o tym, że naturalne nie zawsze znaczy dobre - odżywka Tara Smith
/
11 Comments
Bardzo, bardzo rzadko się zdarza, żeby jakiś kosmetyk wkurzył mnie tak bardzo, żebym go porządnie obfociła i poświęciła mu osobny wpis. Niepełnoletnich i wrażliwych na międolenie brzydkiego słownictwa uprasza się o opuszczenia bloga.
Na początek komentarz obrazkowy:
co za paskudny błąd językowy, takie już znalazłam w internetach |
Zaczyna się niewinnie - robi się zakupy na allegro, a że już i tak jest jeden koszt wysyłki, to sprawdza się calutki asortyment sprzedawcy, bo a nuż coś fajnego się znajdzie (coś z serii "szminka Revlon za 9zł", ja jebię, serio, skąd oni je biorą?!).
Trafia się na odżywkę do włosów za 5 zł, czyta opis producenta i odnosi się wrażenie, że oto odnalazło się przypadkiem drogocenny brylant w szambie pod Wąchockiem.
To wam pokażę ten brylancik, psia jego mać.
Tara Smith jest brytyjską fryzjerką, która zamarzyła o tym, żeby wszyscy byli szczęśliwi od używania jej wegańskich kosmetyków. Powinna była zapalić mi się przynajmniej pomarańczowa lampka, że na MakUpAlley wówczas była recenzja tylko jednego produktu (jakiegoś szamponu). Ale nie, zaślepiona optymistycznie zieloną, pękatą buteleczką popełniłam zakup.
Odżywka miała za zadanie nawilżyć zarówno suche włosy jak i skalp - co też powinno mnie było zaniepokoić (już za długo żyję przecież, żeby komukolwiek wierzyć, że odżywka nałożona bliżej niż 5 cm od skalpu nie zrobi mi tragedii na tym zakutym łbie). A miały za to być odpowiedzialne olej z awokado, oliwa z oliwek i niechybnie jakiś ekstrakt z alg - dla ciekawskich podrasowane zdjęcie naklejki informacyjnej.
Skład odżywki zobaczyłam dopiero w domu - nie należę do ortodoksyjnych zwolenników pielęgnacji naturalnej na pierdylion procent, włosomaniactwo mi przeszło, ale mimo wszystko nie mam tak do końca wyjebane na to, czego używam. Obiecują mi tu cuda wianki (wzięli przykład z Kononowicza): że nie ma parabenów, sles, glikoli, ftalanów, pegów, sztucznych zapachów i barwników, a na sam koniec jebnęli, że nie ma również substancji pochodzenia zwierzęcego. No kurwa, nic tylko kupować zapas do schronu atomowego, a producentowi dać pokojowego Nobla! Czemu państwo tego nie dotuje!
Ok, łapiecie klimat.
Wzięłam Tarę na randkę pod prysznic (och, to miało tak brzmieć) i przeżyłam pierwszy szok, gdy po otwarciu moja rzekomo pozbawiona sztucznych zapachów odżywka roztoczyła "aromat" godny samochodowej choinki. Nie wiem jak wy reagujecie na odświeżacze do aut, mi nawet te najlepsze capią tak niemiłosiernie, że podróż ze świeżą choinką kończy się dla mnie bólem głowy. Ale gdybym miała do wyboru podróż z odświeżaczem, a odżywkę, to wybrałabym podróż. Zapach porównałabym może jeszcze do cytrynowego Domestosa - przy czym Domestos w tym porównaniu nabiera cech eleganckich perfum. Jedna wielka FUJKA.
Dobra, nie takie rzeczy się robiło, ładuję to na łeb. Nie daję się nabrać, skalp omijam. Konsystencja całkiem spoko, niemniej wyczuwam, że włosy reagują dość dziwnie, są cały czas szorstkie w dotyku. Zmywam odżywkę, pozwalam włosom wyschnąć jak zawsze iii... I nadziwić się nie mogę, że moje grube, gęste włosy tuż po umyciu wyglądają jak tania peruka, którą ktoś wyciągnął ze śmieci po imprezie (w sensie nie wiem czemu ktoś miałby nurkować w śmieciach, ale przyjmijmy, ze to był bardzo dobry powód). Oklapnięte na górze, na dole spuszone (za to akurat należy się medal, bo myślałam, że to u mnie niemożliwe), od razu wyglądające na brudne (takie 5 dni).
Tu jest moment na dygresję - tak, wiem jak zachowują się włosy po zmianie pielęgnacji i np. wyeliminowaniu silikonów. To nie był taki przypadek.
To był przypadek użycia totalnie gównianego produktu. Nie mam pojęcia, na jakich włosach to by dało dobry efekt, jeśli z moich zdrowych zrobiła się taka masakra.
Żeby nie być gołosłownym, jeszcze składzik. Bardzo dociekliwi będą musieli sobie zdjęcie obrócić, ale na tyle, na ile się nie znam, to "najgorsze" w tym wszystkim są sulfaty i alkohole.
Jako że nie należę do ludzi małej wiary i pozwoliłam sobie na myśl "kurde, a może to wina szamponu"?", postanowiłam dać odżywce jeszcze jedną szansę. Skończyło się tak samo.
Resztę, jakieś 80% butelki, zdecydowałam się zużyć do golenia nóg. Dawno nie miałam tak podrażnionej skóry.
W tym całym wkurzeniu nie chcę wyjść na jakąś pindę - mój świat nie zawalił się, bo "naturalne i organiczne" składniki (a nie skład, rozróżniam te dwie rzeczy) zrobiły moim włosom krzywdę. Nawet nie jestem zła o stratę tych 5 zł, jakie wydałam na odżywkę (wiecie, złote moneeeeety, trololo). Jestem wściekła na siebie, bo dałam się złapać (nie pierwszy raz) w sidła taniej, mainstreamowej eko-propagandy. I dostałam kosmetyk tak chujowy, że na swój sposób podziwiam producenta, że nie zapadł się ze wstydu pod ziemię (z drugiej strony firma nie ma fanpejdża na FB, o czymś to świadczy, nawet ten szlachetny blog ma!).
Zastanawiam się teraz - może sprzedawca z allegro zaoferował mi felerny, przeterminowany produkt. Nawet znalazłam na opakowaniu coś, co powinno być datą produkcji - niestety, Tary Smith na checkcosmetic.net nie uświadczycie. Już nie wiem, nie wnikam, Feed The Root Conditioner z ulgą ląduje w koszu, ja wracam do moich drogeryjnych silikonów i wszyscy są szczęśliwi.
Z tego całego zła aż wróciłam do krótkiej grzywki. Zdążyłam zapomnieć, że dodaje mi +100 do bycia totalnym badassem. Tylko brwiami znowu trzeba się obsesyjnie perfekcyjnie zajmować. Cóż, przeżyję.
+++
Obawiam się, że to bawi tylko mnie i ewentualnie ludzi, którzy znają bohatera tej historii.
Piątek, godzina 17, jedziemy z moim Szanownym Ojcem przez nasze podwarszawskie miasteczko. Korki takie, że głowa boli, ale cóż, zakupy same się nie zrobią. Ojciec opiera głowę o rękę w geście klasycznego facepalmu i cedzi przez zęby:
- Co za maniana...
Innym razem stwierdził, że nie warto inwestować w lokaty bankowe, tylko narkotyki. "Pamiętaj Olga, żeby były dobrej jakości".
Co jak co, ale charakter to odziedziczyłam po nim w całości.
Mignęła mi ta odżywka na Allegro i miałam nawet się na nią skusić, ale odechciało mi się zakupów internetowych i wszystko przepuściłam "stacjonarnie" :D. Dobrze, że się nie zdecydowałam :).
OdpowiedzUsuńoj bardzo dobrze!
UsuńDla mnie podróż z jakąkolwiek choinką, a nawet bez choinki, tylko z samym smrodkiem wżartym w tapicerkę, kończy się zawsze nudnościami. Ból głowy gratis.
OdpowiedzUsuńPewnie już po wąchnięciu nie nałożyłabym Tary na łeb :D
powinnam była zrobić to samo ;_;
Usuńmi ostatnio takie doznania zapachowe zafundował "orzeźwiający" żel pod prysznic od Radox. normalnie jakby myć się domestosem...
OdpowiedzUsuńu mnie im bardziej organiczny i naturlny produkt tym wieksza sznsa, ze mnie podrazni, uszkodzi albo nie bedzie dzialal.. juz sie w to nie bawie ;)
OdpowiedzUsuńlove chemia <3
taka sytuacja :3
dokładnie <3
Usuńa mnie rozsmieszyly twoje wlosy po uzyciu odzywki ;) no przepraszam!
OdpowiedzUsuńtez uwiebiam ekologiczne kosmetyki i inne bzdety :))
kto nie lubi, od razu człowiek czuje się lepszy od używania ;)
UsuńJakoś nie wierzę w naturalność naturalnych produktów. Wolę chemię, której nikt nie sprzedaje pod przykrywką naturalności, eco, bio i nie wiadomo co jeszcze.
OdpowiedzUsuńwłaśnie ta przykrywka mnie najbardziej wkurza..
Usuń