Indyjska awantura w mojej łazience
/
9 Comments
To będzie typowa historia bez puenty. Jeśli szanujecie swój czas, poczytajcie coś innego.
Było to tak: chciałam odejść od chamskich drogeryjnych farb i przejść na coś... naturalniejszego, o ile się da. Od samego początku wiedziałam, że w sypką hennę nie ma co się bawić - nie lubię się babrać w papkach, a moja mama odmówiła jakiejkolwiek pomocy przy farbowaniu, bo, cytuję "cholera ją bierze, gdy gmera przy tych kudłach" (pozdrawiam serdecznie w tym miejscu mamę, włosy ledwo mi sięgają do łopatek, a ona już wymiękła).
Eko-farby, o których pisała Anwen, niestety odstraszyły mnie ceną, więc drogą eliminacji trafiłam na "ziołowe balsamy koloryzujące" z Venity. Tanie, bez amoniaku, aplikacja prosto z tubki... Henna Color, miodzio, nawiązujemy do prawdziwej henny, jakże mogłabym się nie skusić? Na kilka recenzji też się po drodze natknęłam, wszystkie pozytywne... Nastąpiła akcja poszukiwawcza allegro, kilka klików i dni później balsamy znalazły się u mnie w domu. Zupełnie niestraszna była mi informacja, że trwałość koloru wynosi koło 8 myć. Jednorazowe szampony trzymały się u mnie zawsze przez 4 zmycia, takie do 24 myć proporcjonalnie dłużej, więc założyłam, że ten balsam też sobie będzie u mnie trwał i trwał.
O jakże się myliłam... Ale o tym za chwilę.
W marcu kupiłam w helfach ten szampon. Łaziłam za nim z dobre pół roku, miał mi pomóc zmywać oleje.
Pofarbowałam sobie te moje kudły 24go marca kolorem numer siedem, czyli rzekomo miedzianym.
Efekt kolorystyczny nieco mnie rozczarował, za mało miedzi, a za dużo czerwieni (czerwień wychodziła zwłaszcza w hiszpańskim słońcu). W dodatku zdziwił mnie efekt na odrostach - na ogół farba wychodzi mi na nich intensywniej, ale nie różni się od reszty włosów aż tak drastycznie x_X Serio, mój przedziałek był czerwony jak u hinduskiej panny młodej (sic!).
Możecie się ze mnie śmiać, ale jestem w stanie odtworzyć wszystkie moje mycia głowy od farbowania. Numer jeden - 26 marca przed wyjazdem (nie użyłam tego wcześniej wspomnianego szamponu oczyszczającego). W Hiszpanii 3 razy. Kolor mniej więcej bez zmian.
Powrót 3go kwietnia, mycie numer pięć rano 4go kwietnia. Użyłam po raz pierwszy po farbie rzeczony szampon. Widzę po przedziałku, że venitka coś sobie nie daje rady. Mycie numer sześć w sobotę 7go kwietnia. Budzę się w niedzielę rano, kontroluję kolor - zniknęła czerwień.
Numer siedem w Lany Poniedziałek - po venicie nie ma ani śladu. Skubana wymiękła w starciu z szamponem oczyszczającym.
Gdzie tu miejsce na smuteczek, zapytacie? Przecież obietnice producentów zostały spełnione - balsam utrzymał się mniej więcej 8 myć, a szampon oczyszcza. Wręcz zbyt dobrze i to mnie smuci. Nie zrezygnuję z dobrego szamponu, bo mi doszczętnie wypłukał balsam ziołowy (który przecież i tak miał zejść, nie przypuszczałam tylko, że tak szybko - "spieszmy się kochać", lol). Natomiast z drugiej strony nie chcę wracać do drogeryjnych farb, skoro tak wiele wysiłku wkładam w pielęgnację włosów (nie ma takiego bicia, że sobie pofolguję raz na 6 tygodni z amoniakiem/którego podobno nie ma, ale my swoje wiemy/, no pasaran).
siedziała smutna nad klawiaturą i martwiła się swoim przedziałkiem, który uwidaczniał całemu światu, jakie ma gargantuiczne odrosty. sama pamiętała, jak patrzyła z politowaniem na te wszystkie kobiety pracujące w metrze, których ciemne odrosty przy blond farbie obwieszczały całemu światu "nie chce mi się o siebie zadbać"* i bała się, że inna, obca, przypadkowa osoba pomyśli to samo o niej.
*możecie mnie wyśmiać po raz drugi, ale ja jestem twarda - jak ktoś się decyduje na farbowanie, to na bogów, niech się tego trzyma. no chyba że komuś ciemny odrostowy placek na 5 cm sprawia estetyczną przyjemność. i mam nadzieję, że ktoś wyczuwa ironię, pliiis.
Było to tak: chciałam odejść od chamskich drogeryjnych farb i przejść na coś... naturalniejszego, o ile się da. Od samego początku wiedziałam, że w sypką hennę nie ma co się bawić - nie lubię się babrać w papkach, a moja mama odmówiła jakiejkolwiek pomocy przy farbowaniu, bo, cytuję "cholera ją bierze, gdy gmera przy tych kudłach" (pozdrawiam serdecznie w tym miejscu mamę, włosy ledwo mi sięgają do łopatek, a ona już wymiękła).
Eko-farby, o których pisała Anwen, niestety odstraszyły mnie ceną, więc drogą eliminacji trafiłam na "ziołowe balsamy koloryzujące" z Venity. Tanie, bez amoniaku, aplikacja prosto z tubki... Henna Color, miodzio, nawiązujemy do prawdziwej henny, jakże mogłabym się nie skusić? Na kilka recenzji też się po drodze natknęłam, wszystkie pozytywne... Nastąpiła akcja poszukiwawcza allegro, kilka klików i dni później balsamy znalazły się u mnie w domu. Zupełnie niestraszna była mi informacja, że trwałość koloru wynosi koło 8 myć. Jednorazowe szampony trzymały się u mnie zawsze przez 4 zmycia, takie do 24 myć proporcjonalnie dłużej, więc założyłam, że ten balsam też sobie będzie u mnie trwał i trwał.
O jakże się myliłam... Ale o tym za chwilę.
W marcu kupiłam w helfach ten szampon. Łaziłam za nim z dobre pół roku, miał mi pomóc zmywać oleje.
Pofarbowałam sobie te moje kudły 24go marca kolorem numer siedem, czyli rzekomo miedzianym.
venita.com.pl znowu mam niezbyt urodziwą dziunią na opakowaniu :/ |
Efekt kolorystyczny nieco mnie rozczarował, za mało miedzi, a za dużo czerwieni (czerwień wychodziła zwłaszcza w hiszpańskim słońcu). W dodatku zdziwił mnie efekt na odrostach - na ogół farba wychodzi mi na nich intensywniej, ale nie różni się od reszty włosów aż tak drastycznie x_X Serio, mój przedziałek był czerwony jak u hinduskiej panny młodej (sic!).
Możecie się ze mnie śmiać, ale jestem w stanie odtworzyć wszystkie moje mycia głowy od farbowania. Numer jeden - 26 marca przed wyjazdem (nie użyłam tego wcześniej wspomnianego szamponu oczyszczającego). W Hiszpanii 3 razy. Kolor mniej więcej bez zmian.
Powrót 3go kwietnia, mycie numer pięć rano 4go kwietnia. Użyłam po raz pierwszy po farbie rzeczony szampon. Widzę po przedziałku, że venitka coś sobie nie daje rady. Mycie numer sześć w sobotę 7go kwietnia. Budzę się w niedzielę rano, kontroluję kolor - zniknęła czerwień.
Numer siedem w Lany Poniedziałek - po venicie nie ma ani śladu. Skubana wymiękła w starciu z szamponem oczyszczającym.
Gdzie tu miejsce na smuteczek, zapytacie? Przecież obietnice producentów zostały spełnione - balsam utrzymał się mniej więcej 8 myć, a szampon oczyszcza. Wręcz zbyt dobrze i to mnie smuci. Nie zrezygnuję z dobrego szamponu, bo mi doszczętnie wypłukał balsam ziołowy (który przecież i tak miał zejść, nie przypuszczałam tylko, że tak szybko - "spieszmy się kochać", lol). Natomiast z drugiej strony nie chcę wracać do drogeryjnych farb, skoro tak wiele wysiłku wkładam w pielęgnację włosów (nie ma takiego bicia, że sobie pofolguję raz na 6 tygodni z amoniakiem/którego podobno nie ma, ale my swoje wiemy/, no pasaran).
siedziała smutna nad klawiaturą i martwiła się swoim przedziałkiem, który uwidaczniał całemu światu, jakie ma gargantuiczne odrosty. sama pamiętała, jak patrzyła z politowaniem na te wszystkie kobiety pracujące w metrze, których ciemne odrosty przy blond farbie obwieszczały całemu światu "nie chce mi się o siebie zadbać"* i bała się, że inna, obca, przypadkowa osoba pomyśli to samo o niej.
*możecie mnie wyśmiać po raz drugi, ale ja jestem twarda - jak ktoś się decyduje na farbowanie, to na bogów, niech się tego trzyma. no chyba że komuś ciemny odrostowy placek na 5 cm sprawia estetyczną przyjemność. i mam nadzieję, że ktoś wyczuwa ironię, pliiis.
Twoja mama czyta Twego bloga?
OdpowiedzUsuńJa raz na 1,5 miesiaca farbuje uroczo odrosty u fryzjera, potem przez 1,5 miesiaca walcze z wlosami. Walka z gory przegrana, ale coz zrobic:)
nie, nie czyta ;D
Usuńhenna w proszku nie taka zla jak ja maluja, naprawde!:)
OdpowiedzUsuńdlatego ja nie farbuję włosów, zacznę to robić, kiedy będę siwieć
OdpowiedzUsuńmój naturalny kolor może nie jest najpiękniejszy na świecie, ale przynajmniej nie muszę się martwić o odrosty :)
Olgo, co w takim razi powiesz o ombre, które jest pomnikiem dla odrostów :D
OdpowiedzUsuńJa na razie nie bawię się w farbowanie. Miałam ostatnio w łapkach ten produkt, ale stwierdziłam, że tylko krzywdę sobie zrobię. A za przedziałek hinduskiej panny młodej to ja dziękuję
Henna w proszku jest swietna i dasz sobie rade sama. Khadi polecam, jestem fanka od 6 farbowan :) wlosy sa cudowne, grube, blyszcza jak psu jajca, a kolor siedzi jak przyspawany.
OdpowiedzUsuńA ja farbuję u fryzjera, co 2-3 miesiące na szczęście. Wymagają oczywiście większej troski, ale nic im specjalnie złego się nie dzieje. Nie demonizowałabym aż tak bardzo zwykłych farb. Wydaje mi się, że czasem popadamy w zbyt dużą paranoję - ja np. ostatnio mam jazdę na naturalne antyperspiranty, bo wyczytałam gdzieś, że od zwykłych dostaje się raka. Na razie nie są to jakoś specjalnie udane eksperymenty i pewnie wrócę do zwykłych drogeryjniaków.
OdpowiedzUsuńDobrze, to testuj proszę dalej te naturalne rzeczy, bo na razie zarzuciłam farbowanie, ale nie wiem, jak długo wytrzymam. :)
OdpowiedzUsuńWszystko dla Ciebie, Słomko!
Usuń