Peelingujące żele do mycia twarzy: AA i Ziaja
/
3 Comments
Dziś bajka o dwóch baaaaardzo zbliżonych do siebie produktach. Biorę na tapetę dwa peelingujące żele do mycia twarzy: jeden to
ziaja.com |
Ziaja z linii Manuka, drugi to AA z serii Oil Infusion.
kosmetykiaa.pl |
Przystępujemy do analizy dwóch gagatków bez większych ceregieli.
Cechą wspólną jest: sama idea żelu do codziennego mycia twarzy z drobinkami. Musiałam to dodać dla porządku, proszę mnie nie posądzać o brak rozsądku ;) Konsystencja jest w mojej ocenie zbliżona - ani zbyt stała, ani lejąca, choć Ziaja jest zdecydowanie bardziej "zwarta", co przekłada się również na jej wyższą wydajność.
Różnice zaczynają się dalej. Co osobliwe, żele są skierowane do dwóch różnych typów cery. Ziaja jest skierowana przede wszystkim do cer mieszanych i tłustych, natomiast AA stworzono z myślą o cerze wrażliwej i skłonnej do alergii. Jakby nie było, w tym ujęciu jestem adresatką obydwu produktów.
Warto oczywiście zwrócić też uwagę na różnice w opakowaniach i pojemnościach: AA to klasyczna tubka 150 ml z wygodnym i niesprawiającym problemów (to się ceni!) zamknięciem. Ziaja to natomiast pojemnik 200 ml z pompką - moja się nie zacinała, ale kto wie, co się wyprawia z innymi.
Zapach: żel Ziai ma charakterystyczny dla całej linii lekki, świeży aromat - mi odpowiada, niemniej na początku może nie przypaść do gustu. AA natomiast nie wyróżnia się pod żadnym względem - ot, coś co ma za zadanie uprzyjemnić korzystanie z produktu i szybko zapomnieć.
Drobinki peelingujące: zdecydowanie większe i ostrzejsze w Ziai, mniejsze i delikatniejsze w AA (skoro do skóry wrażliwej), natomiast jest ich więcej.
I dochodzimy do meritum, czyli działanie: amatorzy obfitej piany będą rozczarowani. Obydwa żele pienią się minimalnie (w końcu jako światłe osoby znające się na składach wiemy, że nie od tego skuteczność oczyszczania zależy).
W mojej ocenie produkty spełniają obietnice producenta pod kątem dopasowania do cery: Ziaja działa zdecydowanie intensywniej, odświeża skórę i nawet lekko ją ściąga po umyciu (uczucie do wytrzymania bądź natychmiastowej eliminacji za pomocą toniku), a ze względu na wspomniane ostrzejsze drobinki można wykonać mocniejszy masaż. Nie należę do osób z zapędami sadystycznymi w obszarze mechanicznych peelingów, dlatego nie testowałam bardzo mocnego tarcia - mam wrażenie natomiast, że żelem Ziai nie idzie sobie podrażnić twarzy.
Odnośnie żelu AA - dzięki zawartości olejku babassu oraz z awokado można się tu doszukać realizacji założeń producenta w kwestii odpowiedzenia na potrzeby cer wrażliwych (wiecie, olejki, więc niby naturalniej, a więc i lepiej dla cery). O tyle wyszło to na dobre, że żel faktycznie zostawia buzię ukojoną - a w moim wypadku to naprawdę rzadkie!
Podsumowując - w zakresie działania jest spoko w obydwu przypadkach, ale ze względu na korzystniejszy stosunek ceny do pojemności, Ziaja wypada lepiej (8-10 zł/200ml) od konkurenta (12-15 zł/150 ml). Należy jednak pamiętać, że osoby borykające się ze srogimi problemami skórnymi nie powinny jednak korzystać z Ziai tak często - co odnosi się do całej instytucji peelingów mechanicznych w ogóle.
+++
Znowu mnie długo nie było, co?
Wiem.
+++
Rok na swoim. Awansowałam. Chyba wychodzi mi bycie dorosłym, a przynajmniej większych fakapów nie ma.
Bhawo Olga!
Warto oczywiście zwrócić też uwagę na różnice w opakowaniach i pojemnościach: AA to klasyczna tubka 150 ml z wygodnym i niesprawiającym problemów (to się ceni!) zamknięciem. Ziaja to natomiast pojemnik 200 ml z pompką - moja się nie zacinała, ale kto wie, co się wyprawia z innymi.
Zapach: żel Ziai ma charakterystyczny dla całej linii lekki, świeży aromat - mi odpowiada, niemniej na początku może nie przypaść do gustu. AA natomiast nie wyróżnia się pod żadnym względem - ot, coś co ma za zadanie uprzyjemnić korzystanie z produktu i szybko zapomnieć.
Drobinki peelingujące: zdecydowanie większe i ostrzejsze w Ziai, mniejsze i delikatniejsze w AA (skoro do skóry wrażliwej), natomiast jest ich więcej.
I dochodzimy do meritum, czyli działanie: amatorzy obfitej piany będą rozczarowani. Obydwa żele pienią się minimalnie (w końcu jako światłe osoby znające się na składach wiemy, że nie od tego skuteczność oczyszczania zależy).
W mojej ocenie produkty spełniają obietnice producenta pod kątem dopasowania do cery: Ziaja działa zdecydowanie intensywniej, odświeża skórę i nawet lekko ją ściąga po umyciu (uczucie do wytrzymania bądź natychmiastowej eliminacji za pomocą toniku), a ze względu na wspomniane ostrzejsze drobinki można wykonać mocniejszy masaż. Nie należę do osób z zapędami sadystycznymi w obszarze mechanicznych peelingów, dlatego nie testowałam bardzo mocnego tarcia - mam wrażenie natomiast, że żelem Ziai nie idzie sobie podrażnić twarzy.
Odnośnie żelu AA - dzięki zawartości olejku babassu oraz z awokado można się tu doszukać realizacji założeń producenta w kwestii odpowiedzenia na potrzeby cer wrażliwych (wiecie, olejki, więc niby naturalniej, a więc i lepiej dla cery). O tyle wyszło to na dobre, że żel faktycznie zostawia buzię ukojoną - a w moim wypadku to naprawdę rzadkie!
Podsumowując - w zakresie działania jest spoko w obydwu przypadkach, ale ze względu na korzystniejszy stosunek ceny do pojemności, Ziaja wypada lepiej (8-10 zł/200ml) od konkurenta (12-15 zł/150 ml). Należy jednak pamiętać, że osoby borykające się ze srogimi problemami skórnymi nie powinny jednak korzystać z Ziai tak często - co odnosi się do całej instytucji peelingów mechanicznych w ogóle.
+++
Znowu mnie długo nie było, co?
Wiem.
+++
Rok na swoim. Awansowałam. Chyba wychodzi mi bycie dorosłym, a przynajmniej większych fakapów nie ma.
Bhawo Olga!
Ja lubię ten z Ziaji :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, mój blog/KLIK :))
U mnie ten żel był totalnym bublem. Nie tylko wysuszył mi skórę do granic możliwości to jeszcze pogorszył jej stan niemiłosiernie.
OdpowiedzUsuńMiałam ten od AA, był całkiem spoko, ale bez szaleństw ;)
OdpowiedzUsuń