o zdziwieniu
/
25 Comments
Nie będzie dziś nic konstruktywnego. Takie tam pierdy, chuju-muju.
+++
Zacznę od przykładu.
Moja przyjaciółka jest wegetarianką. Nie jadła mięsa już w momencie gdy się poznałyśmy i była to dla mnie jedna z najnormalniejszych rzeczy pod słońcem, chociaż ja sama mięso wpieprzam z uwielbieniem. Może z kilka razy zrobiłam sobie z tego żarty, ale nigdy nie było moją intencją mocne urażenie jej uczuć. Aśka do swojej diety podchodzi racjonalnie, nikomu nie narzuca swoich poglądów, a dla mnie i naszych wspólnych znajomych jest całkowicie oczywiste, że przy planowaniu jedzenia na mieście uwzględniamy jej potrzeby.
Niestety wegetarianizm z zupełnie nieznanych mi przyczyn cały czas budzi w ludziach (mniej lub bardziej) niezdrowe emocje i dochodzi do kuriozalnych sytuacji, gdy ktoś głośno wyraża opinię, o którą nikt nie prosił. Raz trochę mi było głupio za swoją mamę, która uprzejmie wyraziła swoje zdziwienie.
Aśka pracuje teraz we Francji i niedawno wyżalała mi się, jaką sensację budzi swoim jadłospisem. Największe zdziwienie podobno wywołał fakt, że na śniadanie Asia i jej koleżanki Polki jedzą warzywa, co wprost nie mieści się w systemie wartości niektórych francuskich dzieci. Jak znam moją przyjaciółkę, to ma na ogół niesamowicie wyjebane na opinie innych, więc gdy otrzymałam na fb wiadomość pełną wściekłości, to wiedziałam - oho, ktoś dał się jej we znaki.
Poszło głównie o to niesamowite zdziwienie.
Jak tak sobie siedziałam później i kminiłam, to uświadomiłam sobie, jak mnie niesamowicie wkurwiają pełne zdziwienia reakcje rozmaitych znajomych na moje małe sukcesiki związane z odchudzaniem.
Pełne zdziwienia komentarze na widok tego, co jem - "o, Olga, sałatka na obiad, odchudzasz się?". No nie kurwa, czy jedzenie warzyw jest tak niecodzienne? Pewnie wszystko byłoby w porządku, gdybym zażerała się ziemniorami, bo to jakoś bardziej do mnie pasuje. Gruba, to pewnie wpieprza te kotlety smażone na litrze oleju.
Wielkie oczy, gdy mówię, że biegam (tego, no, turlam się). Chryste Panie, mam nadwagę, ale ruszam się, to takie niesamowite! Wow! Już przestałam wspominać, że dużo jeżdżę na rowerze, o programie treningowym z Shaunem T rozmawiam tylko z B.
Staram się podejść do zagadnienia pozytywnie i nastroić się do muzyki wszechświata, że to zdziwienie to taki podziw maskujący własne niedoskonałości innych. "Ten tłuścioch biega, robi coś dla siebie, a ja dostaję zadyszki po wejściu na drugie piętro". Wmawiam to sobie bardzo intensywnie, bo nie wiem, na ile to prawda.
Ale i tak się wkurwiam.
Zachowanie niektórych komentarzy dla siebie urosło ostatnio w moim mniemaniu do niesamowitej cnoty. Ile bym dała za to, żeby ktoś w końcu powiedział "to zajebiście, że biegasz, to fajny sport" bez odnoszenia się do mojej objętości. Albo zamilkł na wieki, amen.
+++
Troszkę żółci zeszło ze mnie. Już mi lepiej. Wy komentujcie, w tym wypadku akurat bić nie będę.
Proszę bardzo: to zajebiście, że biegasz. And I mean it!
OdpowiedzUsuńLudzie to debile. Ponoć jestem niemiła wyrażając takie poglądy, ale moim zdaniem o wiele bardziej chamskie jest właśnie takie wpieprzanie się w życie innych. Bo tym dla mnie jest "wyrażanie opinii, o którą nikt nie prosił" i demotywowanie ich swoim "zdziwieniem".
OdpowiedzUsuńA odchudzanie to już temat rzeka. Przykładowo mi babcia przez pół życia wypominała wagę (nie jakoś nachalnie ale jednak), a gdy w końcu schudłam martwiła się, że nie jem (jem, ale rozsądniej + ćwiczę), będę chora i w ogóle to powinnam zjeść ciasteczko.
A poza tym to zajebiście, że biegasz :)
Bo nie mają jaj, żeby powiedzieć to, co przypuszczalnie myślą naprawdę - "też bym tak robił/robiła, gdyby chciało mi się ruszyć tyłek, ale mi się nie chce" i wolą wbić szpilę.
OdpowiedzUsuńA o wiele przyjemniej byłoby usłyszeć: "O, zdrowo jesz, biegasz i ćwiczysz - jak fajnie, podziwiam!" o ile w ogóle miałby być jakiś komentarz.
innym jest o wiele trudniej przyznać się do swoich niedoskonałości, wiadomo :)
UsuńPrzede wszystkim chwała Ci za to, że jesz warzywsko i się ruszasz!!
OdpowiedzUsuńPrzedziwny splot wypadków sprawia, że akurat wczoraj odwiedziła nas przesympatyczna znajoma ze Śląska. Na wczoraj miała na koncie 106 [słownie sto sześć!!!] zrzuconych kilogramów. Tak, zrzuconych 106, więc wyobraź sobie, ile musiała ważyć na wyjściu. Jeszcze dwa lata temu, kiedy przyjechała na ślub mojej siostry, była tak monstrualna, jak tylko można to sobie wyobrazić. Wyobraź sobie osobę bardzo wysoką i... bardzo szeroką. Wczoraj, kiedy wysiadła z samochodu myślałam, że przyjechała dodatkowa osoba - oprócz zaproszonych gości. Wiem, słyszałam o jej stopniowych sukcesach, ale nie poświęcałam temu szczególnej uwagi.
Teraz - zwłaszcza w niektórych partiach ciała, jest wręcz chuda Oo - aż prosiliśmy, żeby jednak przystopowała nieco.
Co robiła?
Przede wszystkim zmieniła nawyki żywieniowe.
Owoce - do południa i ani minuty dłużej [fruktoza tuczy].
Zero słodyczy, chipsów i przekąsek.
Posiłki o ściśle wyznaczonych porach, przestrzeganych z aptekarską dokładnością.
M. praktycznie mieszka w pracy [ech, te nienormowane godziny], więc raczej nie może pozwolić sobie na specjalny wysiłek fizyczny; po prostu - tam, gdzie może przejść na własnych nogach - chodzi na własnych nogach :)
Co ciekawe, jeszcze parę lat temu chlipała, że próbowała wszystkiego, co można zrobić w kierunku schudnięcia, ale zawsze kończyło się na mało widocznej ilości spalonego tłuszczu.
Poszła do dietetyka, który indywidualnie dostosował do niej plan działania i nadzoruje całą jej dietę po dziś dzień.
Aha, sporadycznie pozwala sobie na małe odstępstwa - wczoraj zjadła z nami typowo polski obiad - schabowego z ziemniakami.
UsuńWzruszajo mnie takie historie ;_;
Usuńteż uroniłam łezkę.
UsuńTrue story :P
UsuńJa kiedy mówię , że regularnie ćwiczę od ponad 10 lat ..spuszczam pokornie łeb , bo już wiem ,co się szykuje ....
OdpowiedzUsuń"Coooo?? "
"chce Ci się ??"
"eee... serio ? nie masz jakiejś rzeźby specjalnej "
"Ale boczki masz ...tak trochę "
"mnie by się nie chciało "
..... itp. , itd. ...
A mnie h.... a to obchodzi !
Trzymaj się i nie daj !
ahaha, nie mogę, i te komentarze pełne zwątpienia <3
UsuńMami, ja chce bloga o fitnessie i to już!
UsuńOlga - to, co robisz jest zajebiste. Ja tez sie codziennie poce, podrzucajac swoje waly do ćwiczeń zuzki. Wyglądam niewujsciowo i paskudnie, but oh well. This is lajf.
Ps. The winners never quit. The quitters never win. Więc trampki na kończyny i do przodu alleluja!
UsuńAle zajebiście, że biegasz! Szczerze to ja zawsze zazdroszczę tym troszeczkę większym ode mnie, że znajdują w sobie tą siłę, bo ja chyba właśnie z tych, co zadyszkę łapią (a problemów z wagą nie miewam, kocham moje 60+).
OdpowiedzUsuńCo do wegetarianizmu, to mną ostatnio troszkę wstrząsnęło jak laska z premedytacją usiadła koło nowo poznanego kumpla z sałatką z kurczaka żeby tylko zobaczyć jego reakcję na jedzone mięso...
omg, też znam takich ludzi. nie wiem co im w głowie siedzi...
Usuńcholera a mi nigdy nie przyszło do głow komentowac tego co robią ludzie dla siebie. Uważam że kazdy powinien zająć się sobą i swoim tyłkiem a życie innych zostawić im
OdpowiedzUsuńTia, dla moich "koleżanek" z roku nie do pojęcia był fakt, że w studencki czwartek wolałam pójść sobie na trening niż wyjść z nimi na piwo, żeby - zabawny fakt - popatrzeć i posłuchać jak siedzą i płaczą, że są grube ("Tak Kasiu, faktycznie się roztyłaś, rusz się!", "Ale dlaczego ty tak niemiło do mnie mówisz? :<"), także tym bardziej Ci gratuluję!
OdpowiedzUsuńJa ostatnio weszlam na nowy etap i po prostu pozwalam tym komentarzom spływać po mnie. Od kiedy przestałam mysleć sama o sobie jako o grubasie, mniej slyszę komentarze na temat mojej wagi. Przestałam wysyłać jakiś sygnał, czy jak?
OdpowiedzUsuńznam to, niestety... :/
OdpowiedzUsuńej, mnie jak mija na chodniku ktoś, kto sobie biegnie (nie na autobus of course...) to mam ochotę mu przybić pionę, pogratulować i w ogóle! Dla mnie ogromnym wysiłkiem jest włączyć sobie film Jillian Michaels (którą strasznie lubię) i wstać od tego komputera! Dlatego podziwiam KAŻDEGO kto ruszył dupkę i coś robi :)
OdpowiedzUsuńA propos Twojego turlania - szukając kiedyś motywujących obrazków znalazłam zdjęcie biegnącego grubaska (piszę to z pełną sympatią) i podpis "nie ważne jak szybko biegniesz, i tak wyprzedzasz wszystkich siedzących na kanapie!" :)
Zapamiętaj to mała i rób swoje:)
hahahaha ;d świetny blog ;p
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam
http://anja-bloguje.blogspot.com/
obserwujemy ? ;)
nie.
UsuńNienawidze takiego czegoś...ludzie wogóle nie czytaja wpisu,nic,a walą " świetny blog'...myślę,że sla ten sam tekst
Usuń100 ludzia dziennie haha
Też jestem wegetarianka,jak czasami ludzie na to reagują...wiocha totalna :(
OdpowiedzUsuńMam do schudnięcia jeszcze 40 kilogramów. Poszłabym do dietetyka, ale:
OdpowiedzUsuń- nie interesuje mnie zakup zestawu herbalife za 500 złotych
- i w ogóle jedzenie gówien w proszku
- kiedyś już byłam na drastycznej diecie i nigdy więcej (schudłam prawie 20, przytyłam później niemal 40)
- bardzo wątpię, że dietetyk rzeczywiście dopasuje dietę do mnie, a ogólne zasady zdrowego żywienia przecież znam
- w ogóle większość osób z nadwagą wie o diecie o wiele więcej niż przeciętne szczapy, które natura obdarzyła ekspresową przemianą materii
- chcę chudnąć powoli, a przy moich ponad 120 kg (i 188 cm wzrostu) 5 kilo to naprawdę taka pchła, więc na razie nikt nie widzi efektów
- muszę ruszyć dupę i więcej biegać. Tyle że chyba w nocy, bo moja dwulatka w dzień to uniemożliwia.
Do moich ulubionych tekstów należą:
"a nie myślałaś, żeby się odchudzać" Nie, ta idea nigdy mi nie zaświtała.
"nie przejmuj się tak, jeszcze trochę i samo ci zleci". Sam to się tylko bałagan w szafie robi
"może powinnaś mniej jeść?" Może powinnaś pilnować własnego nosa?
Mi też jest już lepiej, będę do Ciebie zaglądać :)