o pudrze zaskakująco fajnym

/
15 Comments
Kilka notek wcześniej wspominałam, że rum radzi sobie z naprawieniem pokruszonego pudru. Otóż moja radość była przedwczesna – puder po kilku dniach w torebce obrócił się z powrotem w proch (widzi ktoś ten żarcik?). Specjalnie nie rozpaczałam, bo akurat w rosie trafiłam na promocję (taką porządną, czyli 50%) i po prostu nabyłam kolejny egzemplarz. Dzięki temu mogę dokonać tu rozwlekłej i zupełnie nikomu niepotrzebnej analizy. Szykujcie się!

tak wygląda puder pokruszony po raz drugi. smuteczek. stół upierdolony jak u znanego dziennikarza, mam dobre wzorce.

Cała sprawa dotyczy pudru transparentnego Miss Sporty. Trafił w moje chciwe łapska wiosną po definitywnym wykończeniu poprzedniego prasowanego pudru (jestem z siebie taka dumna, to jeden z nielicznych kosmetyków, który występuje u mnie solo!). Kryteria wyboru nie były wygórowane: ma być tanio, transparentnie, matująco i względnie dopasowane do potrzeb skóry mieszanej. Moje koleżanki z pracy dość ciepło wypowiadały się o Miss Sporty, a że do stracenia było 12 zł, to postanowiłam dać mu szansę.

I cóż tu dużo pisać, czasem warto jest posłuchać koleżanek z pracy i sięgnąć po naprawdę dolną półkę (najniższy poziom szafy xdd). Puder nie pyli mocno pomimo szczodrego szurania pędzlem, nie ciastoli się na pysku, matuje na długo (u mnie ponad 5 godzin, ale jak pisałam wiele razy, nie jestem pełnoetatową fabryką sebum). Spędził ze mną całe wakacje współpracując wzorowo z filtrami. Ba, na sesjach w szkole używałam go przy ostatnich poprawkach, chociaż miałam do dyspozycji cały przekrój pudrów MUFE (na początku bardziej z wygody, w ferworze walki wolę nie mieć w zasięgu ręku sypańca w obawie przed wypieprzeniem go na podłogę). A co najważniejsze, dobrze reaguje z podkładami. Nie odnotowałam podejrzanych zmian koloru, zbierania podkładu z miejsca i tym podobnych niewesołych historii. Nie jestem mocno podatna na czynniki komodogenne, więc cóż, nie jestem wiarygodnym źródłem informacji - niemniej wyskakujących czasem krostek nie utożsamiam z używaniem tego pudru.
Producent informuje na opakowaniu - oczywiście po angielsku, dokonałam swobodnego tłumaczenia - że puder zawiera mineralny kompleks, który wzmacnia kontrolę nad świeceniem, naturalne emolienty znane z właściwości nawilżających oraz pomaga walczyć z wypryskami. Cokolwiek by to wszystko nie znaczyło, obietnice dotyczące "non greasy matte finish" są spełnione.

Jak widać na poniższej RYCINIE, puder jest zabezpieczony folijką i gąbkowym pierdolnikiem, którego do aplikacji użyć się nie da.



Generalnie w tym miejscu powinnam skończyć recenzję, ale przy całej sympatii, jaką mam dla działania i efektów tego sympatycznego pudru, jest jedna rzecz, o której nie da się nie wspomnieć, a mianowicie opakowanie.

po lewej - efekty walania się po kosmetyczce przez 5 miesięcy

*uwaga, tu mój biedny mózg zaczyna produkować za dużo treści*

Widziały gały co brały za te 12 zł, a mój próg bólu estetycznego jest zadziwiająco wysoki, niemniej tego opakowania nie da się nazwać specjalnie praktycznym, a co dopiero ładnym (tak, mam czasem potrzebę używania czegoś ładnego). Napisy ścierają się bardzo szybko (co w sumie da się przeżyć, przecież wiem co kupiłam), zawias sprawia wrażenie pracującego na słowo honoru (jakoś nie pękł, co mnie bardzo dziwi), a zatrzask jest zdecydowanie zbyt mocny (niby nie wiadomo, co z dwojga złego lepsze, zbyt mocny czy luźno latający). 
I ten ohydny kolor... Mało jest odcieni, które by budziły we mnie taki wstręt, ale ten baby blue zdecydowanie do nich należy. Mam taką wizję: zajdę w ciążę (właśnie wykazałam się wyobraźnią na poziomie Tima Burtona na potrójnym kwasie, proszę to docenić), usg wykaże syna, rodzina i znajomi będą kupować prezenty i powielać wzory kulturowe związane z kolorystyką akcesoriów, w związku z czym mój dom zaleją tony śpioszków w tym paskudnym baby blue, a ja przedwcześnie oszaleję. Snobką nie jestem (chociaż mam predyspozycje), ale jeśli mam być szczera, to czasem wstyd mi wyjmować taką puderniczkę w miejscu publicznym chociażby do szybkiego sprawdzenia stanu japy w lusterku*. Potem sobie myślę "Olga, don't be ridiculous, who cares" i jakoś leci. Prawdę mówiąc, beznadziejnie (zarówno pod względem designu, jak i trwałości) wyglądające puderniczki to powszechny problem - ostatnia nowość Loreala, słynny Lumi Magique z tym przezroczystym wieczkiem wygląda niepokojąco nietrwale. Szczytem wszystkiego były dla mnie pudry rozświetlające Mary Kay - prześliczne tłoczenia upakowane w kolejnym bazarowym plastiku. Serio, nie da się pudru upakować w czymś, co łączyłoby estetykę z wygodą?

Oczywiście można teraz zacząć nową dyskusję - czy opakowanie tak naprawdę jest ważne lub rzucić złośliwymi uwagami z serii "jak masz taki estetyczny ból dupy, to kup sobie Terra Ora i używaj jej w metrze, żeby wszyscy widzieli". Nie o to mi chodzi. Wystarczy zrobić szybki przekrój szminek - nawet przy tych najtańszych producenci starają się (z różnym skutkiem), żeby z ich używania uczynić prawdziwą przyjemność (odwołam się do archetypu pomadko-błyszczyku Celii, który po solidnej szkole życia w mojej kosmetyczce cały czas wygląda jak solidne cacko za zdecydowanie więcej niż 10 zł). A z mojego doświadczenia wynika póki co wynika, że najlepszym opakowaniem dla pudru prasowanego był kartonik z magnetycznym zapięciem.

edit z 28.10.2013 - w dwa tygodnie po moich narzekaniach pudry pojawiły się w nowych, różowiutkich opakowaniach. tyle narzekania na darmo! :D


*znajdą się zaraz znawcy savoir-vivre, że w ogóle nie wypada poprawiać makijażu przy ludziach. ja bym polemizowała, puder lub szminka/błyszczyk nie są takie straszne. kiedyś siedziałam pod ostrzałem latających we wszystkie strony paznokci, które jakaś starsza pani postanowiła obciąć w autobusie cążkami. ciężko to przebić, ale czekam na wasze historie.

+++

Chyba nigdy o tym nie wspominałam, ale mam małego przyjaciela, osiemnastoletnią kotkę. Tak, dobrze widzicie - Tina skończyła w sierpniu 18 lat. Zastanawiam się nad wyprawieniem poważnej imprezy. Ja, Tina i brwi upodabniające mnie do Breżniewa pozdrawiamy was z centrum dowodzenia, a teraz idę dalej cierpieć z powodu anginy.




You may also like

15 komentarzy:

  1. śliczna kotka, sto lat! co tam sto lat, mało jeszcze- niech nam żyje całe dwieście :D
    Ja też nie lubię tego niebieskiego odcienia, kojarzy mi się z akcesoriami łazienkowymi z głębokiego PRLu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech i moja Zuza jej dorówna, Tinie znaczy się. sobie życzę.
    Zanim zamieszkałam w Warszawie, wpadłam do niej kiedy na niecały dzień. Podczas jednej przejażdżki tramwajem spotkałam się z panem cążkującym pazury i panią wyciskającą ropne pryszcze swojemu, jak mniemam, synowi. 20 lat miał jak w mordę strzelił, o ile nie więcej,

    OdpowiedzUsuń
  3. Baba z cążkami przyćmiła cały post :)
    Sto lat dla Tiny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. takich historii po prostu nie można zachować dla siebie, muszą pójść w świat.

      Usuń
  4. Sto lat dla Tiny, piszę się na imprezę :D
    Starszej pani nie przebiję ale byłam świadkiem jak w pociągu na trasie Warszawa-Kraków laska umalowała się klęcząc na siedzeniu przodem do lustra które jest nad siedzeniem. Udało jej się zrobić równe kreski eyelinerem co przy stanie naszych torów naprawdę było niezłym wyczynem. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. też mam kota i nic w tym szałowego ,ale ...tez ma na imię Tinka ;)
    Sto lat Tinusi ! kurcze 18 lat ,a jaki piękny pyszczur !

    OdpowiedzUsuń
  6. 'Nie ciastoli się na pysku' :D Zabiłaś mnie tym fragmentem. Słodka kicia, wszystkiego najwspanialszego dla futrzastej kuli..
    A wracając do temtu pudrów, to całkiem ładne, estetyczne i solidne opakowania mają pudry z Sephory czy np. Bell, niestety nie pamiętam jaka seria :( Ja pudru nie noszę, bo nie mam potrzeby poprawiania makijażu w ciągu dnia, ale rozumiem, że solidna puderniczka to podstawa :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny post:) O pudrze ale jak się fantastycznie go czyta:)

    OdpowiedzUsuń
  8. puder mnie nie zainteresował, ale za to kociak tak. jeżeli można go tak nazwać, bo 18nastka kota to już coś :D pozdrowionka i szybkiego powrotu do zdrowia
    PS: zapraszam do siebie na małe rozdanie

    OdpowiedzUsuń
  9. super recenzja na pewno tu wpadne a tym nie słyszałam cudzie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. hahah, dobry tekst :P
    pudru nie znam i raczej nie poznam :D ale kociaka masz świetnego!

    OdpowiedzUsuń
  11. Mój puder MS też się tak pokruszył :-( słodkie futro

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że gdzieś na świecie uśmiecha się panda. Ale bezczelny spam sprawia, że panda płacze. Nie smuć pandy i nie spamuj, proszę.

czytam

favikona pochodzi z nataliedee.com. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Labels

15 hair project 301 346 52 AA aknenormin alessandro algi alterra ambasada piękna anthelios antyperspirant arsenał grubasa artdeco aussie autokorekta avene avon babydream baikal herbals balea balm balm balsam do ciała balsam do ust bambino bandi bareMinerals batiste baza baza pod cienie baza pod lakier bb bb cr bb cream beauty blender beauty formulas beauty friends bebeauty beblesh balm beige nacre bell bella bamba benefit berlin berry love biały jeleń biedronka bielenda bio-essence Biochemia Urody bioderma biovax blizny blogerki blogger błędy błyszczyk boi boi-ing bourjois box box of beauty ból dupy brahmi amla braziliant brodacz brokat brow bar brwi BU bubel bubel alert buty carmex cashmere ce ce med cellulit cera mieszana cera wrażliwa cetaphil CHI chillout choisee chusteczki cienie cienie w kremie cień clinique clochee color naturals color tattoo color whisper cudeńko cycki czador ćwiczenia darmocha dax debilizm demakijaż denko depilacja dermaroller diy do it yourself dobre rzeczy douglas dove dream pure ducray dwufaza ebay edm eko kosmetyki elution essence essie estetyka etude house eveline everyday minerals eyeliner faceguard fail farbowanie farmona fekkai figs rouge filtr firmoo fitness flora floslek fluid fridge fridge by yde fructis fryzjer galaxy garnier gillette glamwear glossy box glyskincare głupie cipki głupota golden rose google google analytics gratis h&m hakuro healthy mix hebe high impact himalaya hiszpania hm holiday hot pink hydrolat idealia ikea innisfree ipl iran isa dora isadora isana jillian michaels kallos kate moss katowice kącik kulturalny kelual ds kissbox kolastyna kolorówka koloryt konkurs konturówka korekta korektor korektor pod oczy kot kraków kredka kredka do brwi kredka do oczu krem krem do rąk krem do twarzy krem matujący krem na dzień krem nawilżający krem odżywczy krem pod oczy krem z kwasami kreska kutas kwas askrobinowy kwasy la roche posay lakier lakier do paznokci lakier do ust lakier do włosów lakiery teksturowe lancome laser lasting finish lawendowa farma lekarze lierac linkedin lioele lip balm lip lock lip pen lirene lista magnetyczna loccitane lodówka loreal lovely lumene lush łuk brwiowy łupież magnes makijaż manicure manuka Mary Kay marzenie maseczka maska maska do włosów maskara masło do ciała mat matowienie max factor maybe maybelline mężczyźni micel mika mikrodermabrazja miss sporty mleczko mleczko do ciała mocak mollon morze muzeum mycie mydło mydło naturalne nadwaga nail tek nails narzekanie natura officinalis naturalne składniki naughty nautical nawilżenie neem new leaf niedoskonałości nivea nivelazione nouveau lashes nutri gold oczy oczyszczanie odchudzanie odżywianie odżywka odżywka do paznokci odżywka do włosów off festival okulary olej olej arganowy olej kokosowy olejek olejek do mycia ombre opalanie opalenizna opener organique oriflame original source orofluido paleta magnetyczna palmers paski na nos pat rub patrzałki paznokcie pączek peel-off peeling peeling do ciała peeling do twarzy perfecta pervoe reshenie pędzel pędzle pharmaceris photoderm physiogel phyto pianka do mycia piasek piaski pierre bourdieu pkp plastry na nos płyn do demakijażu płyn micelarny podkład podróż pogromcy mitów policzki pomadka pomarańczowy porażka pr praca prasowanie propolis proteiny próbki pryszcze prysznic prywata przebarwienia przechowywanie przegięcie przemoc symboliczna przygody przypominajka puder puder transparentny purederm QVS real techniques regeneracja reklamacja rene furterer retinoidy revlon rimmel rossetto rossmann rozdanie rozkmina rozstępy róż różowe ryan gosling rzęsy sally hansen samoocena samoopalacz satynowy mus do ust Schwarzkopf scrub seacret seche vite sensique sephora serum serum nawilżające sesa shaun t shea shred sińce siquens skandal skin 79 skinfood skóra skóra wrażliwa sleek słońce słowa kluczowe socjologia soraya spf starry eyed stopy stylizacja suchy szampon sun ozon sypki szaleństwo szampon szkoda gadać szminka sztuka współczesna święta tag taka sytuacja tapeta tara smith tatuaż the body shop the face shop tołpa toni&guy tonik top tortury tragedia transki trądzik triple the solution truskawka tusz do rzęs twarz ujędrnienie under twenty usta uv vichy warby parker wąs weganizm wella wibo wieloryb witamina c wizaż wizażystka włosy workout wory wódka wtf wyrównanie wyszczuplanie wyzwanie yasumi yoskine yves rocher zachwyt zakupy zapach zdjęcia zenni optical zerówki ziaja złuszczanie zmywacz zmywacz do paznokcie zużycie zwiedzanie źródła odwiedzin żel żel do brwi żel do golenia żel do twarzy żel pod prysznic żel-krem życzenia