O olejkach do włosów
/
6 Comments
Oleje w pielęgnacji włosów od kilku lat święcą triumfy - czy to zwyczajne, które znajdziemy w kuchni, indyjskie bogate mikstury, czy w końcu drogeryjne olejki. Różnie się je stosuje i teoretycznie powinnam je rozdzielić, ale wrzucam je zbiorczo do jednego wora ze względu na konsystencję.
Dziś naszła mnie wena, żeby pogderać trochę o tej ostatniej wersji, czyli rozmaitych olejkach i oliwkach, jakie wypluły z siebie popularne i szeroko dostępne firmy. Aha, i do tego będzie jeszcze przestroga.
Specjalistką od włosów nie jestem i już raczej nie zostanę, ale skoro odziedziczyłam po tacie grube i gęste kudły, to staram się nie dbać. Nic na to nie poradzę, mam fetysz gładkich, lejących się włosów i zrobię wszystko, by takie mieć ;D Pomagają mi w tym olejki nałożone na wilgotne po umyciu włosy (powiedzmy, że na te ostatnie 15 cm kitki, która obecnie sięga do zapięcia stanika). Efekty bardzo mi się podobają, choć doskonale wiem, że to sprawka silikonów, niż olei. Takie pójście na łatwiznę zamiast prawidłowego odżywiania włosia, wiem ;)
/tu zaczyna się przestroga/
W sumie zrobiłam debilną rzecz - przez kilka miesięcy nie używałam żadnych innych preparatów do nawilżania i zabezpieczania końcówek. Efekty są takie, że owszem, nie ma problemu z rozdwajaniem, ale jest lekki przesusz. Rozjaśniane, suche końcówki wyglądają smętnie i nie układają się szczególnie porywająco, co do tego nie ma wątpliwości. Sytuację podratowałam trochę aloesem, ale i tak dojrzałam do decyzji o ścięciu tych smutnych strąków. Nie wiem dokładnie, czy to silikony się nadbudowały pomimo dokładnego oczyszczania czy po prostu zabrakło dodatkowego nawilżenia. Z silikonowymi olejkami należy więc uważać, aby nie mieć takiej buby jak ja :D
/koniec przestrogi/
Najpierw była glossyboxowa próbka o pojemności 5 ml Oil Miracle ze Schwarzkopf.
dourody.pl |
Potwornie wydajna rzecz, 5 ml starczyło na 6 tygodni. Jeżeli kogoś by natchnęło na kupno normalnej wersji o pojemności 100 ml, to niech kupi z kimś na spółkę, bo zanudzi się od używania jednego produktu przez 2 lata. A najlepiej niech nie kupuje, bo wszystko wskazuje na to, że Oil Miracle to ten sam produkt co Gliss Kur Hair Repair, tyle że droższy (90 zł za 100 ml). A zresztą kim ja jestem, żeby mówić innym, co mają robić z pieniędzmi.
Co do działania, to bez fajerwerków, włosy były wygładzone i zdyscyplinowane. Zapach olejku podobno jest fajny, ale nie zwróciłam na niego uwagi, więc niekoniecznie jest to prawda.
Potem pojawiła się w domu (za sprawą mamy) flaszka olejku Orofluido z Revlonu. Szklana buteleczka o pojemności 50 ml cieszy oko designem (no komu się nie podobają wzorki stylizowane na arabeski, przyznać się), niestety nie ma tu żadnej pompki ani nawet małej dziurki, więc łatwo chlusnąć w nadmiarze. Mama przelała prawie całą zawartość do jakiegoś starego opakowania z pompką, mi zostało jakieś 20% na dnie w oryginale. Od strony logistycznej nie było to najwygodniejsze, ale dałam radę.
www.dooyoo.co.uk |
Trzeba przyznać, że używania Orofluido to czysta przyjemność - ma gładką konsystencję (tak nawilża dłonie, że ojej) i niesamowity zapach, który producent określa jako "bursztynowy z nutką wanilii" (i zostaje na włosach, łiiiii). Ja to kupuję i pewnie ciężko będzie mi odstawić ten olejek pomimo wysuszenia końcówek (czas pomyśleć nad zmniejszeniem ilości i używaniem na sucho, hmm).
Od strony ekonomicznej nie wychodzi zbyt porywająco: 50 ml za 60 zł, 100 ml za 100 zł.
Ostatnia pozycja w tym wpisie różni się ciut od poprzednich - mowa tu o dwufazowym olejku CHI Organics z oliwkowej serii. Raz, że dwufaza (jedna z warstw zużywa się zdecydowanie szybciej), dwa, że zawiera hydrolizat jedwabiu, trzy, że zawiera więcej naturalnych olejków (z podobno ekologicznych upraw, jeżeli komuś to robi dobrze).
folica.com |
O innych kosmetykach z serii Organics pisałam już dawno temu, o olejku jakoś tak na razie nie było okazji ;) Znamy się najdłużej, stosowałam go zamiennie z jedwabiem CHI i muszę przyznać, że sprawdza się wybornie. Mam zastrzeżenia co do zapachu - cała seria ma alkoholowo-oliwkowy aromacik (mi odpowiada, ale jest dość specyficzny; nie utrzymuje się na włosach). Ponadto trzeba go używać naprawdę oszczędnie, bo ma tendencję do obciążania i sklejania w strąki. Przy rozsądnej ilości pomaga mi wydobyć skręt z włosów, co w mojej mikroskali zasługuje na Nobla.
Cenowo wychodzi najkorzystniej z całej trójki, za butelkę o pojemności 50 ml (starcza na wieku, ten typ tak ma) zapłacimy w Ambasadzie Piękna 45 zł (dostępna jest też próbeczka 15 ml za 8 zł).
Stosowałyście któryś z powyższych specyfików? Wolicie tradycyjne olejowanie przed myciem? Podzielcie się, jestem ciekawa!
ja olejuję tradycyjnie, raczej indyjskimi olejami, chociaż ostatnio kokos i taki całkiem kontynentalny miks z yr. lubię, nie przestanę :)
OdpowiedzUsuńTrzymam się tradycyjnego olejowania. Co ostatnio bywa irytujące, bo zajmuje dużo czasu - działa tylko i wyłącznie na mokrych włosach to raz, a dwa mam problem z ich domywaniem. Dlatego planuję przerzucić się na inną metodę, czyli maska + 2 łyżki oleju + zmywanie szamponem.
OdpowiedzUsuńprzestałam olejować (zupełny brak czasu i możliwości), ale używam olejku mythic od loreala i jestem zadowolona z efektu, prawie taki jak przy olejowaniu. Polecam!
OdpowiedzUsuńOleju używam głównie jednoskładnikowego,aktualnie migdałowego.Wcześniej olej indyjski i z GP-wszystkie.Te które ty używasz mają multum silikonów i de facto nic nie robią w celu odżywienia włosów a o to chodzi przy działalności olejowej na włosach.
OdpowiedzUsuńZaciekawił mnie olejek nr 3 :) przy najbliższej okazji się na niego skuszę :)
OdpowiedzUsuńJa lubię olejowanie przed myciem, często na całą noc. Jednak moje włosy bardziej lubią olejowanie na mokro. Ostatnio z resztek olejków (oliwki Hipp, olejku z Alterry i oliwy z oliwek + woda i odrobina odżywki) zrobiłam mix i przelałam do flaszki z atomizerem. Zwilżam włosy i psikam miksturą. Lubię ten sposób i moje włosy też :)
nudzi mnie już olejowanie, próbowałam, oczywiście, różne amle, sezamowe, zwykłe oliwki... włosomaniaczką nie zostałam i już nie zostanę :)
OdpowiedzUsuń