Powtarzam się. 
Bo o lakierach jest bardzo łatwo pisać.A wy na pewno nie widziałyście tego lakieru, trololo.


Kolejny malec z trzódki limitowanki Sensique. Jeśli jeszcze jakimś cudem jej nie macie, to lećcie i szukajcie resztek. Po prostu warto ;)


(w ogóle spoko, że mam 3 lakiery w bardzo podobnych odcieniach niebieskości. ten typ tak ma. ostatnio odkryłam, że mam dwa zdublowane róże i fiolety)


Na moich pazurach jest bardziej kremowy, szimerek gdzieś się gubi po drodze, co mnie w sumie cieszy.




z fleszydłem, a co





Szczerze nie cierpię mojej roboty, ale coraz bardziej się do niej przyzwyczajam. D. i A. są fantastyczne i na pewno pójdę z nimi - prędzej czy później - na wódkę. I jest jeden mężczyzna przystojny, na którego widok robię mniej więcej tak:



Idę nadrabiać zaległości, bo się za wami stęskniłam. Serio serio.

Znacie to uczucie, gdy po raz pierwszy w życiu farba na włosach wyjdzie wam tak jak na pudełku i stwierdzacie "kurwa, jednak nie chciałam czegoś takiego"?

Ja nie znałam.. aż do dziś.

Trudno, zrobię poker face i będę twardo obstawiać przy tym, że dwukolorowy efekt (odrosty chwyciło jak cholera, kucyka w ogóle) był zamierzony.


Znowu będę was katować swoją japą w hd.
Do rzeczy.

Nabyłam swego czasu w bebikowym szale próbki Eco Natural Cover z Innisfree. Krem jest dość popularny, pisała o nim między innymi Jamapi. Pozwalam sobie wkleić link, bo ja *oczywiście* zapomniałam o swatchach.

wujku gugle, co ja bym bez ciebie zrobiła


Jaram się. To tak w skrócie. Wysoki filtr, bo 45 - nie wiem, jak to jest w rzeczywistości, ale wolę to niż te nędzne 25 z Hot Pinka. Konsystencja bardzo rzadka, a więc i wydajność zacna. Próbka o pojemności 1 ml wystarcza mi na 4-5 użyć. Czysty hardkor.
Krem występuje w dwóch odcieniach, mam rzecz jasna ten jaśniejszy. Co zabawne, eco cover jest dość ciemny, ale po maźnięciu palcem automatycznie jaśnieje, by koncowo na skórze stać się prawie biały. I to sobie chwalę.
Krycie - jak na moje potrzeby - dobre, nie widać czerwonych plamo-blizn potrądzikowych.
A teraz najlepsze. Ten bb u mnie nie wymaga przypudrowania i trzyma się cały dzień mojej japy jak przyspawany. 
Poniżej zdjęcia bez absolutnie żadnego retuszu, nie robiłam nawet kontrastu. Cyknięte godzinę po aplikacji - nie świecę się ani nic, a efekt utrzymuje się kolejne 6-7 godzin. Powiedzmy, że jak wychodzę z pracy, to muszę sobie trochę nos przypudrować, ale to wszystko.
Aplikacja - bajeczna. I to nawet palcami. Nie smuży.
Mogłabym tak długo. Ale teraz weźcie popatrzcie na moją japę, żeby nie było, że tak coś sobie wymyślam*

patrzcie, cała jestem blada.


olga stara się być filuterna, trololo. o, i jeszcze burdel z łazienki się załapał.

Jestem zachwycona i zakochana w efekcie, jaki na mnie daje ten bb. To jest ta cudowna koniunkcja wszystkich zbiegów okoliczności :D 
Jak zwykle podejrzewam, że na tłustych i wymagających cerach się nie sprawdzi. Ale jeśli akurat nie macie takich problemów, to kto wie.. Może też się wam przysłuży :)

Jak to z dostępnością bywa, ja opieram się na ebayu. Jak teraz sprawdzam, to najtańszy kosztuje 60 zł (+ 13 zł przesyłka, już ja się nigdy nie da nabrać na darmową wysyłkę, lol).


*a może tylko mi się wydaje, że tak dobrze wyglądam, a tu któraś z was mnie wyprowadzi z błędu? omg.

Przeraża mnie łatwość, z jaką kupuję kolejne lakiery. Ten akurat nabyłam w nagrodę po zdanym egzaminie i jak się szybko okazało, marne to było pocieszenie. 


Misska ma numerek 452 i ani chybi jest nowością. Może nawet limitowańcem? Cholera ją wie. 
Wszystkie zdjęcia zrobione po 3 dniach w biurze, stąd odpryski. 


Miałam naprawdę niezłą rozkminę nad kolorem. Co to u diabła jest? W rosmanowej szafie wyglądało jak ładny, pastelowy koral. W ostrym świetle wychodzą jakieś neonowe, pomarańczowe tony, które mi baaardzo nie podchodzą. 
Trafił mi się nieco gorszy egzemplarz - ten cudak niestety smuży. 
Lampa:



Bez lampy:



To pierwszy lakier od dawna, który zdecydowanie u mnie nie zagości na dłużej. Jeśli którejś z was się podoba, to piszcie w komentarzach - kto mnie najlepiej przekona, że zaopiekuje się misską, to cóż... Dostanie ją :D

+++

Nie przypuszczałam, że biurwienie się jest tak wyczerpujące.

+++

Znowu dziś pojechałam do pracy rowerem. Totalnie po hardkorze, najdłuższą trasą. Zepsułam przerzutki. Piszczałam z radości przy zjeździe ze srogiej górki. Generalnie spoko, tylko pojawia się iście szekspirowski dramat - jechać rowerem czy wyglądać ładnie?


Dziękuję za wszystkie miłe komentarze i słowa wsparcia z ostatnich dni. Jeżeli będziecie w stolicy, to macie obowiązek się ze mną spotkać i wiecie, co będzie później.
Wódka.
*przypomniała sobie, ile wypiła wczoraj i nadal nie może uwierzyć*

Ale przejdźmy może do siakiejś recenzyi, bo dawno nic nie pisałam stricte o kosmetykach.

Uwaga, będę piać z zachwytu.
Zaczynam.

Nie odróżniam alterrowych balsamów od pomadek, a podobno są właśnie dwa rodzaje tych mazideł. Ani mnie to ziębi, ani grzeje, miałam (chyba) obydwa i sprawdziły się równie doskonale. 
Genialnie.
Cudownie.
Lepiej nawet od całkowicie zasłużenie kultowych Carmexów - wyczuwacie grozę?

Opakowanie - białe, plastikowe, estetyczne, nie popsuło się, choć napisy dziebko się starły. Mechanizm chodzi gładko.
Sam sztyft jest żółtawy, jak na mój gust nie ma smaku ani zapachu. Zoila na przykład czuje olej rycynowy, mnie te doświadczenia były obce.
Ale najważniejsze rzecz jasna jest działanie. O bogowie.

Jedno przeciągnięcie po ustach daje taką przyjemną warstewkę pod szminkę (zwłaszcza matową).
A druga.. Och jej. Nawilżenie i wygładzenie na maksa. Wizualnie - usta troszkę błyszczą.
Wydajność - epicka. Balsam starczył mi na 3 miesiące ciągłego używania jeszcze w czasie leczenia retinoidami (smarowanie co godzinę to mus). I nie rozpuszcza się pod wpływem ciepła - przynajmniej nie rozpuszczała się w pracy w kieszeni, zobaczymy, jak będzie teraz latem.

A ta cała zacność za jedyne 5 zł.
Dopóki ten balsam będzie na rynku, nie kupię żadnego innego, serio.

+++

Zachowałam resztki zdrowego rozsądku i nie kupiłam butów. Zamiast tego mam kolejną sukienkę. Kolejną niebieską. Nioch nioch.





Jak przystało na świeżo narodzoną singielkę, postanowiłam ukoić swoje smutki i smuteczki w wydaniu nieziemskiej ilości kasy. Trafiło na Marionnaud, bo najbliżej i jebitna promocja. Naostrzyłam sobie zęby na jakiś tusz z półki ę-ą, helena, szanel albo inny lankom, bo ostatnio lecę na takie marki i naprawdę głęboko wierzyłam w to, że pozbycie się znacznej ilości zasobów pieniężnych mi pomoże, trololo.
Przyturlałam się do drogerii, zlokalizowałam półkę, a tam...
Pustki, pusteczki.

Zasmutałam się nieziemsko, choć w planach miałam odwrotny skutek. Ekspedientka mnie dobiła informacją, że helenki już wykupione były pierwszego dnia (przyznać się...), a teraz zostały tylko loreale i że... żeee.. Jezu, jak właściwie się czyta Guerlain? Żerlę?
Guerlain zostały w wersji złotej i fioletowej.
Matko boska. Na huk mi takie tusze?

I byłam tak zdesperowana, że spojrzałam łaskawie na lorealki. Nazwa telescopic coś mi tam zaburczała w głowie i przypomniało mi się, jak swego czasu N. zachwalała ten tusz.
To przygarnęłam, co ma sobie biedaczek tak stać i czekać, aż inna furiatka go zabierze.

Potem druga ekspedientka mnie przechwyciła i wyczuła, że jestem bardzo vulnerable. Spytała, czy może mi pomóc, a ja o mało się nie rozkleiłam jak dzieciuch, o mało nie wyrzuciłam z siebie tych przykrych rzeczy, jakie mnie ostatnio męczą. Pożaliłam się, że nie umiem się malować, a ona, dobra dusza, pomalowała mnie tak, że wyglądałam jak milion dolarów (przynajmniej w moim skromnym odczuciu, co zdarza się rzadko) i z tej wdzięczności dałam sobie wcisnąć róż Make Up Factory, którego prawdopodobnie nigdy nie użyję, bo się boję.

Trololo.

Z etapów leczenia moralnego kaca po rozstaniu została mi jeszcze wódka (uściślając: dużo wódki) i absurdalne buty, w których nigdy nie wyjdę na miasto.

+++

Matka rodzicielka buchnęła mi glossyboxa, ostał mi się tylko ten absurdalny róż i cuś do włosów, którego przeznaczenia jeszcze nie odkryłam. Ok, jej krem na zmarchy bardziej się należy.
Nie wiem o co chodzi, ale po każdej radykalniejszej wizycie u fryzjera rozpieprzają mi się związki.
Brawo Olga, że uzależniasz to od włosów, bardzo mądre podejście. Nie nadajesz się do związków i tyle.

Jestem absolutnie zakochana w lakierach Sensique. Kosztują grosze i są świetnej jakości*. Looooove <3
Co prawda miałam do czynienia tylko z limitowankami, ale mam nadzieję, że regularna oferta im dorównuje.
Fiolet poniżej ma numerek 270, nazywa się Sweet Violet i bardzo go lubię, choć do szczęścia potrzeba mu 3 warstw. Tu na zdjęciach widzicie dwie.
Wykończenie wygląda na kremowe, ale ma lekki shimmer. Taki tyci-tyci.

*fajna konsystencja, dobry pędzelek, szybkie schnięcie, przyzwoita trwałość (u mnie 3-4 dni bez odprysków, ale ze startymi końcówkami), dobrze się zmywa, mon dieu, czego chcieć więcej od lakieru?




Miałam pisać częściej. Taaaa.

Moje dzisiejsze plany obejmowały tylko słodkie lenistwo, ale uzmysłowiłam sobie, że nie po to pół roku regularnie tu pisałam, żeby teraz się poddać XD
To jedziemy. I bierzemy na tapetę słynny płyn micelarny z Biodermy.

Nie mam co się silić na obiektywizm - czytałam sama superlatywy na temat tego kosmetyku i nie mogłam się nadziwić, jak można się tyle zachwycać nad produktem, który ma nam po prostu zmyć tapetę. To raz. Drugie moje podejrzenie dotyczyło ceny. 60 zł za pół litra - I mean, seriously? Tyle to ja nawet na alkohol nie wydaję x_X Trzy - mam bardzo dobre doświadczenia z innymi micelami (pisałam już o Perfecie, ale dorwałam też micel z Bourjois i nie żebym zdradzała wielki sekret, ale jestem z niego bardzo zadowolona).

I pewnie długo bym się jeszcze zastanawiała, gdyby jakiś czas temu w SP nie było promocji - butelczyna mieszcząca 100 ml za 9,99 polskich złotych. Przygarnęłam do piersi mej pełnej i wzięłam się za testy.
Ach, zapomniałam, obrazek musi być ;) Gugle służą pomocą.

Moja buteleczka 100 ml jest dokładnym odwzorowaniem większych sióstr, chociaż jest bardziej pękata. Mały otworek dozujący, póki co wszystko jest tak, jak być powinno.
Jak Sensibio sobie radzi ze zmywaniem tapety? Jeśli chodzi o podkłady, róże - tak samo dobrze jak każdy inny micel, który znam (no, może poza słynnym niebieskim Sopot Spa z Ziai, kto używał, ten wie, kto nie używał, niech się cieszy i trwa w stanie błogiej nieświadomości).
A teraz uwaga, leci moja nieobiektywność: jak na moje wymagania Bioderma bardzo słabo radzi sobie z demakijażem oczu. Podniosą się zaraz oburzone głosy - ale jak możesz tak pisać, toż głównym zadaniem micela nie jest usuwanie tuszu! To niby w sumie co jest? Ja trzymam się wersji, że micel to moja podstawa demakijażu i ma mi zmyć wszystko ładniutko, także z oczu. A tymczasem zmywa z tej części po prostu średnio - wszystko mi się maże po japie, tusz osadza się w dolnych rzęsach (czasem tak tkwi aż do następnego poranka, omg).
I nie jest to kwestia użytych kosmetyków. Aż sprawdziłam moje pozostałe tapetozmywacze - dwufaza z Ziai, inny micel, jakieś zapomniane mleczko z czasów przedmicelarnych. Jak łatwo się domyślić, dwufaza i inny micel rozpuściły makijaż bardzo sprawnie, ba, nawet mleczko poradziło sobie lepiej! /chociaż przypłaciłam to typową dla mleczek ofiarą, czyli chwilowym zaślepnięciem, gdy breja dostała mi się do oka mego biednego/
Spodobała mi się natomiast wydajność. Butelkę męczyłam 4 tygodnie - ale przyznaję, nie codziennie przecież się maluję i używałam jeszcze innych specyfików.

Uwaga, staram się teraz przybierzyć do jakichś, bo ja wiem, konkluzji.
Nadal nie mam pojęcia, skąd ten fejm Biodermy. Nie zauważyłam spektakularnego działania - poza przyzwoitym zmyciem podkładu i mocno średnim zmyciem tapety z oczu (nie maluję się mocno, więc heloł, jasne cienie, jakaś kredka i tusz to nie jest mega wyzwanie). Już zostawiam w spokoju cenę...
A jakie jest wasze podejście do szeroko rozumianego demakijażu? Wierzycie w Biodermę, czy tak jak ja, wolicie tańsze burżuje? :)

+++

Co za wstyd, nie być w strefie kibica na meczu otwarcia.

...ale niespodzianka średnio mi wyjdzie. Myślałam, że wywołam falę "och jej fantastycznie", ale wzięłam się za ogarnianie blogowych zaległości i okazało się, że przez przypadek w tym samym czasie zrobiłam sobie podobną fryzurę co Agata. Z tym, że ja nie mam loków.

Tak było w poniedziałek...



A tak jest od wtorku.

może się wydawać, że noszę tylko pasiaste koszulki. spokojnie, inne wzory też akceptuję.

No dobra, jednak mam namiastkę loków, ale biedactwa wytrwały tylko do pierwszego większego porywu wiatru na Paradzie Równości. Ten uroczy hełmofon powstał trochę przez przypadek - chciałam wrócić do grzywki, ale fryzjerka wyperswadowała mi ten pomysł przez okulary. I mam grzywkę, ale ekstremalną :D 
Jak się okazało, moje drastycznie skrócone włosy są teraz sztywne i muszę rano poświęcić na nie więcej czasu, żeby nie wyglądać jak David Bowie. Z całym szacunkiem do Bowiego oczywiście, bo on zawsze wyglądał świetnie.



A tak wczoraj wyglądałam po Paradzie. 


mogłabym jeszcze wrzucić tak piardyliard zdjęć Bowiego, ale chyba już czujecie klimat.

Mam w końcu okazję pokatować swoje włosy sprejami, żelami, piankami, pastami i cholera wie, jakimi jeszcze specyfikami, o których istnieniu nie miałam dotąd zielonego pojęcia *zaciera ręce*

Za metamorfozę odpowiedzialna jest Tycjana z Babińca. Trafiłam tam przez przypadek zwany grouponem na cięcie. Przyznam się, że nigdy nie byłam u takiego "lepszego" fryzjera - sieciówki typu Franck Provost skutecznie mnie odstraszyły i od kilku lat chodziłam do najbliższego salonu na mojej podwarszawskiej wsi. 
Ileż ja straciłam... Nie mam żadnych profitów z pisania o Babińcu, byłam tam tylko raz i to w ramach promocji, a teraz wiem, że na pewno wrócę do Tycjany. 
Jestem mega zadowolona z tej dość upiornej w obsłudze grzywki, ale i tak się jaram (mojej radości nie ostudził nawet komentarz przyjaciółki, że wyglądam jak Ziemowit po melanżu). 

Uwaga, wracam!
*jakby komukolwiek mnie brakowało, yeah*

Będzie sporo mojego jojczenia i jakieś nawet wyprzedaże.

Stay tuned.

czytam

favikona pochodzi z nataliedee.com. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Labels

15 hair project 301 346 52 AA aknenormin alessandro algi alterra ambasada piękna anthelios antyperspirant arsenał grubasa artdeco aussie autokorekta avene avon babydream baikal herbals balea balm balm balsam do ciała balsam do ust bambino bandi bareMinerals batiste baza baza pod cienie baza pod lakier bb bb cr bb cream beauty blender beauty formulas beauty friends bebeauty beblesh balm beige nacre bell bella bamba benefit berlin berry love biały jeleń biedronka bielenda bio-essence Biochemia Urody bioderma biovax blizny blogerki blogger błędy błyszczyk boi boi-ing bourjois box box of beauty ból dupy brahmi amla braziliant brodacz brokat brow bar brwi BU bubel bubel alert buty carmex cashmere ce ce med cellulit cera mieszana cera wrażliwa cetaphil CHI chillout choisee chusteczki cienie cienie w kremie cień clinique clochee color naturals color tattoo color whisper cudeńko cycki czador ćwiczenia darmocha dax debilizm demakijaż denko depilacja dermaroller diy do it yourself dobre rzeczy douglas dove dream pure ducray dwufaza ebay edm eko kosmetyki elution essence essie estetyka etude house eveline everyday minerals eyeliner faceguard fail farbowanie farmona fekkai figs rouge filtr firmoo fitness flora floslek fluid fridge fridge by yde fructis fryzjer galaxy garnier gillette glamwear glossy box glyskincare głupie cipki głupota golden rose google google analytics gratis h&m hakuro healthy mix hebe high impact himalaya hiszpania hm holiday hot pink hydrolat idealia ikea innisfree ipl iran isa dora isadora isana jillian michaels kallos kate moss katowice kącik kulturalny kelual ds kissbox kolastyna kolorówka koloryt konkurs konturówka korekta korektor korektor pod oczy kot kraków kredka kredka do brwi kredka do oczu krem krem do rąk krem do twarzy krem matujący krem na dzień krem nawilżający krem odżywczy krem pod oczy krem z kwasami kreska kutas kwas askrobinowy kwasy la roche posay lakier lakier do paznokci lakier do ust lakier do włosów lakiery teksturowe lancome laser lasting finish lawendowa farma lekarze lierac linkedin lioele lip balm lip lock lip pen lirene lista magnetyczna loccitane lodówka loreal lovely lumene lush łuk brwiowy łupież magnes makijaż manicure manuka Mary Kay marzenie maseczka maska maska do włosów maskara masło do ciała mat matowienie max factor maybe maybelline mężczyźni micel mika mikrodermabrazja miss sporty mleczko mleczko do ciała mocak mollon morze muzeum mycie mydło mydło naturalne nadwaga nail tek nails narzekanie natura officinalis naturalne składniki naughty nautical nawilżenie neem new leaf niedoskonałości nivea nivelazione nouveau lashes nutri gold oczy oczyszczanie odchudzanie odżywianie odżywka odżywka do paznokci odżywka do włosów off festival okulary olej olej arganowy olej kokosowy olejek olejek do mycia ombre opalanie opalenizna opener organique oriflame original source orofluido paleta magnetyczna palmers paski na nos pat rub patrzałki paznokcie pączek peel-off peeling peeling do ciała peeling do twarzy perfecta pervoe reshenie pędzel pędzle pharmaceris photoderm physiogel phyto pianka do mycia piasek piaski pierre bourdieu pkp plastry na nos płyn do demakijażu płyn micelarny podkład podróż pogromcy mitów policzki pomadka pomarańczowy porażka pr praca prasowanie propolis proteiny próbki pryszcze prysznic prywata przebarwienia przechowywanie przegięcie przemoc symboliczna przygody przypominajka puder puder transparentny purederm QVS real techniques regeneracja reklamacja rene furterer retinoidy revlon rimmel rossetto rossmann rozdanie rozkmina rozstępy róż różowe ryan gosling rzęsy sally hansen samoocena samoopalacz satynowy mus do ust Schwarzkopf scrub seacret seche vite sensique sephora serum serum nawilżające sesa shaun t shea shred sińce siquens skandal skin 79 skinfood skóra skóra wrażliwa sleek słońce słowa kluczowe socjologia soraya spf starry eyed stopy stylizacja suchy szampon sun ozon sypki szaleństwo szampon szkoda gadać szminka sztuka współczesna święta tag taka sytuacja tapeta tara smith tatuaż the body shop the face shop tołpa toni&guy tonik top tortury tragedia transki trądzik triple the solution truskawka tusz do rzęs twarz ujędrnienie under twenty usta uv vichy warby parker wąs weganizm wella wibo wieloryb witamina c wizaż wizażystka włosy workout wory wódka wtf wyrównanie wyszczuplanie wyzwanie yasumi yoskine yves rocher zachwyt zakupy zapach zdjęcia zenni optical zerówki ziaja złuszczanie zmywacz zmywacz do paznokcie zużycie zwiedzanie źródła odwiedzin żel żel do brwi żel do golenia żel do twarzy żel pod prysznic żel-krem życzenia