wieści z bazy
/
4 Comments
Żyję, mam się dobrze. Opener był w tym roku lajtowy - bez nerwowego biegania od sceny do sceny, zobaczyłam w całości te koncerty, które chciałam. Devendra Banhart na żywo łamie serca, Nick Cave po raz kolejny udowodnił, że w hipnotyzowaniu tłumów nie ma sobie równych. Na rudego giganta z Queens of the Stone Age czekałam 9 lat - było warto. Damon Albarn ma teraz niższy głos i Blur brzmi dojrzalej, The National magnetyzują jak zawsze (2 lata temu grali pierwszy koncert na dużej scenie o 20, nie było to korzystne rozwiązanie). Wytańczyłam się jak szalona na Crystal Fighters. Zgadzam się ze złymi opiniami nt Rihanny - pop ma to do siebie, że wszelkie braki muzyczne (których jest od groma) po prostu trzeba maskować widowiskowym show (taka Madonna, proszę państwa), a ktoś tu widocznie zapomniał, że łapanie się za krocze przez "artystkę" nie spełnia wymogów dobrej rozrywki dla tak ogromnej widowni.
Pogoda dopisała, po raz pierwszy od 2009 uskuteczniłam smażing, plażing, a nawet morzing. Tego ostatniego nie przewidziałam w planach i kąpałam się w zwyczajnych majtach, bo niby czemu nie.
Pewnego dnia o 4 rano nawiedziliśmy gdyński Skwer Kościuszki i mieliśmy pomysł, żeby odcumować ORP "Błyskawica" i podbić Kaliningrad. Jestem przekonana, że gdyby władze państwowe nie chciały takiego obrotu spraw, to statek nie miałby spuszczonego trapu, a marynarz pilnujący wejścia nie byłby senny. Taką okazję stracić, ech.
Wracaliśmy z P. Polskim Busem w nocy. Postuluję, żeby przewoźnik dorzucał zamiast darmowego posiłku karnet na jogę, bo bez rozciągnięcia bywa ciężko. Warszawa o 4 rano jest tak spokojnie piękna.
Fotorelacja telefoniczna mocno stronnicza bez obróbki.
moje ulubione wschody słońca |
tak się rodzą murale |
dziubek musi być |
podobno totem, my oczywiście musieliśmy mówić "spotkajmy się pod świetlistym kutasem" |
śmieciowy krajobraz |
jeszcze w Gdańsku przeżywam straconą szansę na rozpętanie wojny |
Dostałam ćwierć pracy. Zastępuję stażystkę zastępującą kobietę na macierzyńskim. Będzie fajna pozycja w CV, które na nikim i tak nie zrobi wrażenia. Hell yeah.
Świecący kutas. Ja byłam na Rijanie przez telefon, razem ze Słomko. Było genialnie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za Rihianną dla mnie od zawsze był to cś co mi się nie podoba. Tym razem tylko straciła swoich fanów bo zachowywała się bardzo arogancko. Tak jak na jej koncerty brakowało biletów, tak następnym razem po prostu nie przyjdzie nikt.
OdpowiedzUsuńhttp://pi-razy-drzwi.blogspot.com/
"senny" to piękny eufemizm, nie byłam, ale po prostu WIEM, że marynarz MUSI być pijany w sztok! :)
OdpowiedzUsuń