słabe zużycia + nędzne refleksje
/
9 Comments
Moja zupełna niezdolność do zużywania jakiekolwiek kolorówki troszkę mnie przeraża. Szitu jest dużo, rzadko z czegś korzystam częściej niż 2 razy w tygodniu, no więc niby jak się ma zużyć? Bleh bleh.
Też padłam ofiarą -40% na wszystko w rossie. Na początku byłam nastawiona tylko na cienie Color Tattoo z Maybelline (pozdrowienia dla Oli, która zaangażowała się w poszukiwania!), ale doszło wcześniej do psychologicznej katastrofy: powstrzymałam się od kupienia spódnicy (w ramach mojej ostatniej akcji "szanuj swoje pieniądze i szafę") i byłam z siebie tak potwornie dumna, że kwotę, którą zaoszczędziłam na spódnicy, przepieprzyłam na inne cienie i szminki, których początkowo w planie nie było.
Jestem żałosna.
To co Olcia zużyła?
Garnier Naturalna Pielęgnacja [Ultra Doux], Szampon do włosów normalnych `Mango i kwiat tiare` - od jakichś 2 miesięcy zluzowałam z ekstremalną pielęgnacją włosów wykluczającą silikony i resztę tych wszystkich złych rzeczy, jakie powodują u włosomaniaczek palpitacje. Po prostu mi to nie służy (serio!) - mam jeszcze jakieś zapasy, ale zaczęłam z powrotem korzystać ze zwyczajnych, wręcz ordynarnych szamponów ;) Do takich należy wymieniony w linku Ultra Doux - wydawał się wręcz stworzony do moich potrzeb - włosy normalne, którym troszkę brakuje miękkości. Jak łatwo się domyślić, szczęka mi z wrażenia nie opadła i nie zamierzam robić zapasów tego specyfiku. Plus za fajny zapach, minus za wydajność. Nie potrafię stwierdzić, czy jest odpowiedzialny za podrażnienie skóry głowy przy okazji nawrotu łojotokowego zapalenia skóry (hell yeah, sezon czapkowy w pełni) czy tylko był biernym uczestnikiem tego horroru.
Avon, Planet Spa, Kremowe mleczko do oczyszczania twarzy ze śródziemnomorską oliwą z oliwek i kwiatem pomarańczy - kolejny odrzut z łazienki mojej mamy. Co zabawne, na KWC występuje w innym opakowaniu (z pompką), ja mam tradycyjną tubkę. Tłusta impreza dla suchych cer, nie odważyłam się nim zmywać makijażu oczu.
Yves Rocher, Żel pod prysznic truskawka - jak na złość nie ma go teraz na stronie, ale należy do serii Plaisirs Nature. Cóż tu dużo mówić, uzależnienie straszne. Ten zapach! *_____*
Dość zabawny suflet do ciała z Bootsa. Kupiony jako zapchajdziura na allegro - jest to chyba jeden z najbardziej absurdalnych produktów, jakie kiedykolwiek widziałam. A nawet wam pierdyknę oryginalne fotki robione kalkulatorem :D
Rene Furterer, Karité, Creme Revitalisante Intense (Intensywnie odżywczy krem do włosów bardzo suchych) - ku mojej boleści tylko miniaturka 30 ml z Glossyboxa. Na moje włosy do łopatek ta pojemność wystarczyła na 7 razy, a kudły były szczęśliwe i błyszczące jak rzadko. Jak tylko sprzedam nerkę, to może kupię sobie większe opakowanie: w Douglasie to jakieś 160 zł, na allegro da się znaleźć oczywiście tańsze - aż za tanie i mam wątpliwości, czy to aby oryginał lub chociaż produkt świeży.
Jak jesteśmy przy włosach, to pochwalę się: rozjaśnianie chodziło za mną od pewnego czasu. Chodziło, chodziło, aż wychodziło mi pewnego ranka ombre. Po prostu obudziłam się rano i stwierdziłam "kurde, tego mi trzeba!". Zadzwoniłam do B., który na farbowaniu zna się jak mało kto (hm, wyłączając oczywiście fryzjerów, ale pieniędzy na takie przygody nie mam) i po butelce wina wspólnie wypitej na mojej łepetynie ukazało się marchewkowe ombre:
Też padłam ofiarą -40% na wszystko w rossie. Na początku byłam nastawiona tylko na cienie Color Tattoo z Maybelline (pozdrowienia dla Oli, która zaangażowała się w poszukiwania!), ale doszło wcześniej do psychologicznej katastrofy: powstrzymałam się od kupienia spódnicy (w ramach mojej ostatniej akcji "szanuj swoje pieniądze i szafę") i byłam z siebie tak potwornie dumna, że kwotę, którą zaoszczędziłam na spódnicy, przepieprzyłam na inne cienie i szminki, których początkowo w planie nie było.
Jestem żałosna.
To co Olcia zużyła?
Garnier Naturalna Pielęgnacja [Ultra Doux], Szampon do włosów normalnych `Mango i kwiat tiare` - od jakichś 2 miesięcy zluzowałam z ekstremalną pielęgnacją włosów wykluczającą silikony i resztę tych wszystkich złych rzeczy, jakie powodują u włosomaniaczek palpitacje. Po prostu mi to nie służy (serio!) - mam jeszcze jakieś zapasy, ale zaczęłam z powrotem korzystać ze zwyczajnych, wręcz ordynarnych szamponów ;) Do takich należy wymieniony w linku Ultra Doux - wydawał się wręcz stworzony do moich potrzeb - włosy normalne, którym troszkę brakuje miękkości. Jak łatwo się domyślić, szczęka mi z wrażenia nie opadła i nie zamierzam robić zapasów tego specyfiku. Plus za fajny zapach, minus za wydajność. Nie potrafię stwierdzić, czy jest odpowiedzialny za podrażnienie skóry głowy przy okazji nawrotu łojotokowego zapalenia skóry (hell yeah, sezon czapkowy w pełni) czy tylko był biernym uczestnikiem tego horroru.
Avon, Planet Spa, Kremowe mleczko do oczyszczania twarzy ze śródziemnomorską oliwą z oliwek i kwiatem pomarańczy - kolejny odrzut z łazienki mojej mamy. Co zabawne, na KWC występuje w innym opakowaniu (z pompką), ja mam tradycyjną tubkę. Tłusta impreza dla suchych cer, nie odważyłam się nim zmywać makijażu oczu.
Yves Rocher, Żel pod prysznic truskawka - jak na złość nie ma go teraz na stronie, ale należy do serii Plaisirs Nature. Cóż tu dużo mówić, uzależnienie straszne. Ten zapach! *_____*
Dość zabawny suflet do ciała z Bootsa. Kupiony jako zapchajdziura na allegro - jest to chyba jeden z najbardziej absurdalnych produktów, jakie kiedykolwiek widziałam. A nawet wam pierdyknę oryginalne fotki robione kalkulatorem :D
Dla zainteresowanych skład:
Jak do samego produktu nie mam zastrzeżeń (nawilża dobrze, ale bez szczególnego urwania dupy w tym temacie), to brechtam niemiłosiernie z zapewnień, że krem, przepraszam, suflet pomoże mi się oczyścić dzięki poprawionej cyrkulacji (ale czego, to już nie wiem - krwi, limfy?). Karny kutas dla marketingowców za takie brednie.
Rene Furterer, Karité, Creme Revitalisante Intense (Intensywnie odżywczy krem do włosów bardzo suchych) - ku mojej boleści tylko miniaturka 30 ml z Glossyboxa. Na moje włosy do łopatek ta pojemność wystarczyła na 7 razy, a kudły były szczęśliwe i błyszczące jak rzadko. Jak tylko sprzedam nerkę, to może kupię sobie większe opakowanie: w Douglasie to jakieś 160 zł, na allegro da się znaleźć oczywiście tańsze - aż za tanie i mam wątpliwości, czy to aby oryginał lub chociaż produkt świeży.
Jak jesteśmy przy włosach, to pochwalę się: rozjaśnianie chodziło za mną od pewnego czasu. Chodziło, chodziło, aż wychodziło mi pewnego ranka ombre. Po prostu obudziłam się rano i stwierdziłam "kurde, tego mi trzeba!". Zadzwoniłam do B., który na farbowaniu zna się jak mało kto (hm, wyłączając oczywiście fryzjerów, ale pieniędzy na takie przygody nie mam) i po butelce wina wspólnie wypitej na mojej łepetynie ukazało się marchewkowe ombre:
Marchewka oczywiście niezamierzona, ale rozjaśniane moich rudo-brązowych włosów raczej nie mogło się skończyć szczęśliwie blondem. Siedzę teraz grzecznie z maską i nawilżam ofiary moich zachcianek, bo się popuszyły.
+++
Nawet nie zauważyłam, że blogowi stuknął rok. Jestem straszna!
Podoba mi się Twoja marchewkowa wersja ombre o wiele bardziej, od tych wersji blond. I sądzę, że bardzo Ci w niej do twarzy :))
OdpowiedzUsuńTez mi pielegnacja naturalna sluzy coraz mniej. A szampon Lusha wywołał u mnie od lat nie widziany łupież.
OdpowiedzUsuńI cóż, mam podobnie jak ty – na czymś zaoszczędze a potem wydam na niepotrzebne pierdoły.
Włosy genialne!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ten efekt :)
Pasuje Ci niesamowicie :)
<3
OdpowiedzUsuńMarchewka.
Kolor świetny, bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ta kolorystyka bardzo Ci pasuje.
OdpowiedzUsuńGratuluję roczku :)
rude ombre nie jest złe! wygląda naturalnie, pasuje Ci :)
OdpowiedzUsuńwiesz co, naprawdę super Ci ombre wyszło :) wyglądasz w nim świetnie!
OdpowiedzUsuńMoje zużywanie kolorówki wygląda i-den-tycz-nie.
OdpowiedzUsuńA włosy masz bombowe B)