Zużycia sierpniowe
/
9 Comments
Sierpień minął mi tak nieprzyzwoicie szybko - a zużycia jak zwykle są u mnie żałośnie mizerne.
Sporo się zmienia: nabieram coraz większej pewności siebie w operowaniu pędzlem (już nie robię modelkom krzywdy), potrafię zrobić dwie równe i takie same kreski, nabieram kontroli nad ważnymi aspektami swojego życia. Jest fajnie.
Garść recenzji, które były krótsze, gdybym nie miała umysłu rozlazło-dygresyjnego. Zapraszam!
undertwenty.pl |
Z tonikami Under Twenty jest ciekawie - odkąd zaczęłam zwracać na nie uwagę, to co nie wchodzę do drogerii i ze zwykłej ciekawości je sprawdzam, to wszędzie są rozmaite wersje. Dopiero po kilku miesiącach wpadłam na pomysł, żeby może odwiedzić stronę internetową (tak trudno na to wpaść, mamy rok 2013). Dowiedziałam się, że w sumie toników jest sześć, a do tego dochodzą jeszcze dwa płyny micelarne, co by wiele tłumaczyło, czemu swojej wersji łagodząco-matującej już nigdy nie widziałam po tym, jak ją kupiłam :D
Zmiana zachowań mojej cery na przełomie jesieni i zimy doprowadziła do tego, że potrzebowałam produktu ściśle matującego, niemniej łagodnego. Czas i budżet nagliły (bo niby kiedy tego nie robią) i szczerze mówiąc nie chciało mi się bawić w hydrolaty ani szukać niczego w internecie (pewnie zawędrowałabym w dziwne rejony sieci, gdzie Eskimosi sprzedają kosmetyki na bazie śniegu i tłuszczu fok, a ja bym zakupiła od razu całą serię kosmetyków włącznie z filtrem +500 na przebywanie na odsłoniętym lodowcu w trakcie dnia polarnego, just sayin). Postanowiłam zawierzyć asortymentowi dostępnemu stacjonarnie i po krótkim (jak na mnie) namyśle nabyłam egzemplarz toniku, którego rycinę (uwielbiam to słowo) zamieściłam powyżej (bo jestem przepotwornym leniuszkiem i mimo wszystko tonik w mojej opinii nie zasłużył na zaszczyt osobistego uwiecznienia aparatem).
Szczerze obawiałam się powrotu do kosmetyków dla nastolatek z niższej półki, bo pamiętam z odległych czasów (tak, jestem już tak stara) śmierdzące na pół kilometra alkoholem toniki, które okrutnie podrażniały skórę (co by wiele tłumaczyło, czemu okres dojrzewania był taki straszny, lol).
Na szczęście w przypadku wersji łagodząco-matującej nie było tak źle. Primo: nie wali alkoholem, tylko delikatnie pachnie czymś miłym. Nie mam pojęcia czym, chociaż byliśmy sobie bliscy przez pół roku codziennie rano. Secundo: faktycznie łagodzi podrażnienia po myciu pozostawiając lekko chłodzące wrażenie. Zasadniczo dużych problemów nie mam, ale przed okresem pojawiają mi się na twarzy goście i do spółki z innymi kosmetykami udało nam się problem opanować (na ile to zasługa toniku, tego nie wie nikt. grunt, że nie zaogniał czerwonych gul na ryju).
Nie potrafię się odnieść do działania na rozszerzone pory (które jest wyszczególnione na etykiecie), bo nie mam tego problemu.
Zasadniczo wad nie znajduję - tani (jakieś 12 zł), wydajny (6 miesięcy codziennie rano), łatwo dostępny (na pewno inne wersje są popularniejsze, niemniej Under Twenty jest dostępne zarówno w supermarketach jak i drogeriach), działa. Polecam tym, którzy nie są ortodoksami w kwestii ekologicznych kosmetyków na bazie łez jednorożca.
Garnier, Mineral Deodorant, Extra Fresh 48h Roll-on - kminiłam sobie, co by tu o nim napisać, po czym uświadomiłam sobie, że korzystałam z niego w trakcie tych paskudnych upałów, gdy temperatura sięgała w Warszawie 38 stopni. Szybko się wchłania, nie zostawia śladów na ubraniach. Sprawdza się dobrze w trakcie uprawiania sportów. Co do pocenia się, gdy temperatura przewyższa 30 stopni - jestem realistką i wiem, że w takich warunkach nie ma opcji, żeby utrzymać świeżość dłużej niż 4-6 godzin. Garnierek spisał się bardzo dobrze pod tym względem - może i nie było super sucho, ale i nie zaśmierdłam (a przynajmniej taką mam nadzieję!). Pamiętam, że wtedy w tych epickich upałach miałam maraton sesji zdjęciowych w pomieszczeniu bez klimatyzacji i pot lał się ze mnie strugami (długą spódnicę wykręcałam nad wanną), ale miałam pewność, że zbliżając się do modelki nie narażę jej na straty moralne. Pewnie wypróbuję teraz inne wersje.
Na szczęście w przypadku wersji łagodząco-matującej nie było tak źle. Primo: nie wali alkoholem, tylko delikatnie pachnie czymś miłym. Nie mam pojęcia czym, chociaż byliśmy sobie bliscy przez pół roku codziennie rano. Secundo: faktycznie łagodzi podrażnienia po myciu pozostawiając lekko chłodzące wrażenie. Zasadniczo dużych problemów nie mam, ale przed okresem pojawiają mi się na twarzy goście i do spółki z innymi kosmetykami udało nam się problem opanować (na ile to zasługa toniku, tego nie wie nikt. grunt, że nie zaogniał czerwonych gul na ryju).
Nie potrafię się odnieść do działania na rozszerzone pory (które jest wyszczególnione na etykiecie), bo nie mam tego problemu.
Zasadniczo wad nie znajduję - tani (jakieś 12 zł), wydajny (6 miesięcy codziennie rano), łatwo dostępny (na pewno inne wersje są popularniejsze, niemniej Under Twenty jest dostępne zarówno w supermarketach jak i drogeriach), działa. Polecam tym, którzy nie są ortodoksami w kwestii ekologicznych kosmetyków na bazie łez jednorożca.
garnier.pl |
Garnier, Mineral Deodorant, Extra Fresh 48h Roll-on - kminiłam sobie, co by tu o nim napisać, po czym uświadomiłam sobie, że korzystałam z niego w trakcie tych paskudnych upałów, gdy temperatura sięgała w Warszawie 38 stopni. Szybko się wchłania, nie zostawia śladów na ubraniach. Sprawdza się dobrze w trakcie uprawiania sportów. Co do pocenia się, gdy temperatura przewyższa 30 stopni - jestem realistką i wiem, że w takich warunkach nie ma opcji, żeby utrzymać świeżość dłużej niż 4-6 godzin. Garnierek spisał się bardzo dobrze pod tym względem - może i nie było super sucho, ale i nie zaśmierdłam (a przynajmniej taką mam nadzieję!). Pamiętam, że wtedy w tych epickich upałach miałam maraton sesji zdjęciowych w pomieszczeniu bez klimatyzacji i pot lał się ze mnie strugami (długą spódnicę wykręcałam nad wanną), ale miałam pewność, że zbliżając się do modelki nie narażę jej na straty moralne. Pewnie wypróbuję teraz inne wersje.
www.rossmannversand.de |
O kosmetykach tego typu powinnam napisać wyświechtane "nie wiem ile opakowań zużyłam", ale biorąc pod uwagę epicką wydajność, to doskonale wiem, że do kosza właśnie poleciało czwarte opakowanie. Teraz mam w użyciu trzy, bo jeden musi być przy łóżku, drugi przy komputerze, a trzeci w torebce :D Balsam do ust z Alterry to mój absolutny must-have. Nie uzależnia ust jak Carmex, przynosi natychmiastową ulgę, dobrze się sprawdza pod kolorowymi szminkami (nawet matowymi), nie rozpuszcza się nawet w upały (ok, lekko się podtopił powyżej 35, ale to nic w porównaniu z takimi pomadkami Celii, lol). Serio, znalazłam swój ideał i zupełnie przestałam się interesować innymi balsamami (nawet nie patrzę na słoiczki, bo wkurza mnie babranie palców, a z tubek zawsze mi wyskoczy za dużo produktu). Tak chyba wyglądają zdrowe związki oparte na miłości, nie? Polecam, chociaż wiem, że niektórym podśmiarduje, a napisy na opakowaniu szybko się ścierają.
yves-rocher.pl |
Yves Rocher, Nawilżający balsam brązująco-ujędrniający nie wiem czy to jakiś limitowany produkt, ale nie ma go obecnie w sprzedaży ani nawet na KWC (coś się dzieje), a w mojej łazience znalazł się już dawno temu przy okazji jakichś zakupów (i wiecie, te promocje z serii "kup błyszczyk, dostaniesz lodówkę", niby jak mam się oprzeć?!). Podchodzę bardzo sceptycznie do takich wynalazków 3-w-1, zwłaszcza gdy obok siebie pojawiają się hasła "nawilżenie" i "brązowienie". Na butelce mamy informacje z serii "testowano pod kontrolą dermatologiczną", co powoduje u mnie ciarki i podejrzenie, że są jeszcze jakieś firmy, które swoich kosmetyków nie testują w ten sposób (am I wrong?). Dalej mamy wyciągi z egzotycznie brzmiących roślinek (każda z was dałaby się skusić na wąkrotkę azjatycką, tiare lub mangiferynę, mnie nie oszukacie!) i deklarację, że mleczko nawilża, ujędrnia i nadaje naturalną opaleniznę. Whoa, no nic tylko brać i się smarować, nic innego do szczęścia nie potrzeba, nie?
Mleczko jak to mleczko, jest dość rzadkie i w mojej opinii mało wydajne. Używałam go tylko na nogi i ręce, a zeszło się szybciej niż jakiekolwiek inne smarowidła (nawet te, które sumiennie aplikuję też na mój biedny korpus). Plusy: dobrze i wygodnie się rozmsarowuje, nawilża moją niewymagającą skórę, nie śmierdzi samoopalaczem. Ten drugi plus zrzuciłabym tu jednak na fakt, że brak tu jakiegokolwiek brązowienia. Serio, wszelkie takie produkty mają pole do popisu na moich bladych łydkach, które bezskutecznie próbowałam opalić całe wakacje. Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła paskowego testu: samoopalacz z Rossmana, krem brązujący Ziai i YR. Nie spodziewałam się efekt hebanu w 3 dni, ale hej, cokolwiek? Delikatny "sunkissed"? Chociaż odrobina? Nada. Zezłościłam się, zużyłam resztki memlając pod nosem "ja ci dam tyle obietnic na raz, yves rocher". Jeśli wróci do sprzedaży (za takie potworne 40 zł, fujka), to odradzam.
tak, bezczelnie zżynam grafikę z wizaż.pl! |
Toni&Guy Szampon do włosów zniszczonych - klasyczny, mocno kremowy szampon (z "ukochanym" przez włosomaniaczki SLS), który wykończyłam po mamie. Odniosłam dość schizofreniczne wrażenie, że z jednej strony nie doczyszczał włosów, jeśli było na nich dużo produktów do stylizacji (w moim wykonaniu jest to AŻ odrobina jakiegoś wygładzacza i lakieru), z drugiej włosy były po nim lekkie i ładnie się układały. Cholernie wydajny. Dziwak.
Beauty Formulas, Głęboko oczyszczające paski na nos z aktywnym węglem - w zamierzchłych czasach zużyłam więcej opakowań tych pasków, niemniej mam do nich letni stosunek. Paski mają jakieś dziwne humory i czasem działają wyśmienicie, czasem nie wyciągają nic (a wierzcie mi, jest co wyciągać). Nie zasychają w bolesny sposób, niemniej ze względu na kolor lubią pobrudzić nos. Da się przeżyć. Teraz chyba wolę zainwestować w oczyszczanie manualne.
Yasumi, Płyn micelarny - miniatura z GB. Bardzo delikatny, nie podrażnia, co szczególnie doceniam - jakoś demakijaż często kończy się u mnie czerwoną gębą. Z makijażem oczu jest nieco gorzej - micel rozpuszcza kosmetyki, które potem wesoło wędrują w dół niezależnie od ruchu wacika, a nie jestem fanką doczyszczania "pandy". Zaznaczam przy tym, że dość mocno się maluję (prawie zawsze jest jakiś ciemniejszy cień, kredka/liner i dwie warstwy maskary), z mniejszą ilością towaru produkt radzi sobie zdecydowanie lepiej. Dość dobrze przy okazji odświeża, absolutnie nie ma tu sytuacji rodem z miceli AA, żeby zostawał na skórze jakiś lepiący się film. Fajnie było wypróbować, ale zdecydowanie zostaję przy burżuje.
+++
Things only pale girls understand: przed wakacjami dostałam mój wyczekany, wypracowany Double Wear w najjaśniejszym odcieniu 1N1. Jak to ja z moją manią i tak nie byłam do końca pewna, czy może jednak nie jest za ciemny, niemniej przeżyliśmy razem krótkie chwile radości. Potem postanowiłam się opalić, coś nawet z tego wyszło, czego potwierdzeniem była scenka zeszłotygodniowych zajęć z mojej szkoły pacykowania
G: zobacz, czy ten panstick będzie dobry dla Ciebie.
ja: nie za ciemny?
G: jaśniejszy jest BIAŁY.
ja: dobra, ładuj, w sumie to się opaliłam.
G: patrzy ironicznym wzrokiem z serii "oh really?"
ja: no co, musisz mi wierzyć, 1N1 jest za jasny!
+++
Yo dawgs, jeśli tak jak ja jesteście psychofankami kaszy jaglanej i lub/kokosa, to zapraszam na domowe Bounty bez wyrzutów sumienia. Kasza jaglana jest w pytkę i bardzo żałuję, że nie jest tak popularna, jak na to zasługuje.
Bardzo ciekawy blog
OdpowiedzUsuńZostaję tutaj na dłużej i zapraszam do siebie :)
Spore zużycia , myślałam ,że ten Garnier jest słaby a tu proszę ;)
OdpowiedzUsuńU Ciebie super, a jestem przypadkiem :) Piszesz w bardzo ciekawy sposób, dzięki czemu przebrnęłam przez całą notkę, mimo, że raczej szybko się nudzę :)
OdpowiedzUsuńSlyszalas,że laski walą ten balsam rumiankowy na rzesy? Niby bomba :)
OdpowiedzUsuńpotwierdzam, sama używałam :) działanie podobne do olejku rycynowego, tylko lepiej się nakłada:)
Usuńpotwierdzam, sama używałam :) działanie podobne do olejku rycynowego, tylko lepiej się nakłada:)
UsuńDobrze że Garnier wypadł ok bo zaraz zacznę go używać, jak tylko Nivea sie skończy ;) Serii Under 20 używałam bardzo długo, tej niebieskiej własnie ale potem przerzuciłam się na rózne produkty i teraz praktycznie nie mam niczego do czego wracam ;) dziwne... Pozdrawiam i zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńjestem pod wrażeniem zużyć:)))
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię tego Garniera, aktualnie go nie mam ale w przeszłości zużyłam z 3 opakowania :)
OdpowiedzUsuń