra Volume niestety pozostawia wiele do życzenia - u mnie wytrzymuje 4-5 godzin, potem zaczyna się osypywać. Długo nie trzeba czekać, żebym zamieniła się w pandę, taką np. jak ta.
serio, zdarza mi się tak wyglądać |
Druga rzecz - zmywanie. Czegokolwiek bym nie użyła, isadorka się marze po twarzy (nawet jeśli nie trę płatkiem, jakiś cud) i robi to, czego wprost nienawidzę - osadza się w rzęsach na dolnej powiece tworząc zupełnie niechcianą kreskę. Nie wiem jak u was, u mnie taką przymusową/niechcianą linię wodną trzeba delikatnie usuwać patyczkiem do uszu zwilżonym micelem, płatki kosmetyczne to już zbyt gruba artyleria.
Problematyczny demakijaż byłabym w stanie znieść, gdyby nie ta panda. Trochę smuteczku odczuwam.
Przejdźmy zatem do zdjęć. Robione w tym samym czasie, niemniej wpadałam na różne pomysły doświetlające. A że mam małe (jakie? małe i kaprawe) oczka, to musiałam czasem robić wytrzeszcz, bo nie opracowałam jeszcze sposobu fotografowania własnej japy tak, żeby ostrość skupiła się na rzęsach, a nie na nosie (jest się na czym skupiać, wierzcie mi). Kto odczuwa dyskomfort widząc klumpiki, niech nie patrzy na drugą warstwę :P
Zaczynamy! Moje rzęsy na golasa - widać cokolwiek? ;) Ja tam nic nie widzę. W sensie rzęs nie wytropiłam. Potrzebujemy wsparcia.
Tak nieśmiało z boczku popatrzmy... Na jedną warstwę.
I wytrzeszcz numer jeden. A, dla mniej spostrzegawczych, Extra Volume jest na prawym oku ;D
Czy tylko ja widzę te cuda w zewnętrznych kącikach, które normalnie nie istnieją? *wzrusza się*
Spojrzenie prosto w lampę naprawdę boli. Docencie to.
Uwaga, przechodzimy do drugiej warstwy.
I drastyczny close-up. Nie wiem, skąd te zaczerwieniania, może w nocy przez sen biję się poduszką po japie albo coś.
no dobra, wiem, troszkę się roztarło. poprawiałam klumpidła, jak widać, mało skutecznie |
Troszkę ciemno, ale hej, różnicę cały czas widać.
Bardzo, ale to bardzo żałuję, że ta maskara zawodzi na całej linii w kwestii trwałości (niby to brzmi kosmicznie, że wymagam minimum 10 godzin w nienaruszonym stanie, ale jakoś inne dawały radkę[albo żeby przynajmniej zamiast pandy po prostu wyparowywały, takie przypadki też znam]), bo jak na moje wymagania pięknie podkreśla rzęsy. Jeśli będę potrzebowała takiego efektu na mniej niż 5 godzin lub będę miała możliwość poprawki - pewnie sięgnę po Extra Volume.
Oldżita- kocham Cię- tyle mam do powiedzenia po przeczytaniu tego posta.
OdpowiedzUsuńi wklejam Ci na znak miłości- http://nd01.jxs.cz/097/114/1e5525bc5c_24355838_o2.jpg
chyba rzeczywiście musi być stara skoro się tak osypuje...
OdpowiedzUsuńJa też nie mam rzęs, a Twoje przynajmniej się pojawiają na zdjęciach! Moje nawet na zdjęciach się kamuflują, skurczybyki.
OdpowiedzUsuńmoże są nieśmiałe? weź je jakoś zachęć czasem :D
UsuńNooo, to pozamiatałaś XD
OdpowiedzUsuńpolecam maskary kanebo 38'C
OdpowiedzUsuńmialam juz klasyczna, pogrubiajaca teraz czekam na wydluzajaca....najlepsze maskary pod sloncem, wodo-poto- upaloodporne :)sprawdzone m.in w kapielach w morzu w upalnym Wietnamie. Zmywa sie dopiero pod wplywem cieplej wody - cieplej w temperaturze 38 stopni. I schodzi jak zrolowana gumeczka, zadnego mazania.
Koszt 18-23 funtow. Czyli stowka za naprawde bardzo dobry produkt .
jej czerń za to jest piękna ;)
OdpowiedzUsuń