drastic fantastic vol. 2
/
15 Comments
Najpopularniejszym wpisem na blogu w jego prawie 2-letniej historii jest biedna fotograficzna dokumentacja moich postępów w leczeniu trądziku Aknenorminem z lutego 2012. Nosiłam się przez pewien czas z edycją postów na temat samego leczenia, ale że się nie znam, to postanowiłam ich nie tykać - dość dobrze opisują moje doświadczenia. Przyłapałam się jednak na tym, że często w recenzjach piszę o zmianach, które zaszły przez te półtora roku i jak musiałam się do nich dostosować. Pora na posta zbiorczego, który by to ładnie podsumował.
Krótkie wprowadzenie dla tych, którzy nie ogarniają tematu: retinoidy to
organiczne związki chemiczne, kwasowe pochodne witaminy A. Pobudzają wzrost i wpływają na różnicowanie się komórek nabłonkowych oraz zwiększają syntezę glikoprotein błonowych. Retinoidy pobudzają wzrost komórek w warstwie kolczystej nabłonka, zmniejszają spójność komórek w tkance, powodują rumień i złuszczanie nabłonków.Stosowane do udrożnienia gruczołów łojowych, zwiększania dopływu tlenu do wnętrza skóry. Powodują zanik gruczołów łojowych i rozjaśnienie skóry.
Można je stosować doustnie i powierzchniowo. Są wypisywane na receptę i stosowane pod ścisłą kontrolą lekarza (wizyty co miesiąc, badania krwi co dwa, obowiązek stosowania antykoncepcji). Moja dermatolożka poleciała od razu z grubej rury i zaordynowała mi Aknenormin, który to zawiera izotretynoinę. Nie ma co tu się rozwodzić nad chemią, grunt że wszelkie leki zawierające ten składnik są tak silne, że antybiotyki działają przy nich jak placebo.
Z uwagi na obowiązkowe filtry i problematyczne widzimisie skóry przez okres leczenia pielęgnacja i makijaż były ograniczone do minimum: do mycia i nawilżania buzi Cetaphil lub Physiogel; w kwestii makijażu całkowicie odpadły wszelkie kolorowe kosmetyki do ust (nie pamiętam dokładnie, może jakieś lekkie błyszczyki utrzymywały się dłużej niż 15 minut? pomadki po prostu się rolowały razem ze skórkami). Tylko przy makijażu oka nie musiałam się hamować pomimo tego, że paradoksalnie powieki to jedyny fragment mojego ciała, który pozostał "tłusty" :] Nie doświadczyłam suchości spojówek ani innych podobnych atrakcji.
Z uwagi na obowiązkowe filtry i problematyczne widzimisie skóry przez okres leczenia pielęgnacja i makijaż były ograniczone do minimum: do mycia i nawilżania buzi Cetaphil lub Physiogel; w kwestii makijażu całkowicie odpadły wszelkie kolorowe kosmetyki do ust (nie pamiętam dokładnie, może jakieś lekkie błyszczyki utrzymywały się dłużej niż 15 minut? pomadki po prostu się rolowały razem ze skórkami). Tylko przy makijażu oka nie musiałam się hamować pomimo tego, że paradoksalnie powieki to jedyny fragment mojego ciała, który pozostał "tłusty" :] Nie doświadczyłam suchości spojówek ani innych podobnych atrakcji.
Moje leczenie przebiegło bez większych ekscesów i skończyło się sukcesem. Oczywiście doskwierały mi typowe dla tego typu leków dolegliwości, z perspektywy czasu ich upierdliwość i dotkliwość oceniam na irytująco średnio-mocną. Mogło być gorzej. Co mi doskwierało?
- Jej Wysokość Suchość. Usta spierzchnięte jakbym była 3 dni na pustyni bez wody - silne wazelinowe pomadki ochronne dołączane do leku po prostu wchłaniały się w 30 minut. Skóra na rękach i nogach przesuszona jak po olimpijskim basenie. Sebum przestało się produkować też na głowie, co akurat było sporą zaletą - mogłam myć włosy co 3, 4 dni.
- Co za tym idzie, pojawiło się złuszczanie naskórka. Najpierw miejscowe, potem z twarzy schodziły mi większe płaty. Nie na tyle duże, żeby np. przy silniejszym wietrze wpadały do oczu, ale widoczne.
- Naturalną koleją rzeczy pojawiła się szczególna nadwrażliwość na tarcie. To akurat mi zostało do dziś.
- Nie wiem czy mogę zaliczyć tu wzmożoną drażliwość, bo w ogóle łatwo się irytuję. Ale wtedy bardziej - pewnie ze względu na stałą świadomość, że wyglądałam, yyy, naprawdę źle. Tak gorzej niż normalnie (tak w myśl "gdy myślisz, że jesteś już na dnie, zawsze ktoś zapuka od spodu").
Podsumowanie tematu w pytaniach i odpowiedziach. Bo tak łatwiej usestymatyzować wiedzę.
1. Czy trądzik wrócił?
A tylko by głupi kutas spróbował. Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że nie miałam żadnych przygód. Przed okresem wyskakują mi malutkie białe krostki, a pryszczy miałam słownie trzy (wychodzi jeden na 6 miesięcy, aż sobie sama zazdroszczę.). Byli to twardzi zawodnicy godni uwiecznienia w pieśni średniowiecznego barda: rośli po kilka tygodni równo we wszystkie strony (znowu moja specjalizacja, czyli pryszcz z dwiema dupami), a ja ćwiczyłam silną wolę. Jednego wycisnęłam (tego perwersyjnego uczucia ulgi nie da się z niczym porównać), dwa zostawiłam w spokoju. Zostały mi po nich blizny - taka sytuacja.
2. Jaką obecnie mam cerę?
Do końca nie wiem, czy retinoidy zafundowały mi solidnie odwodnioną tłustą cerę czy zamieniły ją w suchą (a to zasadnicza różnica), niemniej sytuacja jest obecnie ustabilizowana na poziomie mieszanej w stronę delikatnego przetłuszczania się w strefie T przez cały rok, zimą mam wysuszone policzki. Po mocnym peelingu zaczerwienienie utrzymuje się dość długo. Z mojej perspektywy nie jest to cera trudna ani upierdliwa w pielęgnacji. Dzięki maskom i kremom produkcja sebum jest utrzymana w ryzach, a przy sprzyjających wiatrach poprawiam makijaż raz dziennie (z czego 90% roboty odwala bibułka matująca).
Ta zmiana cieszy mnie chyba bardziej niż samo rozprawienie się z trądzikiem - jak się przez 10 lat robi za fabrykę smalcu zabierającą pracę w 3 powiatach, to naprawdę można docenić obecny stan rzeczy.
3. Co tam słychać u blizn i przebarwień?
Jako że jestem jeszcze umiarkowanie młoda (ohoho) i moja skóra (w teorii) ogarnia jeszcze dość dobrze samoistną regenerację, to wspieram ją jak się da. Latem było widać, że pomimo filtrów przebarwienia na policzkach jarzyły się czerwonym blaskiem i zabierały różom zajęcie. Wystarczyły jednak 2 tygodnie bez słońca, żeby sytuacja wróciła do normy, a me szlachetne lico nabrało bardziej jednolitej formy. W planach mam teraz porządne kwaszenie japy - oby nowy naskórek był gładszy, to za te kilka lat może uniknę lasera (kogo ja oszukuję; pozostaje mi tylko sprzedanie nerki na ten laser).
4. Jak długo utrzymywała się spowolniona produkcja sebum po zaprzestaniu przyjmowania leków?
Leki przestałam brać w lutym 2012. Wiedziałam, że całkowite pozbycie się ich z krwi zajmie kilka tygodni, ale nie przypuszczałam, że prawie zerowe obroty sebum utrzymają się faktycznie dłużej. Przez kolejne 6-8 miesięcy ciągle było "sucho" - zwłaszcza na głowie.
5. Czy cała impreza była tego warta?
Zdecydowanie tak.
Zaznaczam przy tym po raz setny, że reakcja mojego organizmu na izotretynoinę była w miarę spokojna, chociaż po przeczytaniu ulotki spodziewałam się najgorszego. Działania niepożądane zaczynają się na rumieniu, niedokrwistości i bólu stawów, a kończą na zapaleniu jelita grubego, trzustki, wątroby i toksycznej nekrolizie naskórka (jak ktoś lubi poczytać straszne rzeczy przed snem, to zapraszam na pełną listę skutków ubocznych). Proces leczenia nie był łatwy ani przyjemny, ale hej, przemęczyłam się i dziś jest fajnie.
Czy polecam? Jeśli wszelkie inne formy leczenia zawiodły, to warto spróbować. Oczywiście internet pełen jest opowieści ludzi, których stan zdrowia znacznie się pogorszył i nie wolno tego lekceważyć. Z perspektywy czasu myślę jednak, że gdybym była matką hipotetycznego nastolatka, to zastanowiłabym się trzy razy - wiek dorastania sam w sobie to dziwka z wielkim cycem i nie ma co jej prowokować do złego zachowania (jeśli ja w wieku 22 lat, durna niemniej szczęśliwie wyrośnięta z głupoty wieku nastoletniego byłam taka drażliwa i wybuchowa, to nawet nie chcę wiedzieć, jak reagują reaktory atomowe w postaci przykładowej szesnastolatki, która właśnie poszła do liceum. to musi być straszne).
Ta zmiana cieszy mnie chyba bardziej niż samo rozprawienie się z trądzikiem - jak się przez 10 lat robi za fabrykę smalcu zabierającą pracę w 3 powiatach, to naprawdę można docenić obecny stan rzeczy.
3. Co tam słychać u blizn i przebarwień?
Jako że jestem jeszcze umiarkowanie młoda (ohoho) i moja skóra (w teorii) ogarnia jeszcze dość dobrze samoistną regenerację, to wspieram ją jak się da. Latem było widać, że pomimo filtrów przebarwienia na policzkach jarzyły się czerwonym blaskiem i zabierały różom zajęcie. Wystarczyły jednak 2 tygodnie bez słońca, żeby sytuacja wróciła do normy, a me szlachetne lico nabrało bardziej jednolitej formy. W planach mam teraz porządne kwaszenie japy - oby nowy naskórek był gładszy, to za te kilka lat może uniknę lasera (kogo ja oszukuję; pozostaje mi tylko sprzedanie nerki na ten laser).
4. Jak długo utrzymywała się spowolniona produkcja sebum po zaprzestaniu przyjmowania leków?
Leki przestałam brać w lutym 2012. Wiedziałam, że całkowite pozbycie się ich z krwi zajmie kilka tygodni, ale nie przypuszczałam, że prawie zerowe obroty sebum utrzymają się faktycznie dłużej. Przez kolejne 6-8 miesięcy ciągle było "sucho" - zwłaszcza na głowie.
5. Czy cała impreza była tego warta?
Zdecydowanie tak.
Zaznaczam przy tym po raz setny, że reakcja mojego organizmu na izotretynoinę była w miarę spokojna, chociaż po przeczytaniu ulotki spodziewałam się najgorszego. Działania niepożądane zaczynają się na rumieniu, niedokrwistości i bólu stawów, a kończą na zapaleniu jelita grubego, trzustki, wątroby i toksycznej nekrolizie naskórka (jak ktoś lubi poczytać straszne rzeczy przed snem, to zapraszam na pełną listę skutków ubocznych). Proces leczenia nie był łatwy ani przyjemny, ale hej, przemęczyłam się i dziś jest fajnie.
Czy polecam? Jeśli wszelkie inne formy leczenia zawiodły, to warto spróbować. Oczywiście internet pełen jest opowieści ludzi, których stan zdrowia znacznie się pogorszył i nie wolno tego lekceważyć. Z perspektywy czasu myślę jednak, że gdybym była matką hipotetycznego nastolatka, to zastanowiłabym się trzy razy - wiek dorastania sam w sobie to dziwka z wielkim cycem i nie ma co jej prowokować do złego zachowania (jeśli ja w wieku 22 lat, durna niemniej szczęśliwie wyrośnięta z głupoty wieku nastoletniego byłam taka drażliwa i wybuchowa, to nawet nie chcę wiedzieć, jak reagują reaktory atomowe w postaci przykładowej szesnastolatki, która właśnie poszła do liceum. to musi być straszne).
Dla tych, co mają nerwy ze stali, kilka zdjęć. Zero manipulacji przy obróbce. Proszę docenić (jakiś komitet, dyplomy, może parada?) moją odwagę w pokazywaniu ryja w stanie czystym - to nie jest tak, że jestem tak niemożebnie zadowolona z siebie, że lubię się nim chwalić. Nie, to jest trudne.
No dobra, ukręciłam gifa, bo na początku żadnego sensownego zdjęcia nie mogłam wybrać.
A teraz brutalna prawda. To są zdjęcia z maja 2011, jestem już chyba kilka tygodni po rozpoczęciu leczenia. Mam na twarzy prawdopodobnie filtr i puder. Widać w jakim stanie mam usta? Widać.
edit 5 minut po wrzuceniu posta: odnoszę wrażenie, że blogspot sam z siebie wygładza zdjęcia. serio, to pierwsze jest naprawde hardkorowe, a tu jakieś takie gładkie, jakby ktoś potraktował je blurem. na drugim prawie nic nie widać. piszę to na wypadek gdyby ktoś miał zarzuty, że jakoś hardkoru nie widać. serio, nie wiem o co chodzi. może je wrzucę je zewnętrzny serwer jutro rano? albo przytnę je w innym programie.
edit po kolejnych 10 minutach: dzięki Hexx dowiedziałam się, że Google wprowadził wszędzie, czyli na bloggerze też, autokorektę zdjęć. wszystkie wywaliłam i wrzuciłam od początku.
Zdjęcia robił mój ówczesny całkiem "świeży" facet - jak widać po powyższych rycinach, musiałam go urzec swoją czarującą osobowością i nieprzeciętnym poczuciem humoru, po prostu tym mitycznym "czymś", bo na pewno nie twarzą rozoraną jak ukraiński czarnoziem na wiosnę.
Pozwólcie mi teraz zaprezentować samojebki z września 2013. Niektóre tylko przycięłam, bo ileż można na mnie patrzeć.
Co się dzieje na Olgi ryju: tonik i krem matujący po 5 godzinach. Zero bibułek, zero podkładu i pudru. Troszkę sebum się narobiło i działa niczym blenda odbijając światło lampy błyskowej. Wnikliwi obserwatorzy dopatrzą się gromadki wągrów na nosie. Przyznam się, nie mam odwagi cywilnej żeby iść na oczyszczanie manualne, a inne konwencjonalne metody na razie zawodzą (może ktoś zna jakiegoś szamana? w kwestii wągrów żadnym zabobonem nie wzgardzę).
W ramach pielęgnowania swoich neuroz podkreślam świeże blizny po pryszczach. Ta najbliżej oka jest już prawie niewidoczna. A ta tuż nad ustami jest tak chujowa, że aż mi siebie żal.
te nierozszerzone pory, aż się można wzruszyć |
Ja się jaram efektami leczenia jak szalona. Czuję się ze swoim ryjem na tyle pewnie, że korektor w zasadzie idzie tylko pod oczy (może latem było go więcej, bo stosowałam lżejsze podkłady). To taka specyficzna ulga - mieć pewność, że rozmaitych gości nie ma lub że nie sprawiają problemów większych problemów. Że wzrok osoby, z którą rozmawiasz, nie błądzi po pryszczach robiąc "połącz kropki". Każdy, kto kiedykolwiek miał problemy skórne, nie tylko trądzik, wie o czym mówię.
A jakie jest wasze zdanie? Jakieś doświadczenia z retinoidami?
super efekty uzyskałaś na prawdę gratuluję i się cieszę! borykam się z podobnym problemem, półtora roku temu miałam straszny trądzik a najlepsze jest to, że wcześniej nigdy nie miałam (mam 26 lat), wyszedł mi nagle i to zmasowanym atakiem, wyglądało to podobnie jak u Ciebie. Zakupiłam Effeclar duo i k z LRP i tak katowałam buzię, zmieniłąm dietę na zdrowszą i efekty na prawdę przyszły dosyć szybko. Teraz znowu trochę mi się ta buzia pogorszyła, nie jest tragicznie ale dobrze też nie. Na razie mówię nie retinoidom, bo jeszcze aż tak źle nie jest i mam nadzieje, że się jakoś unormuje.
OdpowiedzUsuńObgiliłam się ze śmiechu po wielokroć - szczególnie złuszczanie płachtami na wietrze i ukraiński czarnoziem mię bawiły :-D
OdpowiedzUsuńGratuluję wytrwałości w leczeniu - zrozumie ten, kto sam to ćwiczył. Ja też po retinoidać doustnych wiele lat temu (coś około przed wojną), poprawa ogromna, ale ja mam komplet problemów skórnych, więc zawsze mogę liczyć na jakiś numer popisowy - buraczany rumień lub egzema.
Piękna pani Olgita bardzo teraz i na wieki wieków. AMENt (u Zajęczaka w komentarzach było ostatnio ament i się wkręciłam).
O właśnie. Pozbyłam się trądziku, to azs zajął ryj pół roku później. Nosz kurwa.
UsuńJak nie urok, to sraczka, wiadomo. Będzie lepiej!
UsuńJa chcę takie wąziutkie pory, chlip, chlip, też takie chcę :).
OdpowiedzUsuńKobieto, powiedz mi, jak to autocoś wyłączyć :D
Ja też chcę wiedzieć, jak to wyłączyć! Na własnych zdjęciach, na własnym blogu wyglądam jak, nie przymierzając, Kasia T. Hepl ;)
UsuńSpecjalnie dla was nowy post powstał :D
UsuńRetinoidami nie byłam leczona, ale bardzo dobrze znam uczucie jarania się swoją twarzą, o której nigdy nie myślałam, że będzie pozbawiona pryszczy. I głębokich jak kratery blizn!
OdpowiedzUsuńGratuluje ogromnie, bo niesamowicie wygrałaś tę wojne !
OdpowiedzUsuńBo to wojna ! na śmierć i zycie wszak !
Coś wiem o tym , bo sama się smaruje Epi . Tak na stare lata coś mi się pojebało, że się grudkowaty przypełętał rok temu ...
Nie przynudzając, retinoidy ratują dupę... yyyy twarz i nie ma co polemizować .
Pamiętam z gimnazjum: "Ej, pryszcze ci się układają w idealną prostą!". -.-' W każdym razie gratulacje i ładne masz to coś w kropki. <3
OdpowiedzUsuńDziękuję ^^"
UsuńTeraz masz gładziutkiego pyszczka. I te pory wcale nie rozszerzone. Zawsze myślałam, że tak inwazyjna kuracja nie może pozostać bez większych skutków ubocznych, a widać może. Gratuluję!
OdpowiedzUsuńMnie wypryszczyło zeszłego lata, masakra totalna, bo choć nigdy nie miałam twarzy-jak-po-fotoszopie, to nigdy też nie miałam na policzkach takich wulkanów. Dziady nie dość, że rosły w zastraszającym tempie (rano wychodziłam z jednym pryszczem w kwadracie 3B a wracałam już z pięcioma) to jeszcze nie chciały się goić, a blizny zostawiały jak leje po bombie. Rozważałam retinoidy, ale: a) nie trafiłam na sensownego dermatologa, b) nie wyczerpałam jeszcze wszystkich opcji walki na własną rękę. No i mi pomogły kwasy, intensywnie przez całą zimę i wiosnę smarowałam się tonikiem mlekowym i serum Lemon z BU i wczesne lato powitałam już ładną buźką (pod względem czystości, nie urody oczywiście).
OdpowiedzUsuńI mimo, że sytuacja wydaje się już unormowana, blizny sie spłyciły i jedyne co mnie dopada to okołookresowe mini niespodzianki, to lęk pozostaje i codziennie oglądam gębę z bijącym sercem. Bardzo nie chciałabym znów ryczeć przy każdym spojrzeniu w lustro.
Świetny opis :) A poprawa naprawdę duża, poza tym skóra nie wygląda na strasznie wysuszoną, gratuluje wygranej walki :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl pisania ;-)) Przechodzę teraz kurację Izotekiem, ale póki co bezboleśnie. U Ciebie super efekt, to taka ulga pozbyć się tego świństwa...
OdpowiedzUsuń