Malaga
/
9 Comments
Dziś będą zdjęcia z Malagi. Miejsce to jest naprawdę średnie i chociaż rozwija się turystycznie, to na zwiedzenie wystarczają dosłownie 3 godziny. My nie nudziłyśmy się tylko dlatego, że wieczorem udałyśmy się na procesję wielkanocną. Miasto ma pół miliona mieszkańców, praktycznie nie ma starówki tak jak chociażby Cordoba. Ba, nawet Granada jest bardziej wiekowa.
[wszystkie zdjęcia wrzucam bez poprawiania i retuszu. a co.]
Prawdopodobnie jedyne sensowne i warte zobaczenia zabytki to rzymski amfiteatr...
oraz stara forteca, która prezentuje się tak...
Wzdłuż nabrzeża portowego ciągnie się pasaż otoczony parkiem.
O, nawet staromodną łajbę zdybałam.
Plaża prezentuje się tak - jak widać, ma piasek, co w Hiszpanii wcale nie jest takie oczywiste.
Prawdziwie sielski widoczek, nie? A zimno było cholernie.
Typowa turystyczna komercja znana każdemu Polaczkowi, który chociaż raz przybył do Blanes lub Lloret de Mar (typowe, do bólu chamskie kurorty w pobliżu Barcelony).
Ale przejdźmy do jedynej fajnej rzeczy, jaka nas tam spotkała. Zacznijmy od dzikich tłumów na wąskich ulicach...
Popatrzmy chwilę na katedrę...
I włala, oto początek procesji. Serio, zbyt leniwa jestem na razie, żeby poszukać, o co do cholery chodzi z tymi szlafrokami i spiczastymi nagłownikami.
Słyszałam, jak koleś stękał, gdy podnosił ten krzyż.
Dzieciaki miały strasznie dużo radochy z wskakiwania co chwilę na środek procesji i wymieniania uścisków. Jakbym była mała, to bym się ich cholernie bała - na widok świętego Mikołaja w przedszkolu wpadałam w panikę, co by było tutaj?
Myślę, że całkiem to zabawnie wygląda z tej perspektywy.
I patrzcie, jaki dzieciaki w tym uczestniczyły.
No nie, nadal mnie to bawi.
Jezus namber łan (jeśli obrażam czyjeś uczucia religijne, to sorki. mnie po prostu bawi ten przepych, a to, co zobaczycie za chwilę. zwali was z nóg).
Łohoho, a co tu nadciąga?
Nie mylicie się. Gigantyczny złoty ołtarz z Jezusem namber tu.
Dobra, tu już jakość zdjęć się pogarsza, bo ściemniło się i w ruch poszła moja lampa błyskowa. Wiem, trochę żal.
Zauważcie, ilu mężczyzn to dźwiga. Dzikie ilości.
I złote kuriozum nas mija...
Szybki look na katedrę...
Później zmieniłyśmy lokację, bo M. chciała zobaczyć procesję z zapalonymi świeczkami. Tyle udało mi się złapać.
A potem hardo ruszyłyśmy na lotnisko, po drodze wyprzedziłyśmy początek procesji, a mój totalny brak zahamowań doprowadził do wpieprzenia się prawie-że-na-środek-ulicy, żeby poczynić te zdjęcia.
I zasadniczo na tym skończyła się moja hiszpańska przygoda. Potem już tylko koczowanie na lotnisku, na którym oczywiście się zgubiłyśmy (spoko, że byle lotnisko na południu Hiszpanii jest 3 razy większe od Okęcia ;D).
Malaga, tiki-taki i kasztanki :D:D.
OdpowiedzUsuńO mamo, a ja myślałam, że to nasze procesje są na złotym wypasie...
haha, śpiewałyśmy to mniej więcej 10 razy dziennie, gdy tylko pojawiał się temat Malagi. to straszne, jak ta melodia wbija się do mózgu x_X
UsuńJak zaczniesz to już nie skończysz :D
UsuńNienawidzę Was! :P
Usuń...dla Ciebie i być może dla koleżanki...
UsuńTe kaptury to jakaś tradycja z czasów inkwizycji zapewne ...
OdpowiedzUsuńAle fajne przeżycie .Są ludzie , którzy specjalnie przyjeżdżają na te obchody wielkanocne z calego świata .
zazdroszczę wyprawy :)
OdpowiedzUsuńZdjecia fajne! az z checia bym sie tam wybrala:)
OdpowiedzUsuńNa liscie mam odhaczona tylko Barcelone, bylo milo ale bez szalu;)
jejku- ja bylam zachwycona Malaga, ale spedzilismy tam tylko 1,5 dnia :)
OdpowiedzUsuń