Na początku sierpnia pisałam o preparacie wyrównującym koloryt cery z Mary Kay. Wykończyłam go niedawno i przyszedł czas na podsumowania.
Same zdjęcia już wam pokazałam - opakowanie klasyczne, typowe dla Mary Kay, czyli różowe opakowanie z pompką (nie wiem niestety, czy airless). Bardzo, ale to bardzo chciałam się dostać do środka i sprawdzić, czy coś może zostało, ale przerosło to moje możliwości logistyczne - ani chyba potrzebuję do tego jakiejś piłki tnącej (wcześniej rozważałam siekierę, ale ojciec wybił mi to z głowy i narzędzie zbrodni schował).

Jestem straszną wieśniarą i nie robiłam zdjęć co tydzień - przyjdzie więc wam zobaczyć efekt końcowy  po niemal 4 miesiącach sumiennego stosowania. Muszę tu nadmienić, że:
- preparat nie służy do wybielenia, ale wyrównania kolorytu, więc osobiście nie spodziewałam się mega cudów;
- robię sobie regularnie mikrodermabrazję (teraz w wersji hardcore jako kuracja co drugi dzień przez miesiąc);
- stosuję też inne produkty, których działanie ma na celu chociażby stworzenie iluzji, że nigdy nie miałam problemów z trądzikiem (lol).

Jak wspominałam, preparat ma wdzięczną konsystencję - lekką, nie mazia się niepotrzebnie, wchłania szybko. Stosuje się go pod krem jak serum - nie zauważyłam, żeby jakikolwiek krem z nim źle kooperował.

To teraz sobie popatrzcie, jak wyglądam po samym umyciu twarzy. Niezależnie od produktu zawsze mam podrażnione policzki. I specjalnie wstawiam zdjęcia w wyższej rozdzielczości, żeby nie było, że niektóre rzeczy sobie wymyślam.
Jak widać, mam specyficzne ni to blizny, ni to przebarwienia. Są dość upierdliwe - za ciemne, żeby dobrze ukrył je podkład (używam głównie tych lekkich i rozświetlających, więc to też nie dziwi), za jasne na korektor (a przynajmniej na te korektory, których ja używam), a porozsiewane między nimi są jeszcze nieco głębsze blizny po pryszczolach. Lubią się czerwienić po pilingu (hm, dziwnym nie jest) i ogólnie nie dają o sobie zapomnieć.






Lampa daje białe światło zbliżone do dziennego i obawiam się, że może lekko przekłamać obraz. 
Jak na stan pomyciowy - jestem bardzo zadowolona. 

To jedziemy z tym koksem - tak wygląda mój policzek po użyciu toniku i emulsji matującej Mary Kay (szykuje się cały post o MK, moich odczuciach i opiniach na temat pielęgnacji i kolorówki). 



Jak widać, sytuacja jest już uspokojona, przebarwienia straciły na intensywności po odpowiedniej pielęgnacji. Nie wolno oczywiście zapominać o pieprzykach, których mi przybywa na ryjku (ten tuż przy uchu jest szczególnie wkurzający, ja czuję jakbym była tam brudna).

To co, teraz do akcji wchodzi podkład (rozświetlający, oczywiście Mary Kay - produkt godny uwagi, choć czuję się bardziej komfortowo w wersji matującej - jeszcze eksperymentuję z odcieniem, mam wrażenie, że ten jest ciut za ciemny).


Magic happens! Jako że ten blask nie wygląda na mnie do końca za dobrze (albo inaczej - nie odpowiada mi coś takiego), to sypnęłam pudrem ze Skinfood (to srogi nietakt z mojej strony, że jeszcze tu o nim nie pisałam - nie wiem, czy kiedykolwiek trafię na lepszy puder, który zrobi mi na gębie photoshopa).




Wiem, że wybrałam dość ryzykowną metodę oceny działania produktu, który ma mi wyrównać koloryt cery. Mogłabym przecież w ogóle go nie stosować i nakładać więcej tapety - ja jednak wolę mieć mniej przebarwień niż martwić się codziennie, czy już korektor aby już mi z nich nie spłynął. Stąd ten "przegląd", jak cera prezentuje się po kolejnych etapach pielęgnacji.

Efekt całościowy oceniam jako bardzo dobry - przebarwienia są zdecydowanie bledsze, łatwiej jest je "uspokoić" i zakryć podkładem. Oczywiście efekt byłby słabszy, gdyby nie mikrodermabrazja i inne produkty.

Cena regularna tego produktu to 129 zł - może się wydawać, że to dużo, ale taki efekt w 4 miesiące jest zdecydowanie warty swojej ceny. Kupię sobie niedługo kolejne opakowanie.

Produkty Mary Kay są dostępne tylko u Konsultantek Kosmetycznych - pamiętajcie o tym, gdy będziecie np. chciały kupić je przez Allegro. Owszem, te kosmetyki też są oryginalne, ale osoby, które je wystawiają, postępują sprzecznie z zasadami firmy. Ot, pogawędka umoralniająca.

+++

Muszę odszczekać swoje narzekania na produkty włosowe z Glossyboxa - odżywka Phyto i maska Rene Furterer zdecydowanie zrobiły dobrze moim włosom. Zwłaszcza maska jest tak wydajna, że aż zaczęły pojawiać mi się szalone myśli "nooo, 160 zł za 200 ml tak dobrego produktu nie jest przesadą". Co się ze mną dzieje...

+++

Chodziłam z bólem gardła, aż wychodziłam anginę i antybiotyk. Zdecydowanie potrzebuję teraz troszkę się nad sobą poużalać.


Najnowszy listopadowy glossybox ujął mnie niekombinowaniem - ot,  5 normalnych produktów. Poprzednie edycje zawsze zawierały coś fikuśnego - a to absurdalny skrawek brokatowego mydła czy te nieszczęsne bublowate "mineralne" kosmetyki. Nie siedzę ostatnio na bieżąco w blogosferze i nie mam pojęcia jak potoczył się dalej temat - jeśli coś wiecie na temat oficjalnego stanowiska Glossy, to dajcie znać.

Ale ja nie o tym. W sensie nie do końca.
Nie mam co zrobić z bazą pod cienie. Mam swój ideał, a bazę Cashmere kupiłam w maju po entuzjastycznych recenzjach - bo ja taka szalona jestem i pewnie zwariowałabym, gdybym jednak nie przeprowadziła pewnych testów niczym amerykańscy naukowcy. Rozczarowałam się jak dziecko, które jednak nie dostało upragnionych prezentów pod choinkę, mogłam mieć nawet taką minkę:


...i taki troszkę mam smuteczek, że baza miałaby potencjał, gdyby nie trzeba było jej rozgrzewać w temperaturach bliższych jądru Ziemi aniżeli pokojowo-łazienkowych. A nawet jak ta sztuka rozgrzania się uda, to i tak pozostaje dylemat równego rozłożenia.
Moja świeżutka baza Cashmere z glossy leci zatem do pudełka, które wam objawię w konkursie urodzinowym (wiecie, rok nam razem stuknie), bo ja na pewno pożytku z niej mieć nie będę. Zostaję grzecznie przy moim czarnym słoiczku z Artdeco, dla którego specjalnie zawsze mam krótki paznokieć na palcu serdecznym (wiem, wygląda to tragicznie, ale wydłubywanie bazy spod paznokcia chyba bardziej mnie irytuje). Ba, tak bardzo się lubimy, że nie mam nawet ochoty testować bazy UD - podobno tak wyglądają zdrowe, funkcjonujące związki (zwyczajowa reakcja - lol).

+++

Po wysłaniu mniej więcej 150 odpowiedzi na różne oferty pracy zażartowałam, że trzeba dać dupy, żeby w ogóle dostać zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Moje słowa okazały się prorocze - jedna jedyna rozmowa była efektem polecenia mnie przez chłopaka. Okrutnie mnie to bawi.

+++

Im starsza jestem, tym bardziej nie rozumiem zachowań ludzi, których dobrze znam - a przynajmniej tak mi się wydawało. Rozpieprza mnie to od środka, bo nagle nie wiem, jak się zachować.

czytam

favikona pochodzi z nataliedee.com. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Labels

15 hair project 301 346 52 AA aknenormin alessandro algi alterra ambasada piękna anthelios antyperspirant arsenał grubasa artdeco aussie autokorekta avene avon babydream baikal herbals balea balm balm balsam do ciała balsam do ust bambino bandi bareMinerals batiste baza baza pod cienie baza pod lakier bb bb cr bb cream beauty blender beauty formulas beauty friends bebeauty beblesh balm beige nacre bell bella bamba benefit berlin berry love biały jeleń biedronka bielenda bio-essence Biochemia Urody bioderma biovax blizny blogerki blogger błędy błyszczyk boi boi-ing bourjois box box of beauty ból dupy brahmi amla braziliant brodacz brokat brow bar brwi BU bubel bubel alert buty carmex cashmere ce ce med cellulit cera mieszana cera wrażliwa cetaphil CHI chillout choisee chusteczki cienie cienie w kremie cień clinique clochee color naturals color tattoo color whisper cudeńko cycki czador ćwiczenia darmocha dax debilizm demakijaż denko depilacja dermaroller diy do it yourself dobre rzeczy douglas dove dream pure ducray dwufaza ebay edm eko kosmetyki elution essence essie estetyka etude house eveline everyday minerals eyeliner faceguard fail farbowanie farmona fekkai figs rouge filtr firmoo fitness flora floslek fluid fridge fridge by yde fructis fryzjer galaxy garnier gillette glamwear glossy box glyskincare głupie cipki głupota golden rose google google analytics gratis h&m hakuro healthy mix hebe high impact himalaya hiszpania hm holiday hot pink hydrolat idealia ikea innisfree ipl iran isa dora isadora isana jillian michaels kallos kate moss katowice kącik kulturalny kelual ds kissbox kolastyna kolorówka koloryt konkurs konturówka korekta korektor korektor pod oczy kot kraków kredka kredka do brwi kredka do oczu krem krem do rąk krem do twarzy krem matujący krem na dzień krem nawilżający krem odżywczy krem pod oczy krem z kwasami kreska kutas kwas askrobinowy kwasy la roche posay lakier lakier do paznokci lakier do ust lakier do włosów lakiery teksturowe lancome laser lasting finish lawendowa farma lekarze lierac linkedin lioele lip balm lip lock lip pen lirene lista magnetyczna loccitane lodówka loreal lovely lumene lush łuk brwiowy łupież magnes makijaż manicure manuka Mary Kay marzenie maseczka maska maska do włosów maskara masło do ciała mat matowienie max factor maybe maybelline mężczyźni micel mika mikrodermabrazja miss sporty mleczko mleczko do ciała mocak mollon morze muzeum mycie mydło mydło naturalne nadwaga nail tek nails narzekanie natura officinalis naturalne składniki naughty nautical nawilżenie neem new leaf niedoskonałości nivea nivelazione nouveau lashes nutri gold oczy oczyszczanie odchudzanie odżywianie odżywka odżywka do paznokci odżywka do włosów off festival okulary olej olej arganowy olej kokosowy olejek olejek do mycia ombre opalanie opalenizna opener organique oriflame original source orofluido paleta magnetyczna palmers paski na nos pat rub patrzałki paznokcie pączek peel-off peeling peeling do ciała peeling do twarzy perfecta pervoe reshenie pędzel pędzle pharmaceris photoderm physiogel phyto pianka do mycia piasek piaski pierre bourdieu pkp plastry na nos płyn do demakijażu płyn micelarny podkład podróż pogromcy mitów policzki pomadka pomarańczowy porażka pr praca prasowanie propolis proteiny próbki pryszcze prysznic prywata przebarwienia przechowywanie przegięcie przemoc symboliczna przygody przypominajka puder puder transparentny purederm QVS real techniques regeneracja reklamacja rene furterer retinoidy revlon rimmel rossetto rossmann rozdanie rozkmina rozstępy róż różowe ryan gosling rzęsy sally hansen samoocena samoopalacz satynowy mus do ust Schwarzkopf scrub seacret seche vite sensique sephora serum serum nawilżające sesa shaun t shea shred sińce siquens skandal skin 79 skinfood skóra skóra wrażliwa sleek słońce słowa kluczowe socjologia soraya spf starry eyed stopy stylizacja suchy szampon sun ozon sypki szaleństwo szampon szkoda gadać szminka sztuka współczesna święta tag taka sytuacja tapeta tara smith tatuaż the body shop the face shop tołpa toni&guy tonik top tortury tragedia transki trądzik triple the solution truskawka tusz do rzęs twarz ujędrnienie under twenty usta uv vichy warby parker wąs weganizm wella wibo wieloryb witamina c wizaż wizażystka włosy workout wory wódka wtf wyrównanie wyszczuplanie wyzwanie yasumi yoskine yves rocher zachwyt zakupy zapach zdjęcia zenni optical zerówki ziaja złuszczanie zmywacz zmywacz do paznokcie zużycie zwiedzanie źródła odwiedzin żel żel do brwi żel do golenia żel do twarzy żel pod prysznic żel-krem życzenia