Estee Lauder DayWear
/
4 Comments
Pełna nazwa tego kremu jest długa i wychuchana niesamowicie: DayWear Advanced Multi-Protection Anti-Oxidant Creme SPF 15.
Nie ma co robić specjalnie tajemnicy z faktu, że w ramach praktyk pracowałam na rzecz Estee Lauder i poznałam bardzo dobrze pielęgnację i kolorówkę tej firmy. Są produkty, które podbiły moje twarde jak kamień serduszko, jak i takie, które nie wzbudziły większych zachwytów (zdecydowanie negatywnych opinii mimo wszystko brak).
DayWear występuje w wersji dla cery normalnej/suchej i mieszanej/tłustej, tą drugą testuję z wielkim zapałem od marca, więc szczęśliwie mogę się wypowiedzieć, jak krem się zachowuje w rozmaitych warunkach pogodowych :)
Zasadniczo krem ten ma przeciwdziałać oznakom starzenia się skóry na kilku poziomach: zawiera kompleks anty-utleniaczy, filtr SPF, nawilża skórę, pomaga zredukować ziemistość cery i widoczność pierwszych drobnych linii.
Dużo obietnic jak na jeden produkt - niby do końca nie zostało to opisane, ale określiłabym go jako typowy ochronno-przeciwstarzeniowy krem miejski dla kobiet w wieku 20-35 (lubię mieć tak informacje usestymatyzowane, a co!).
esteelauder.pl tak, znowu pożałowałam czasu na własnoręczne cyknięcie fotki |
Kremidło jest dostępne w dwóch pojemnościach: 30 i 50 ml. Słoiczek jest szklany, bardziej zielonkawy niż powyższa grafika (typowo niebieski jest nawilżający Hydrationist). O higieniczności słoiczków, a raczej jej braku, napisano już tyle, że nie będę od siebie dorzucać (mimo wszystko, szklany słoik to po prostu pewien standard droższych marek - tubki nie są luksusowe. nie przypomnę sobie teraz, ale ktoś mi opowiadał true story o pewnej klientce, która po godzinie dobierania kremu zrezygnowała z nieco lepiej odpowiadającego jej potrzebom na rzecz tego, którego opakowanie bardziej jej pasowało do kafelków w łazience. chciałabym mieć takie problemy jak krem za 800 zł kłócący się kolorystycznie z wystrojem wnętrza, chlip!).
Pierwsze wrażenia organoleptyczne są miłe: smarowidło ma lekko zielonkawy kolor, lekki i orzeźwiający aromat ogórkopodobny (nie utrzymuje się na skórze po aplikacji), a konsystencja jest leciutka. Dzięki temu aplikacja jest czystą przyjemnością - wystarczy mała ilość kremu na pokrycie całej twarzy, a wchłanianie jest ekspresowe. Tutaj warto zaznaczyć, że DayWear jest bardzo wydajny - używałam go nonstop przez prawie 3 miesiące rano, dopiero w czerwcu zaczęłam go zdradzać z innymi kremami na dzień, a jeszcze nie dobiłam dna.
Warto tu zwrócić uwagę na fakt, że DW jest zasadniczo przeznaczony do stosowania na dzień jak i w nocy. Wychodzę z założenia, że nie ma co ryja na noc niepotrzebnie katować zbędnymi substancjami - w tym wypadku filtrami (nie mam jeszcze określonego stosunku co do antyoksydantów), a jednocześnie lubię dość konkretne odżywienie - DayWear jako krem na noc jest dla mnie za lekki (cera mieszana w końcu też potrzebuje solidnego nawilżenia).
Jedna rzecz mnie mocno rozczarowała - Estee Lauder pokusiło się o rozgraniczenie produktów dla różnych typów cer i niemal z automatu założyłam, że krem dla mieszańców będzie dawał efekt matujący. Otóż tak się nie dzieje (producent też nigdzie o tym nie pisze), matu nie ma, na pocieszenie wielkiego błysku godnego latarni morskiej też nie.
Co natomiast wzbudziło mój dziki entuzjazm, to genialna współpraca z podkładami. DayWear tworzy idealną bazę pod makijaż - tapeta utrzymuje się dłużej w miejscu, a nawet jeden podkład, który smużył niezależnie od formy aplikacji, przestał to robić. Cuda wianki, powiadam wam. Działo się tak niezależnie od pory roku - w marcu, gdy jeszcze mieliśmy minusowe temperatury, wszystko hulało bez zarzutu, tak samo jak i teraz (zakładam przy tym, że mamy miłosierdzie dla własnej japy i powyżej 27-28 stopni nie tapetujemy się Colorstayem).
Teraz pojawia się kwestia kontrowersyjna, czyli skład. Ja się nie znam, ale hej, od czego jest cosdna.com, gdy widzisz, że skład bardzo dobrze sprawującego się kremu jest dłuższy niż "Pan Tadeusz". Jeden samotny filterek gdzieś na końcu (więc powinnam cofnąć słowa o niepotrzebnym zasyfianiu skóry na noc), faktycznie dużo antyoksydantów, dużo emolientów. Nie wiem czy na tej stronie każdy składnik jest dobrze opisany pod względem zapychania i potencjalnego podrażniania, mi właśnie wyświetliło, że 4 składniki mają taki potencjał. Nie odnotowałam absolutnie żadnego negatywnego wpływu DayWeara na stan mojej cery - zapychanie, gule i krostki na szczęście się mnie nie trzymają (i niech tak zostanie, amen).
Czy jestem zadowolona? Niekoniecznie nazwałabym to stanem ekstazy, który by mnie prowokował do pisania wierszy, ale jestem zauroczona faktem, że DW znakomicie nawilża buzię, jest świetną bazą pod podkład i nie generuje (przynajmniej u mnie) wysypu. Bez podkładu też daje radę, buzia jest promienna i wygląda zdrowo (a może to kwestia mojego trybu życia, diety i sportu? :D). W obietnice tyczące ochrony cery przed upływającym czasem i grawitacją muszę po prostu uwierzyć na zapas, że za kilka lat czoło będzie tak samo gładkie jak teraz ;D
Niewątpliwie podobne efekty można uzyskać kremem 5 lub 10-krotnie tańszym (tylko jakim, niech mi ktoś da cynk!). Regularna cena słoiczka 50 ml w drogeriach to 260 zł, oczywiście taniej o 50 zł da się znaleźć na Truskawie. Biorąc pod uwagę wydajność i działanie, którego się szczerze mówiąc nie spodziewałam, rozważam zakup następnego opakowania. Młodsza się nie robię, a swojej twarzy żałować odpowiedniej pielęgnacji nie zamierzam :D
Lubię kosmetyki o ogórkowej woni:) Jednak pozostanę wierna kremom, które są sprawdzone. Wolę nie eksperymentować ze specyfikami, które nakładam na twarz, ponieważ często kończy się to przykrą niespodzianką. Cieszę się, że krem Estee Lauder służy Twojej skórze:) Z doświadczenia wiem, jak trudno znaleźć krem, który nawilża i nie zapycha:)
OdpowiedzUsuńja go bardzo lubię! zużywam właśnie kolejne małe opakowanie i jak się pokończy to co mam będę tęsknić ;)
OdpowiedzUsuńMoja skóra ma trochę inne potrzeby, choć ostatnio (dzięki odpowiedniej pielęgnacji) mocno "znormalniała".
OdpowiedzUsuńZ kremów kilkudziesięciokrotnie tańszych moim zdaniem warto wypróbować np. lekki nagietkowy sylveco. Kosztuje poniżej 30 zł, więc myślę, że warto. Najwyżej zużyjesz do rąk lub stóp ;)
U mnie świetnie współpracuje z podkładami.
czaję się na to Sylveco i czaję, jest na mojej wishliście!
Usuń