Wella Pro Series, Moisture Treatment
/
5 Comments
Dziś będzie krótko. Bohaterka dnia, maska do włosów Wella prezentuje się tak:
..i jest idealnym przykładem produktu, który jest totalnie neutralny i nie wzbudził we mnie absolutnie żadnych większych emocji. Ot, słoik 200 ml za 12-14 zł wypełniony białą mazią (dość rzadką), która robiła z moimi włosami niewiele więcej niż standardowa odżywka. Producent zaleca stosować przez jedną minutę i mniej więcej tego się trzymałam (no dobrze, czasem było szaleństwo i 5 minut spędzone na goleniu nóg) - moje włosy wytrzymują wiele warstw kosmetyków do ochrony i stylizacji już na sucho, ale protestują w starciu z maskami (zwłaszcza tuningowanymi - chlip chlip, mogę sobie testować te wszystkie formuły z bloga Anwen, ale niewiele mi dają). Taki wyszedł troszeczkę smuteczek - miała być nawilżająca maska, a wyszło jak wyszło.
Tutaj oczywiście pojawia się smutna konstatacja, że moja pielęgnacja włosów jest bardzo powierzchowna i doraźna, zamiast gruntowna i "odśrodkowa". Boleję nad tym, ale po roku intensywnego włosomaniactwa muszę sobie zluzować: moje włosy nie lubią trzymanych przez godzinę masek, olejowanie średnio im pomogło, za to uwielbiają silikony i wyglądają lepiej (!!!!) po wysuszeniu suszarką niż w naturalny sposób (czy muszę w ogóle dodawać, że po początkowym zachwycie skutkami mycia włosów płynem Facelle dostałam takiego łupieżu, że TVN24 raportował o nagłym ataku zimy w środku lata i szczęśliwych dzieciach rzucających się śnieżkami?).
Wiem, że niektóre z was uwielbiają czytać składy, więc wychodzę naprzeciw oczekiwaniom i wklejam skład już zanalizowany. Jak widać, cudów to tutaj nie ma.
Dostępność: chyba każda sieć drogerii, na pewno widziałam ją w Rossmanie i Naturze.
+++
Nie wiem jak wy, ale ja generalnie wpadam w panikę, gdy wchodzę do sklepu z butami. Bierze się to z tego, że: moja stopa sama z siebie zmienia rozmiar (od 39 do 41, weź tu szukaj odpowiedniego, jak już coś wpadnie w oko), jest dość szeroka i ma dziwne podbicie. Dochodzi do tego mój dość wypaczony gust i cosezonowa tragedia gotowa. Nie żebym co 3 miesiące potrzebowała nowych butów, ale podobnie jak większość kobiet co zmianę pór roku stwierdzam "nie mam w czym chodzić".
Moja tragedia wrześniowa zaczęła się z ostatnimi ochłodzeniami i stwierdzeniem, że jestem na tyle dorosła, że nie wypada już chodzić cały rok* w trampkach i że coś ładniejszego w biurze by się przydało. Podobno w tym sezonie modne są "botki" - czy to na koturnie, czy to na obcasie, whatever.
To dobra, Olga podjęła decyzję i złaziła dwa centra handlowe w poszukiwaniu rzeczonych botków. Nie chciałam, żeby to już była to opcja cieplejsza, tylko ta na obecną pogodę.
Chodzę, chodzę, oglądam, wybrzydzam, nieładny obcas, a to za wysokie, a to ciepłe, a to z jakimś pożal się boże futerkiem, pomponikiem, brzydkim przeszyciem albo koślawym czubem. Jak już wizualnie i cenowo mi coś podpasowało, to po przymierzeniu wielka buba, bo niewygodne.
/celowo nie przymierzam butów, na które mnie nie stać, żeby mnie potem serduszko nie bolało. albo ewentualnie portfel, na wypadek chwili zapomnienia/
Jak może pamiętacie, wyprowadziłam się niedawno z domu, więc teraz spotykam się z rodzicami na mieście. Dziś akurat "miasto" wypadło znowu w centrum handlowym, bo mama miała obok rehabilitację. A jak spotkanie, to kawa i padło na nieszczęsne Tchibo.
Czemu nieszczęsne? Tchibo w tych swoich sklepach sprzedaje moim zdaniem bardzo fajne rzeczy w (czasem mniej lub bardziej) przyzwoitych cenach. Ale bardzo rzadko widzę tam ludzi poniżej 35. roku życia. Nie wiem o co chodzi, że w powszechnej opinii jest to sklep dla dziadków. Cóż.
Ta cała opowieść zbliża się nieuchronnie(a tymbardziej niespodziewanie) do puenty - tak, udało mi się kupić botki na obcasie w najmniej spodziewanym miejscu, czyli właśnie w Tchibo. Są ze skóry, obcas taki w sam raz - żebym się nie wypieprzyła na pięknych warszawskich bulwarach (lol). Cena do przeżycia, wygoda zacna. Jaram się niemożebnie, zresztą możecie sobie nawet popatrzeć na te moje nowe cuda.
*mam jedną taką skórzaną parę, jak założę cieplejsze skarpety i nie ma opadów, to spokojnie do późnej jesieni mogę śmigać
+++
W poniedziałek przyjechała paczka ze starterem Mary Kay. Mój współlokator, który robi dla nich grafiki, przeraził się, że mu pracę do domu sprowadzam.
Siedzę, testuję, uczę się. Mam pisać więcej o MK? Są jakieś zapotrzebowania na recenzje? :)
w rzeczywistości słoiczek jest ciut wyższy. no i tak, credits to the google |
..i jest idealnym przykładem produktu, który jest totalnie neutralny i nie wzbudził we mnie absolutnie żadnych większych emocji. Ot, słoik 200 ml za 12-14 zł wypełniony białą mazią (dość rzadką), która robiła z moimi włosami niewiele więcej niż standardowa odżywka. Producent zaleca stosować przez jedną minutę i mniej więcej tego się trzymałam (no dobrze, czasem było szaleństwo i 5 minut spędzone na goleniu nóg) - moje włosy wytrzymują wiele warstw kosmetyków do ochrony i stylizacji już na sucho, ale protestują w starciu z maskami (zwłaszcza tuningowanymi - chlip chlip, mogę sobie testować te wszystkie formuły z bloga Anwen, ale niewiele mi dają). Taki wyszedł troszeczkę smuteczek - miała być nawilżająca maska, a wyszło jak wyszło.
Tutaj oczywiście pojawia się smutna konstatacja, że moja pielęgnacja włosów jest bardzo powierzchowna i doraźna, zamiast gruntowna i "odśrodkowa". Boleję nad tym, ale po roku intensywnego włosomaniactwa muszę sobie zluzować: moje włosy nie lubią trzymanych przez godzinę masek, olejowanie średnio im pomogło, za to uwielbiają silikony i wyglądają lepiej (!!!!) po wysuszeniu suszarką niż w naturalny sposób (czy muszę w ogóle dodawać, że po początkowym zachwycie skutkami mycia włosów płynem Facelle dostałam takiego łupieżu, że TVN24 raportował o nagłym ataku zimy w środku lata i szczęśliwych dzieciach rzucających się śnieżkami?).
Wiem, że niektóre z was uwielbiają czytać składy, więc wychodzę naprzeciw oczekiwaniom i wklejam skład już zanalizowany. Jak widać, cudów to tutaj nie ma.
Dostępność: chyba każda sieć drogerii, na pewno widziałam ją w Rossmanie i Naturze.
+++
Nie wiem jak wy, ale ja generalnie wpadam w panikę, gdy wchodzę do sklepu z butami. Bierze się to z tego, że: moja stopa sama z siebie zmienia rozmiar (od 39 do 41, weź tu szukaj odpowiedniego, jak już coś wpadnie w oko), jest dość szeroka i ma dziwne podbicie. Dochodzi do tego mój dość wypaczony gust i cosezonowa tragedia gotowa. Nie żebym co 3 miesiące potrzebowała nowych butów, ale podobnie jak większość kobiet co zmianę pór roku stwierdzam "nie mam w czym chodzić".
Moja tragedia wrześniowa zaczęła się z ostatnimi ochłodzeniami i stwierdzeniem, że jestem na tyle dorosła, że nie wypada już chodzić cały rok* w trampkach i że coś ładniejszego w biurze by się przydało. Podobno w tym sezonie modne są "botki" - czy to na koturnie, czy to na obcasie, whatever.
To dobra, Olga podjęła decyzję i złaziła dwa centra handlowe w poszukiwaniu rzeczonych botków. Nie chciałam, żeby to już była to opcja cieplejsza, tylko ta na obecną pogodę.
Chodzę, chodzę, oglądam, wybrzydzam, nieładny obcas, a to za wysokie, a to ciepłe, a to z jakimś pożal się boże futerkiem, pomponikiem, brzydkim przeszyciem albo koślawym czubem. Jak już wizualnie i cenowo mi coś podpasowało, to po przymierzeniu wielka buba, bo niewygodne.
/celowo nie przymierzam butów, na które mnie nie stać, żeby mnie potem serduszko nie bolało. albo ewentualnie portfel, na wypadek chwili zapomnienia/
Jak może pamiętacie, wyprowadziłam się niedawno z domu, więc teraz spotykam się z rodzicami na mieście. Dziś akurat "miasto" wypadło znowu w centrum handlowym, bo mama miała obok rehabilitację. A jak spotkanie, to kawa i padło na nieszczęsne Tchibo.
Czemu nieszczęsne? Tchibo w tych swoich sklepach sprzedaje moim zdaniem bardzo fajne rzeczy w (czasem mniej lub bardziej) przyzwoitych cenach. Ale bardzo rzadko widzę tam ludzi poniżej 35. roku życia. Nie wiem o co chodzi, że w powszechnej opinii jest to sklep dla dziadków. Cóż.
Ta cała opowieść zbliża się nieuchronnie(a tymbardziej niespodziewanie) do puenty - tak, udało mi się kupić botki na obcasie w najmniej spodziewanym miejscu, czyli właśnie w Tchibo. Są ze skóry, obcas taki w sam raz - żebym się nie wypieprzyła na pięknych warszawskich bulwarach (lol). Cena do przeżycia, wygoda zacna. Jaram się niemożebnie, zresztą możecie sobie nawet popatrzeć na te moje nowe cuda.
*mam jedną taką skórzaną parę, jak założę cieplejsze skarpety i nie ma opadów, to spokojnie do późnej jesieni mogę śmigać
+++
W poniedziałek przyjechała paczka ze starterem Mary Kay. Mój współlokator, który robi dla nich grafiki, przeraził się, że mu pracę do domu sprowadzam.
Siedzę, testuję, uczę się. Mam pisać więcej o MK? Są jakieś zapotrzebowania na recenzje? :)
świetne buty upolowałaś :) podobają mi się :]
OdpowiedzUsuńmaskę miałam i mi bardzo podpasowała :)
OdpowiedzUsuńbuciki bardzo ładne :)
podoba mi się to jak piszesz, tak lekko i z poczuciem humoru... muszę obserwować :D
pozdrawiam :D
Jak ONE to robią, że mają tyle butów?! Ja nigdy nie pojmę...
OdpowiedzUsuńNa dzielni mówią, że Tchibo to sklep dla 30+, więc ja teraz jestem ostrożna z tym, że dla "dziadostwa".
Nie wiedziałam że Tchibo sprzedaje coś poza kawą O_o
OdpowiedzUsuńMoje stopy też są dziwne. Zawsze było 41 teraz 40/39. Żeby tyłek mi się tak zmniejszył o dwa rozmiary:P
Maskę miałam i byłam zadowolona. Potem przeszłam na pielęgnację bezsilikonową, więc maska poszła w odstawkę. Użyłam jej jednak ostatnio tak dla porównania efektów, no i klapa, włosy wyglądały, jakbym nic na nie nie kładła.
OdpowiedzUsuńJa mam zawsze problem z wyborem butów, jedyne co mogę kupić w 5 minut to tylko trampki, na resztę strasznie wybrzydzam. Obcas nie ten, kształt nie ten, rozmiar nie ten...