o czym by tu...
/
0 Comments
...skrobnąć?
Z okazji choroby piątkowy wieczór spędzam w domu. Z okazji zatkanego nosa nałożyłam sobie na głowę dzikie ilości Sesy - moja wrażliwość zapachowa spadła do poziomu 25% i niuchając butelkę stwierdziłam, że takie sesowe aromaty są znośne.
Wykończyłam odżywczy krem do ciała z serii SSS Avonu i gdyby nie fakt, że choruję na nowościozakupoholizm, to pewnie wylądowałby u mnie znowu. Świetnie nawilża i faktycznie czułam ten "dotyk jedwabiu" - nie ma się czego przyczepić przy kremie, który w promocji kosztuje 8 zł :D
Nadrabiałam dziś braki odzieżowe w mojej szafie (ehe, serio, nie ma czegoś takiego, chciałam sobie humor poprawić) i jak zwykle wylądowałam w H&M (nic na to nie poradzę, uwielbiam te szmatki!). Od wieszaka do wieszaka, trafiłam do kasy, a tam...
...koszyczek wypełniony absolutnie prześlicznyyyymi, czerwonymi lakierami (tak, teraz się ślinię jak postać z mangi) ze świątecznej kolekcji (czy może innej limitowanki, bo jest w to zaangażowany Disney). Lakiery to moja absolutna słabość, a gdy na horyzoncie pojawiają się czerwone lakiery o kremowym wykończeniu* to tracę cały zdrowy rozsądek. Tym razem oczywiście nie było inaczej - śmieszna cena 9,90 za 14 ml - już jest u mnie na paznokciach, zdążyłam nawet zdjęcia zrobić, ale z lenistwa ich dziś nie wrzucę :c
Taaak, po wrzuceniu tych jakże nieodkrywczych myśli do sieci idę sobie dalej chorować. Mrrr.
*jakoś tak mi się ostatnio zrobiło, że brokaty i drobinki w ogóle mi nie podchodzą
Z okazji choroby piątkowy wieczór spędzam w domu. Z okazji zatkanego nosa nałożyłam sobie na głowę dzikie ilości Sesy - moja wrażliwość zapachowa spadła do poziomu 25% i niuchając butelkę stwierdziłam, że takie sesowe aromaty są znośne.
Wykończyłam odżywczy krem do ciała z serii SSS Avonu i gdyby nie fakt, że choruję na nowościozakupoholizm, to pewnie wylądowałby u mnie znowu. Świetnie nawilża i faktycznie czułam ten "dotyk jedwabiu" - nie ma się czego przyczepić przy kremie, który w promocji kosztuje 8 zł :D
Nadrabiałam dziś braki odzieżowe w mojej szafie (ehe, serio, nie ma czegoś takiego, chciałam sobie humor poprawić) i jak zwykle wylądowałam w H&M (nic na to nie poradzę, uwielbiam te szmatki!). Od wieszaka do wieszaka, trafiłam do kasy, a tam...
...koszyczek wypełniony absolutnie prześlicznyyyymi, czerwonymi lakierami (tak, teraz się ślinię jak postać z mangi) ze świątecznej kolekcji (czy może innej limitowanki, bo jest w to zaangażowany Disney). Lakiery to moja absolutna słabość, a gdy na horyzoncie pojawiają się czerwone lakiery o kremowym wykończeniu* to tracę cały zdrowy rozsądek. Tym razem oczywiście nie było inaczej - śmieszna cena 9,90 za 14 ml - już jest u mnie na paznokciach, zdążyłam nawet zdjęcia zrobić, ale z lenistwa ich dziś nie wrzucę :c
Taaak, po wrzuceniu tych jakże nieodkrywczych myśli do sieci idę sobie dalej chorować. Mrrr.
*jakoś tak mi się ostatnio zrobiło, że brokaty i drobinki w ogóle mi nie podchodzą