Andaluzja w wykonaniu Olgi
/
6 Comments
O Andaluzji będzie na razie krótko, bo mój pendrive odmówił posłuszeństwa i mam tylko połowę zdjęć x_X Reszta na szczęście jest u koleżanek, więc zobaczycie dokumentację zdjęciową w częściach.
W Granadzie na Erazmusie jest moja koleżanka ze studiów (tych już ukończonych na całe szczęście). Jest to typowo studenckie miasto, chyba taki odpowiednik naszego Torunia. Jeśli się mylę - poprawiać!
Wyskoczyłyśmy do Cordoby i do Sewilli na jednodniowe wycieczki. Lot był z Malagi, więc w rzeczonym mieście spędziłyśmy tylko kilka godzin ostatniego dnia przed wyjazdem - i już mogę wam napisać, że absolutnie nie ma tam nic ciekawego. No ok, jest morze, ale za zimno było na jakiekolwiek kąpiele ;) Jedynej rozrywki dostarczyła nam wieczorem procesja - całe stare miasto wypełniło się ludźmi, a w procesji uczestniczyły dzieciaki, młodzież i dorośli przebrani w stroje, które reszcie świata kojarzą się z Ku Klux Klanem. Jak się dowiedziałam dopiero później, KKK nawiązywał w bardzo pokrętny sposób do hiszpańskich tradycji paschalnych.
Andaluzja jest dość biednym regionem Hiszpanii bogatym w arabską historię. Zanim dojdę do Arabów - mam dziwne wrażenie, że wszystkie budynki w Hiszpanii wyglądają jakby były zrobione z tektury.
Copyright i tak dalej sobie zastrzegam, wiadomo.
Widok z okna mojej koleżanki.
W Granadzie na Erazmusie jest moja koleżanka ze studiów (tych już ukończonych na całe szczęście). Jest to typowo studenckie miasto, chyba taki odpowiednik naszego Torunia. Jeśli się mylę - poprawiać!
Wyskoczyłyśmy do Cordoby i do Sewilli na jednodniowe wycieczki. Lot był z Malagi, więc w rzeczonym mieście spędziłyśmy tylko kilka godzin ostatniego dnia przed wyjazdem - i już mogę wam napisać, że absolutnie nie ma tam nic ciekawego. No ok, jest morze, ale za zimno było na jakiekolwiek kąpiele ;) Jedynej rozrywki dostarczyła nam wieczorem procesja - całe stare miasto wypełniło się ludźmi, a w procesji uczestniczyły dzieciaki, młodzież i dorośli przebrani w stroje, które reszcie świata kojarzą się z Ku Klux Klanem. Jak się dowiedziałam dopiero później, KKK nawiązywał w bardzo pokrętny sposób do hiszpańskich tradycji paschalnych.
Andaluzja jest dość biednym regionem Hiszpanii bogatym w arabską historię. Zanim dojdę do Arabów - mam dziwne wrażenie, że wszystkie budynki w Hiszpanii wyglądają jakby były zrobione z tektury.
Copyright i tak dalej sobie zastrzegam, wiadomo.
Widok z okna mojej koleżanki.
Miniaturowe balkony.
Jak widać, jest też totalnie biednie i rozpadająco się (brawo dla twoja język polski, Olga)
Mnóstwo meczetów zamieniono w kościoły katolickie. To akurat przykład z Granady.
Pan i pani robią ogromne bańki.
Cóż tu dużo mówić, uliczki wąskie i kręte.
Uwielbiam takie hasła.
A tak mniej więcej wygląda Albayzin, arabska dzielnica. Jestem fanką takich ozdób :D
A oto Alhambra, zamek na wzgórzu, który ma każde szanujące się anadaluzyjskie miasto ;) Ten kompleks pałaców jest szczególny, bo dawno dawno temu Granada była stolicą regionu.
I na tym na razie zakończę to kiepskie fotostory rodem z bravo, bo odczuwam dyskomfort wrzucając zdjęcia nie po kolei ;)
A jako że blog jest jako-taki kosmetyczny, to uwaga, teraz będą moje obserwacje z tegoż zakresu.
Granada i okolice (nie wiem, jak z resztą regionu) są zasilane wodą z gór Sierra Nevada. Woda z kranu jest tak czysta, że można ją normalnie pić - pewnie się domyślacie, jakie to ma znaczenie przy myciu, zarówno ciała jak i włosów. Przez tydzień, jaki spędziłam tam, smarowałam ciało mleczkiem nawilżającym dwa razy - częściej po prostu nie było potrzeby! Jeśli chodzi o włosy, miałam tylko szampon i odżywkę - zero olejków czy jedwabiów po myciu, a moje włosy były mięciutkie, jakbym właśnie trzymała na nich przez godzinę ultraodżywczą maskę z łez jednorożca i śmiechu cherubinów. Aż żal mi teraz myć te moje kudły w warszawskim ścieku :c
W Hiszpanii nie ma (albo ja ich nie widziałam) typowych nisko i średnio-półkowych drogerii jak Natury czy Rossmanny, do których jestem bardzo przyzwyczajona. Nie byłam w żadnym centrum handlowym (w Granadzie jest tylko jedno i słabe) i nie widziałam nawet żadnej ichniejszej Sephory x_X Trafiłam raz do drogerii niesieciowej - były tam marki z serii Chanel, Lancome itd, czyli coś, co w Polsce jest już ę-ą. Pamiętam o tym, że waluta zagranico ma inna moc nabywczą i maskary za Diora za 30 ojro (jeśli tyle kosztują) są nawet dla dość ubogiej Hiszpanii tym, czym dla nas Maybelliny za 30 zł. Co mnie zdziwiło w tej drogerii, to jej obskurność - jakieś takie chamskie regały, standy poszczególnych marek ustawione byle jak... Patrzcie, jak się przyzwyczaiłam do wytworności Sephory i Douglasa ;)
Z tego co się dowiedziałam od koleżanki, tańsze kosmetyki można dostać w ichniejszych Auchanach i Biedronkach. Nie dotyczy to jednak kolorówki, tej nigdzie tanio nie widziano ;)
Trafiłam w Granadzie na sklep Kiko - tyle się naczytałam o tej marce u naszej naczelnej Sroki, że nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie weszła. I chyba w sumie jest to jedyna tańsza marka, jaką zdybałam w Hiszpanii. Cienie po 4 ojro, maskary w promocji również za 4, kredki od 2,50 do 6... Choruję ostatnio na różne fikuśne lub metaliczne kolory kredek (a najlepiej, żeby były tak na raz) i o mało nie kupiłam sobie rzeczonej kredki (była zarówno metaliczna, jak i ładnie fioletowa). Ale w ostatniej chwili odezwał się mój wewnętrzny Żyd i przypomniał mi, że w kraju ojczystym dostanę bardzo zbliżony produkt za 6 zł, a nie euro i w ogóle kaman, i tak mam tych dupereli za dużo. Potem jak każda zawodowa macantka dorwałam jeszcze płynne eyelinery w oczojebnych kolorach - i przysięgam, o mało nie kupiłam sobie koloru lazurowego. Co mnie powstrzymało? Sama do końca nie wiem - kolor był chyba zbyt krzykliwy, a i płynne linery ostatnio niezbyt darzę sympatią.
Zapytacie w takim razie "Olcia, to kupiłaś coś sobie?". I ja wam odpowiem, że kupiłam! Ha!
W niedzielę byłyśmy w Sevilli, kluczyłyśmy wąskimi uliczkami i trafiłyśmy do sklepu z artykułami marokańskimi. Wyczuwacie grozę? Tu już pękły we mnie konsumpcyjne bariery, Marokańczyk mieszanką angielskiego, hiszpańskiego, arabskiego i migowego opowiedział mi wszystko, co i tak już wiedziałam o olejku arganowym. I tak nabyłam za szalone 6 ojro buteleczkę płynnego złota o pojemności 30 ml. Cena wydaje mi się adekwatna, a przez tą obsługę i arabskie szlaczki na butelce to już w ogóle się czuję, jakbym dobiła niesamowitego targu XD
(i w ramach dogadzania sobie kupiłam w bezcłowym /o 5 rano, co za trauma/ maskarę z Clinique, ale to taki guilty pleasure, usunęłam to ze świadomości, High Impact siedzi sobie teraz grzecznie w zapasach i czeka, aż inne maskary się wykończą, bo on nie zasługuje na to, by być tylko jednym z wielu XD)
Alhambra- bylam tam w zeszlym roku, w miescie w ktorym prawie nie pada akurat byla burza. Z piorunami :)
OdpowiedzUsuńW Hiszpanii, jak we Wloszech ciezko ustrzelic tanie kosmetyki. A uwazaj z maskarami KIKO, ja ostatnio jedna kupilam i pokolorowala mi sovczewki - czekam na oficjalne stanowisko KIKO i sie nie doczekam chyba (opisywalam to u siebie, masakrA)
Prawie się sfochałam za ten olej arganowy.
OdpowiedzUsuńNa szczęście Pan Słomka wraca do Maroka. Yatta!
Och, ach, wycieczka, jak to fajnie tak sobie pozwiedzać no!
Olej arganowy przywiozłam ostatnio z Maroka - nie chcę zapeszać, ale na włosach zdziałał mi prawie cuda:)
OdpowiedzUsuńOj, zazdroszczę wyprawy :) na zdjęciach wszystko wygląda super klimatycznie no i ta pogoda.. :) Chociaż chyba najbardziej zazdroszczę takiej wody w kranie- tutejsza w UK jest niczym z basenu, pełna chloru.. :/
OdpowiedzUsuńHigh Impact jest super, na pewno Ci się spodoba :)
Kurczę, fajna taka wyprawa. Zazdroszczę luksusu taplania się przez kilka dni w wodzie, a nie tym chlorowanym czymś, co leci z kranów.
OdpowiedzUsuńJa jade na Erasmusa do Oslo, Norwegii ;)
OdpowiedzUsuńI też z UMK ;)
Co studiujesz? ;)