Baza pod cienie Artdeco - wszystko, co i tak już o niej prawdopodobnie napisano
/
11 Comments
Uwaga, macie do czynienia z najbardziej rzetelną recenzją w tym blogowym przybytku - do opisania żadnego innego produktu nie zbierałam się ponad dwa lata ;) Z drugiej strony jest to produkt - wydaje mi się - tak znany, że mam świadomość: niewiele nowego dodam do tematu.
O istnieniu dynksa takiego jak baza pod cienie dowiedziałam się w listopadzie 2010 roku, kiedy to po pierwszej fascynacji mineralnymi podkładami przerzuciłam się na mineralne cienie (głównie te z Everyday Minerals, kilka pokazywałam np tu lub tu). Po przeczytaniu internetów rozszyfrowałam, że cienie te z uwagi na swą sypką postać potrzebują bazy. Ja, jako makijażowy w tamtej chwili laik, nie miałam bladego pojęcia o co chodzi, ale internety zasadniczo się nie kończą i przynoszą odpowiedź na prawie każdą życiową rozterkę (zaznaczam, że prawie i to tylko w tych pragmatycznych kwestiach. w dniu, w którym sieć wypluje wynik na zapytanie o sens życia, maszyny przejmą władzę. no, ale to za jakiś czas, mam nadzieję).
Jak już się rozeznałam w temacie, postanowiłam kupić właśnie bazę z Artdeco. Nie znalazłam o niej ani jednej negatywnej opinii (jak już, tylko neutralne w kierunku pozytywnych) w przeciwieństwie do baz z Hean czy Virtual, czy jakie tam jeszcze u nas są dostępne (mówię o sytuacji sprzed 2,5 roku). Stwierdziłam, że lepiej od razu wydać te 35 zł na coś dobrego niż 10 zł na średniaka.
O bogowie, i była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu (tak, zdecydowanie lepsza od wyboru kierunku studiów, I mean it :P czasem myślę, że jestem taka płytka, szalalala).
A tak się prezentuje mój stary słoiczek po 13 miesiącach intensywnego użytkowania. Co ciekawe, stare wersje miały ważność określoną na 24 miesiące, nowa ma "tylko" 12 miesięcy. Kiedyś już o tym pisałam - końcówka produktu działa bardzo słabo. Nie wiem tylko, czy faktycznie wynika to z przeterminowania (do którego, jakby nie patrzeć, w tej wersji nie doszło) czy po prostu ten typ tak ma, że baza z samego dna nie bangla.
Fakty są takie, że bazę da się zużyć w 12 miesięcy. Bardzo rzadko zdarza mi się nie malować oczu chociażby jasnym rozświetlającym cieniem, więc dla celów statystycznych przyjmijmy 5 razy w tygodniu. W takim tempie idzie zużyć całość ;) Myślę też, że konsystencja jest tak specyficzna, że dla prawidłowego działania konieczna jest dość cienka warstwa. W związku z tym wątpię, żeby komukolwiek baza zużyła się w pół roku, bo nakładał jej więcej. Moje pierwsze przygody z bazą były koszmarne - nakładałam jej właśnie za dużo na powiekę, nie mogła obeschnąć, cienia nakładałam za dużo i robiły się placki. Czyste szaleństwo połączone z dramatem. Po kilku próbach nauczyłam się, że droga do sukcesu jest prościutka - mała ilość bazy (tyle ile się wysmyra palcem dosłownie przez chwilę, jakkolwiek to głupio nie brzmi) i kilkadziesiąt sekund, żeby sobie lekko podeschła (w praktyce: rozcieram dość dokładnie bazę na jednym oku, potem na drugim, zakręcam słoiczek i odkładam go na miejsce, czyszczę palce z resztek bazy) i można przystępować do dzieła.
bazę dostajemy w takim oto malutkim pudełeczku z wszystkimi informacjami |
A tak wygląda dziewicza, nietknięta powierzchnia bazy ;) Specjalnie zrobiłam zdjęcie z silniejszym światłem, żeby ukazać drobinki - delikatnie błyszczą się w bardzo mocnym świetle. Nie zauważyłam, żeby przebijały się przez cienie - przy błyszczących nie robi to żadnej różnicy, ale przy matach pewnie byłabym wkurzona. W sumie nie wiadomo, jaka jest ich rola - może ktoś mi powie? Co do samego koloru bazy - w moim wypadku jest neutralny jak Szwajcaria. Czytałam opinie, że niektórym dziewczynom baza zastępuje kremowy cień do wyrównania bądź lekkiego rozjaśnienia kolorytu powiek. U mnie coś takiego nie ma miejsca.
Fakty są takie, że bazę da się zużyć w 12 miesięcy. Bardzo rzadko zdarza mi się nie malować oczu chociażby jasnym rozświetlającym cieniem, więc dla celów statystycznych przyjmijmy 5 razy w tygodniu. W takim tempie idzie zużyć całość ;) Myślę też, że konsystencja jest tak specyficzna, że dla prawidłowego działania konieczna jest dość cienka warstwa. W związku z tym wątpię, żeby komukolwiek baza zużyła się w pół roku, bo nakładał jej więcej. Moje pierwsze przygody z bazą były koszmarne - nakładałam jej właśnie za dużo na powiekę, nie mogła obeschnąć, cienia nakładałam za dużo i robiły się placki. Czyste szaleństwo połączone z dramatem. Po kilku próbach nauczyłam się, że droga do sukcesu jest prościutka - mała ilość bazy (tyle ile się wysmyra palcem dosłownie przez chwilę, jakkolwiek to głupio nie brzmi) i kilkadziesiąt sekund, żeby sobie lekko podeschła (w praktyce: rozcieram dość dokładnie bazę na jednym oku, potem na drugim, zakręcam słoiczek i odkładam go na miejsce, czyszczę palce z resztek bazy) i można przystępować do dzieła.
prawdopodobnie mogłam wyczyścić słoiczek, ale przecież nie wpadłam na to robiąc zdjęcia, nie? jestem oblechem. tutaj widać, że ważność to 24 miesiące. |
grzebu grzebu... |
Jako że wcześniej prawie nie używałam cieni, a kredek sporadycznie, to nie miałam pojęcia, czego w sumie oczekiwać od bazy, na co, po co i dlaczego. Teraz z perspektywy czasu wiem, że jestem twardym zawodnikiem w tej kwestii: tłuste powieki i mocno opadający łuk brwiowy (zwany popularnie podwójną powieką) to kluczowe czynniki, które sprawiają, że cienie nie chcą się ładnie rozkładać i blendować, a koniec końców i tak się rolują w zagłębieniu.
Nie chcę tu zabrzmieć jak nawiedzona pani domu z lat 50tych, która odkryła nowy totalnie zajebisty środek do czyszczenia podłóg, ale troszkę tak się czuję, opisując swoje pierwsze pozytywne doświadczenia z prawidłowo działającą bazą. Trzeba było po prostu widzieć ten mój zacieszony ryj, gdy obserwowałam, jak cienie trwają sobie niewzruszone przez 6, 8, 10 albo nawet 12 godzin.
A tam, nadal mam zaciesz! Tym większy, że uczę się powoli modelować oko i kluczowe jest dla mnie, żeby cień jednakowo dobrze trzymał się wszędzie - zarówno na ruchomej powiece, jak i w jej zagłębieniu. O moim uzależnieniu niech zaświadczy fakt, że gdy ostatnio byłam na praktykach w Pewnej Drogerii i malowałam panie kosmetykami O-Matko-Boska-Czemu-Tak-Drogo, to największym problemem były dla mnie oczy. Rzeczona marka ma primer, ale nie dostarczono go nam na podium i ratowałam sytuację używając korektora rozświetlającego na powiekę. W przypadku cieni uznaję pełen egalitaryzm, żaden nie poleci solo (niezależnie od tego, czy kosztuje 110 zł czy 5, nie ma takiej opcji) bo po prostu nie wierzę już żadnym obietnicom dotyczących trwałości i przyczepności.
Przerwa na anegdotkę: macowe paint poty, które podobno mają moc bazy, u mnie we względnie dobrej formie wytrzymują 6-7 godzin. Nie uklepywałam ich żadnym innym sypkim cieniem, może by to się zmieniło. Ale! Ale paint pot nałożony na bazę Artdeco wytrzymał u mnie 18 godzin (z czego 5 ostatnie to impreza, tańce, hulanki i swawole). Podkład zdążył mi dawno spłynąć, kredka zblaknąć, a pocik tylko trochę się zważył w zagłębieniu (gdy wspominam, jak się wtedy zgrzałam na parkiecie, to dziwię się, że tyle wytrzymał).
Ja tu gadu gadu, a pomimo zachwytów przydałoby się może trochę zdroworozsądkowej oceny (myślę, że to akurat jest wspólne dla wszystkich baz; jeśli macie inne doświadczenia, to dajcie znać).
- Podbicie koloru cienia zależy od samej jakości, faktury, koloru i wykończenia produktu - co do tego chyba nikt nie ma żadnych wątpliwości. Im ciemniej, tym intensywniej - według mnie.
- Przy zbyt długim blendowaniu tudzież w ogóle uklepywaniu nietrudno utracić intensywny efekt (ja np. nagminnie wycieram drobinki, których wcale nie chciałam wytrzeć). Z drugiej strony czasem jest to efekt pożądany, więc trzeba praktyki (jak we wszystkim).
- Im więcej warstw nakładamy, tym gorzej się trzymają. Z moich obserwacji wynika, że trzy to maks dla konfiguracji moja powieka + baza AD.
- Skoro już zahaczyłam o kwestię jakości nakładanego cienia: przeżyłam wielkie rozczarowanie, gdy po raz pierwszy użyłam czegoś kiepskiego myśląc, że baza AD to ósmy cud świata i lek na wszelkie bolączki. Z pustego i Salomon nie naleje, a gówniany cień nie przyklei się do bazy za żadne skarby (od razu myślę o tych brązowych cieniach ModelCo z Glossyboxa, to jest znakomity przykład). A jeśli nawet się przyklei, to zaraz się zgrudzi lub po prostu zniknie (takie czary też się zdarzają). Jest jeszcze stadium pośrednie, gdy sam kolor trzyma się dobrze, ale drobinki lecą na poszukiwanie przygód na policzkach lub nawet dalej. Drugie stadium pośrednie to najczęściej kremowy (w sensie konsystencja) cień plus niewprawna ręka, które owocują skorupką. Dżizas, nienawidzę tego efektu i czym prędzej zmywam wszystko.
- Baza sama w sobie nie ratuje też przed osypywaniem się cienia w trakcie aplikacji. Jakby nie patrzeć, jest to dość logiczne i powszechne zjawisko dla sypkiego ciemnego cienia, którego nawaliłyśmy sobie za dużo na pędzel ;)
- Moja koleżanka twierdzi, że u niej baza działa lepiej, gdy ją przypudruje, a dopiero potem nałoży cień. Mnie wydawało się dość absurdalne, ale skoro u niej działa, to co mam się czepiać, nie?
- Osobna sprawa to kreski. Myślałam, że uda mi się stosować samą bazę z kredką/eyelinerem. Jak się okazało, takie połączenie nie bangla niezależnie od typu produktu (no dobra, wyłączamy z tego oczywiście ciemny cień w roli kreski oraz cień nałożony na kredkę, ale takie rozwiązanie rzadko stosuję). Po kilku próbach stwierdziłam, że skoro już mam bazę, to ciapnę już niedbale jakiś cielisty cień i dopiero na takim gruncie kreski trwają niewzruszenie. A może to jest moment, gdy powinnam zrobić to co moja koleżanka i przypudrować bazę? Nie mam pojęcia, z czego to wynika - moje powieki nie są aż tak tłuste :D
Obecnie (sprawdzam po południu 31 marca 2013) na allegro można kupić bazę Artdeco za mniej niż 30 zł z przesyłką. Czuję się trochę jak frajer, bo swój ostatni słoiczek kupiłam w Douglasie za 37 zł, będę teraz te 7 zł rozpamiętywać ;) 30 zł za produkt, który ratuje mi dupę w każdej sytuacji i starcza na rok codziennego używania - bitch please, dałabym dwa razy tyle. Serio.
Po drodze zdarzyły mi się średnio udane romanse z bazą wspomnianego Daxa (podobna struktura), Mary Kay (płynna) i Avon (nie mam pojęcia, jak określić konsystencję... bardzo mokry piankowy mus?). Żadna w moim odczuciu nie jest aż tak fajna jak Artdeco - podkreślam, że biorę pod uwagę moją budowę oka jak i indywidualną predyspozycję, którą nazywamy "tłustą" powieką.
Podsumowując - wielkie love, nie zamienię na nic innego.
Po drodze zdarzyły mi się średnio udane romanse z bazą wspomnianego Daxa (podobna struktura), Mary Kay (płynna) i Avon (nie mam pojęcia, jak określić konsystencję... bardzo mokry piankowy mus?). Żadna w moim odczuciu nie jest aż tak fajna jak Artdeco - podkreślam, że biorę pod uwagę moją budowę oka jak i indywidualną predyspozycję, którą nazywamy "tłustą" powieką.
Podsumowując - wielkie love, nie zamienię na nic innego.
też ją miałam, była moją pierwszą ;D
OdpowiedzUsuńteraz mam Daa z glossyboxa, ale jak się skończy, to na pewno wrócę do Artdeco, już mi się trochę tęskni...
Ja mam bazę z Hean i jestem z niej zadowolona
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem, Art Deco jest moją pierwszą i jedyną bazą pod cienie. Nawet nie czuję chęci (o potrzebie w ogóle już nie wspominając) na eksperymenty z innymi tego typu produktami (:
OdpowiedzUsuńjest dobra, ale u mnie baza hean spisuje sie tak samo dobrze :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam ją ;)
OdpowiedzUsuńMiałam ja kiedyś, ale pod koniec tak się zeschła, że nic już jej nie uratowało.
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam tę bazę, ale jak Twoja koleżanka zawsze ją pudruję zanim nałożę cień. Nie zmniejsza to jej skuteczności, cienie trzymają cały dzień, nie rolują się i nie zbierają w załamaniu. Teraz 'ćwiczę' bazę Avon, ale jestem średnio zadowolona. Na pewno wrócę do AD.
OdpowiedzUsuńwielbię, mam już drugi słoiczek.
OdpowiedzUsuńWitaj-pięknie i kolorowo tu u Ciebie.Pozdrawiam i zapraszam w odwiedziny.Ja u Ciebie zostaję na dłużej bo warto.Miłej i słonecznej niedzieli
OdpowiedzUsuńmi z tą bazą ciebie trzymają gór pół godziny, troche mi zal ze nie dziala u mnie tak fajnie jak u innych
OdpowiedzUsuńArtdeco dało czadu z tą bazą ;) Jak tylko mi się kończy, biegnę po następny. Kolory nałożonych na nią cieni są intensywniejsze i trwalsze. No po prostu strzał w 10!
OdpowiedzUsuń