jak się śmieją bogaci ludzie
/
18 Comments
Moja praca jest czasem tak bezmyślna, powtarzalna, że jestem w stanie pójść do ciemnej kanciapki zwanej też uprzejmie drukarnią i zrobić wszystko (co zrobić muszę) po ciemku. I nawet się nie zorientować, że cały proces zachodzi przy wyłączonym świetle. W takiej właśnie sytuacji zdybała mnie dziś koleżanka - stoję sobie w ciemnościach nad migającymi światełkami drukarki, próbuję zrozumieć, czy chce jeść *bo chyba coś mryga o wymianie tonera*. D wchodzi i pyta:
+++
Na całe szczęście jest Jim. Huczę ze śmiechu przy każdym odtworzeniu "oh, beautiful!".
- co tak tu zamulasz po ciemku, co?
- mhmmm... znasz te życiowe sytuacje, gdy przez przypadek pójdziesz na imprezę w niedzielę wieczór i potem się dziwisz, że to już tak szybko poniedziałek i trzeba iść do pracy?
+++
Sytuacja z pracy numer dwa bardzo dobrze obrazuje, jak bardzo ograniczonym (pod pewnymi względami) człowiekiem jestem. Siedzę sobie w kuchni, wcinam swój obiadek (odważone co do grama białe mięsko zrobione na parze plus warzywa), wchodzą dziewczyny z innego działu i zaczynają perorować. Na ogół dla higieny psychicznej przełączam się na tryb niesłuchania obcych, ale tego zdzierżyć nie mogłam. Siedzi sobie taka dziunia, odrobinę zbyt szczupła jak na mój gust, ale mój gust to przecież nie gust dyktatorów mody, więc wedle szeroko wmawianych nam standardów chuda w sam raz. I tako rzecze do swoich koleżanek:
- wiecie, chciałabym trochę przytyć, żeby ciuchy lepiej na mnie leżały, ale mam taki metabolizm, że ile nie zjem, to od razu spalam i nic!
Czy muszę w ogóle dodawać, że na obiad zjadła aż połowę serka wiejskiego?
Niby jestem dorosła i staram się rozumieć, że ludzie mają różne problemy, w tym zupełnie odwrotne do moich, o zaburzeniach odżywiania już w ogóle nie wspominając, niby mam bardzo wyjebane, ale... Ale nie, w mojej sfokusowanej na nadwagę głowie nie ma miejsca na narzekania ludzi chudych. Tak, teraz znajdą się mądrzy, którzy każą mi się nie przejmować i robić swoje. Nie, nie i jeszcze raz nie.
/wnikliwi postronni obserwatorzy powiedzą teraz, że nadwaga jest istotnym składnikiem mojej osobowości i podświadomie wcale nie chcę zmieniać tego stanu rzeczy. kij wam w oko./
+++
Należę do tych ludzi (rzadkie wśród kobiet), które buty noszą do zdarcia. Dosłownie. Moje ulubione traperki rozsypały się w tramwaju - w sensie gumowa podeszwa. Mam 20 minut do zajęć i zastanawiam się: iść i ryzykować, że drugi but też się rozleci i brnąć przez śnieg w butach na samej podeszwie wewnętrznej czy kupić cokolwiek cieplejszego od balerin, jeśli znajdę sklep w zasięgu wzroku po wyjściu z tramwaju. Los na mojej drodze postawił Ecco - I mean, seriously?! Wchodzę, resztki podeszwy dalej się sypią niczym asfalt, i mówię do sprzedawcy ze strachem w oczach: panie, mam kryzys, znajdzie się coś do 200 zł? Sprzedawca zachował pełen poker face zarówno na widok bałaganu, jakiego narobiłam, jak i mojej prośby w akurat tym sklepie. Pokazał mi naprawdę cudne botki - za małe. Wpadam w panikę, biegam jak debil po tym sklepie i znajduję śniegowce. Buty niezbyt wyględnej urody, odrobinę ładniejsze od crocsów - 239 zł (mają też tą zaletę, że są ciepłe i wygodne, a nie są emu i nie wyglądam jak kolejna fashion victim). Koleś się nade mną ulitował, dał rabat, zabrał do kosza resztki traperków, w których schodziłam polskie góry wzdłuż i wszech (sentyment, chlip chlip), a ja pobiegłam mieszać farbki na zajęciach.
+++
Na całe szczęście jest Jim. Huczę ze śmiechu przy każdym odtworzeniu "oh, beautiful!".
Pół serka wiejskiego? Szau. Ja zjem cały i nadal głodna jestem :D
OdpowiedzUsuńJa jak zjem cały, to nawet nie poczuję.
Usuńzjem serek wiejski i nawet nie czuję, że go zjadłam..
OdpowiedzUsuńserek wiejski? za tłuste, kalorycznych rzeczy nie jadam:D
OdpowiedzUsuńlistki cykorii i sałaty też są na cenzurowanym!
UsuńOczywiście, toż to źródło złych triglicerydów!
UsuńMnie też się dwa razy buty rozpadły w nieodpowiedniej sytuacji. Na szczęście latem i jesienią. Najgorsze, jak mi się pasek od japonka urwał i zasuwałam na bosaka po Pradze. Czeskiej Pradze :)
OdpowiedzUsuńMnie się buty rozwaliły jak właziłam na Nosal. Zejść było trudniej :D
UsuńMojemu najdrozszemu rowniez sie japonek rozwalil. Dodam ze w Cannes i klapki skorzane od Bally... Nie bylo mu do smiechu ale ja do dzis to wspominam z usmiechem :D
UsuńJa kiedyś zapierdzielałam na bosaka, wracając na stancję z egzaminu. Buty były wprawdzie całe, ale założyłam je pierwszy raz [klapki na koturnie] i rzeźnię mi ze stóp zrobiły. Dobrze, że to letnia sesja była...
UsuńO, i ja nie raz takiej rzeźni doświadczyłam :)
Usuńja też noszę buty do zdarcia :)
OdpowiedzUsuńMi się raz buty rozpadły podczas schodzenia ze Śnieżki, na szczęście już po opuszczeniu szczytu. :P
OdpowiedzUsuńMam podobnie z chudymi ludźmi, jak ktoś jest szczupły to ma trzymać mordę na kłódkę i po cichutku się cieszyć, że może jeść co chce. No chyba, że ktoś faktycznie wygląda jak Jolly Roger, ale przez całe życie do tej pory spotkałam jedną taką osobę, która faktycznie była nieprzyjemnie chuda i nic na to nie mogła poradzić.
"siedzieć po cichutku i się cieszyć" <3 <3 <3 haha, lepiej tego nie opisałam, jak widać :D
UsuńZgadzam się z tym "siedzieć po cichutku i się cieszyć", wielu z nich bowiem w pewnym wieku metabolizm siada i tyją wtedy, kiedy akurat nie chcą. Ileż to razy słyszałam biadolenie w stylu "Do momentu urodzenia dziecka mogłam jeść ile wlezie i byłam chuda jak patyk, a teraz nie wchodzą na mnie ciuchy mojego taty, mimo że się ograniczam." albo "Kiedy byłam młoda, to byłam zgrabna bez wysiłku, teraz... dupa."
UsuńPS. Może w domu kobita je za drwala?
umarlam przy "oh beautiful". dziekuje. obejrzalam dobre 5 razy pod rzad i za kazdym razem sprawilo mi to radosc.
OdpowiedzUsuńa buty nosze do pierwszej dziury, ktora przemaka. nienawidze mokrych stop. podobnie jak przesuszonych lasek ;)))
witam w klubie noszenia butow do zdarcia :P
OdpowiedzUsuńtez rozwalilam adidasy w tramwaju :P
moja mama zawsze na mnie wrzeszczala, zebym wreszcie wywalila te buty ;P
a historie :P zabwane! :P
Mam podobnie jak ty z butami!
OdpowiedzUsuńWynika to głównie z tego, ze w przeciwieństwie do "stereotypowych kobiet" nienawidzę kupować butów. Po prostu nie cierpię tego tak, że jak muszę kupić buty, to zwlekam i szukam pretekstów, żeby jeszcze po nie nie iść ;-)
Fajnie przeczytać, że ktoś poza mną chodzi w butach, dokąd się da. ;-)