Doskonale wiemy, że można sobie samemu w domu ukręcić tanim kosztem dobre serum nawilżające, ale powiedzmy sobie szczerze - mało która z nas ma do tego wystarczająco dużo cierpliwości.
Ok, pisząc "mało która" miałam na myśli tylko i wyłącznie siebie (wierząc po cichu, że nie jestem sama). A że serum to w moim przypadku niezbędny element pielęgnacji (zwłaszcza na dzień), regularnie badam temat. Nie będę ukrywać, że poczułam szczególną ekscytację, gdy trafiłam na polską markę Clochee serwującą kosmetyki naturalne. Choć sam temat ostatnio jest wałkowany do porzygu w mediach i blogosferze, postanowiłam wypróbować kilka kosmetyków, w tym między innymi Serum silnie nawilżające.
Zastanawiałam się na początku, czy dobrze postępuję, gdyż jest to produkt skierowany do cer normalnych i suchych. Po wpadce z serum ANR z Estee Lauder skonsultowałam się z właścicielkami Clochee i poprosiłam o próbki - dostałam ich aż w nadmiarze, dzięki czemu moje wątpliwości zostały rozwiane.
Zasadniczo serum "nawilża, widocznie poprawia napięcie skóry, wygładza, łagodzi podrażnienia" (za informacją ze strony). Skład: prosty jak budowa cepa (ale chyba działającego): Aqua, Glycerin, Hydrolyzed Sodium Hyaluronate, Sodium Hyaluronate, Aqua (and) Hydrolyzed Corn Starch (and) Beta Vulgaris (Beet) Root Extract, Sodium Dehydroacetate.
Zasadniczo serum "nawilża, widocznie poprawia napięcie skóry, wygładza, łagodzi podrażnienia" (za informacją ze strony). Skład: prosty jak budowa cepa (ale chyba działającego): Aqua, Glycerin, Hydrolyzed Sodium Hyaluronate, Sodium Hyaluronate, Aqua (and) Hydrolyzed Corn Starch (and) Beta Vulgaris (Beet) Root Extract, Sodium Dehydroacetate.
Pomijając profesjonalnie i ślicznie zapakowaną paczkę, pierwsze, co rzuca się w oczy, to eleganckie, szklane opakowanie o pojemności 30 ml z pipetą i gustowna etykieta. Po prostu klasa.
Ale, ale! Jak wiemy z komedii romantycznych, "liczy się wnętrze".
Ale, ale! Jak wiemy z komedii romantycznych, "liczy się wnętrze".
Serum na żelową, płynną konsystencję (bardziej typ gluta, niż lotionu) - świetnie się rozprowadza, szybko wchłania, jest niesamowicie wydajne. Zapachu nie odnotowałam. Przy stosowaniu codziennie rano i czasem wieczorem, flaszka o pojemności 30 ml wystarczyła mi na 5 miesięcy - konkret, nieprawdaż?
Kluczowa kwestia, czyli działanie: muszę tu zaznaczyć, że w zależności od dnia serum różnie działało na moją skórę - niestety nie udało mi się zdefiniować, czy na taki stan rzeczy miała wpływ nakładana ilość, metoda nakładania (wklepywanie, rozsmarowanie), bo za każdym razem było totalnie inaczej. W większości przypadków odczuwałam od razu ulgę i nawilżenie, ale zdarzały się dni, gdy serum niekomfortowo napinało skórę - tych było zdecydowanie mniej.
Co równie ważne, serum Clochee bardzo dobrze współpracowało ze stosowanymi przeze mnie kremami matującymi - w efekcie tego nie pamiętam, aby choć raz przydarzyło mi się "rolowanie" kremu lub, nie daj Odynie, podkładu.
Mam pewne obawy, iż serum może się nie sprawdzić w przypadku cer mocno przetłuszczających się. Można się również, rzecz jasna, zżymać, że podobny kosmetyk można stworzyć samemu. Owszem, da się. Ja jednak doszłam do tego etapu w swoim życiu, gdy wolę zapłacić za to komuś innemu, otrzymać esetetyczny i przebadany produkt, amen.
W sklepie internetowym Clochee regularnie zdarzają się promocje - zaiste, warto z nich skorzystać i zapoznać się z tym gagatkiem.
+++
Co równie ważne, serum Clochee bardzo dobrze współpracowało ze stosowanymi przeze mnie kremami matującymi - w efekcie tego nie pamiętam, aby choć raz przydarzyło mi się "rolowanie" kremu lub, nie daj Odynie, podkładu.
Mam pewne obawy, iż serum może się nie sprawdzić w przypadku cer mocno przetłuszczających się. Można się również, rzecz jasna, zżymać, że podobny kosmetyk można stworzyć samemu. Owszem, da się. Ja jednak doszłam do tego etapu w swoim życiu, gdy wolę zapłacić za to komuś innemu, otrzymać esetetyczny i przebadany produkt, amen.
W sklepie internetowym Clochee regularnie zdarzają się promocje - zaiste, warto z nich skorzystać i zapoznać się z tym gagatkiem.
+++
Im więcej piszę w pracy, tym mniej pewnie czuję się pisząc dla siebie, a docelowo dla Was. Korekta powyższego, skandalicznie krótkiego, tekstu zajęła mi dwa tygodnie. Auć. Nie jestem z siebie dumna.