Yves Rocher, Tusz do rzęs zwiększający objętość
/
2 Comments
W końcu mam atak weny, więc dziś może w końcu wypocę coś sensownego.
Moje wymagania wobec tuszy do rzęs są dość paradoksalne. Jeśli chodzi o końcowy wygląd rzęs, to po prostu chcę, żeby było je widać ;) Nie mam szalonych pragnień w kwestii pogrubienia, wydłużenia czy też podkręcenia, bo moje rzęsy są z natury dość krótkie i proste i wiem, że za dużo nie da się z nimi zrobić.
Ale gdy przychodzi do trwałości tuszu... Klękajcie narody, tusz ma dzielnie wytrwać przynajmniej 10 godzin, jakie spędzam w podróży do pracy i samej pracy w klimatyzowanym pomieszczeniu. Mam szczęście, że udaje mi się unikać tuszy, które by się kruszyły, a pandowanie zależy od czynników zewnętrznych.
Yves Rocher nigdy nie kojarzyło mi się z kolorówką, więc byłam niemożebnie zaskoczona miniaturką tuszu zwiększającego objętość. Ma on wściekle różowe opakowanie:
Bardzo się polubiliśmy, ale mój wewnętrzny żyd nie pozwala mi zapłacić za niego pełnej ceny 49 zł. Teraz jest w promocji po 35, cena jak najbardziej do przyjęcia. Myślę, że jeszcze do niego wrócę, ale na razie mam hoplum-pierdolum na punkcie maskary z Benefitu i nie spocznę, póki jej nie kupię. Ten tego...
Przy okazji chciałam się podzielić spostrzeżeniami dotyczącymi kilku kremów z YR. Co prawda zużywam na razie próbki, ale wiecie... :D
Ultra Confort krem odżywczy na dzień - ma zaskakująco gęstą, wręcz maślaną konsystencję. Dla mnie jest za gęsty, a skóra wcale nie była po użyciu "aksamitnie gładka". Na plus: podkład dobrze na nim wygląda, nie rolował się.
Krem na dobranoc z serii Culture Bio (co za kretyńska nazwa, wtf?) - na stronie napisali, że ten krem ma delikatny zapach pomarańczy. Nie wiem, jakie pomarańcze wąchali, bo ten krem najzwyczajniej w świecie śmierdzi. Też jest gęsty, ale trzeba przyznać, że ładnie regeneruje skórę. Gdyby doszło do niesamowitej koniunkcji planet, czyli jakimś cudem zostałabym bez kremu na noc, ten Culture Bio nie śmierdziałby i byłby w promocji, to może bym się skusiła. Najłatwiej z tego wszystkiego o promocję, a ja nie będę się śmierdziuchem katować tylko dlatego, że daje zadowalający efekt. No pasaran!
Moje wymagania wobec tuszy do rzęs są dość paradoksalne. Jeśli chodzi o końcowy wygląd rzęs, to po prostu chcę, żeby było je widać ;) Nie mam szalonych pragnień w kwestii pogrubienia, wydłużenia czy też podkręcenia, bo moje rzęsy są z natury dość krótkie i proste i wiem, że za dużo nie da się z nimi zrobić.
Ale gdy przychodzi do trwałości tuszu... Klękajcie narody, tusz ma dzielnie wytrwać przynajmniej 10 godzin, jakie spędzam w podróży do pracy i samej pracy w klimatyzowanym pomieszczeniu. Mam szczęście, że udaje mi się unikać tuszy, które by się kruszyły, a pandowanie zależy od czynników zewnętrznych.
Yves Rocher nigdy nie kojarzyło mi się z kolorówką, więc byłam niemożebnie zaskoczona miniaturką tuszu zwiększającego objętość. Ma on wściekle różowe opakowanie:
Zdjęć samodzielnie wykonanych oczywiście nie mam, bo jest niemyślącą sierotą. Nie mam dowieść, że ten tusz jest po prostu zacny. Pogrubia i wydłuża rzęsy, nie skleja ich, nie robi owadzich nóżek (o dżizas, nienawidzę tego efektu, ble). Ale nie jest to efekt sztucznych czy też teatralnych rzęs. Po prostu są dobrze podkreślone :)
Co dla mnie ważne: jest szatańsko trwały. Wytrzymuje 14 godzin w nietkniętym stanie, a gdyby tego było mało - łatwo się zmywa.Bardzo się polubiliśmy, ale mój wewnętrzny żyd nie pozwala mi zapłacić za niego pełnej ceny 49 zł. Teraz jest w promocji po 35, cena jak najbardziej do przyjęcia. Myślę, że jeszcze do niego wrócę, ale na razie mam hoplum-pierdolum na punkcie maskary z Benefitu i nie spocznę, póki jej nie kupię. Ten tego...
Przy okazji chciałam się podzielić spostrzeżeniami dotyczącymi kilku kremów z YR. Co prawda zużywam na razie próbki, ale wiecie... :D
Ultra Confort krem odżywczy na dzień - ma zaskakująco gęstą, wręcz maślaną konsystencję. Dla mnie jest za gęsty, a skóra wcale nie była po użyciu "aksamitnie gładka". Na plus: podkład dobrze na nim wygląda, nie rolował się.
Krem na dobranoc z serii Culture Bio (co za kretyńska nazwa, wtf?) - na stronie napisali, że ten krem ma delikatny zapach pomarańczy. Nie wiem, jakie pomarańcze wąchali, bo ten krem najzwyczajniej w świecie śmierdzi. Też jest gęsty, ale trzeba przyznać, że ładnie regeneruje skórę. Gdyby doszło do niesamowitej koniunkcji planet, czyli jakimś cudem zostałabym bez kremu na noc, ten Culture Bio nie śmierdziałby i byłby w promocji, to może bym się skusiła. Najłatwiej z tego wszystkiego o promocję, a ja nie będę się śmierdziuchem katować tylko dlatego, że daje zadowalający efekt. No pasaran!
bardzo lubię ten tusz do rzęs - jest naprawdę godzien uwagi :)
OdpowiedzUsuńNie miałam go, ale skoro piszesz, że pogrubia i wydłuża bez efektu nóżek owada to może się skuszę
OdpowiedzUsuń