Balm Balm, różany balsam do ust
/
3 Comments
W związku z wziętą wczoraj ostatnią dawką Izoteku chcę zrobić krótki przegląd balsamów do ust, jakie przetestowałam mimo woli ;) Retinoidy "wysuszają" nie tylko twarz i włosy*, co akurat polubiłam, ofiarą padają też usta.
Odyseję zacznę od małego zdissowania Carmexu. Gdy tylko usta zaczęły przypominać wiórki kokosowe, pełna pozytywnych wrażeń przed-retinoidowych po wiśniowej** tubce uzbroiłam się jeszcze w sztyft i słoiczek. Odkryłam o co chodzi z tym carmexowym smrodkiem - dla mnie do przejścia. Ale to charakterystyczne chłodzenie... Nie, to był bardzo zły pomysł.
Żeby było jasne - nie mówię, że to złe produkty. Po prostu nie służyły mi przy moich problemach z ustami, jakie miałam. Do tubki na pewno wrócę za jakiś czas, do sztyftu może też, ale słoiczek...
I tutaj pojawia się na scenie Różany Balsam do Ust z Balm Balm. Balsam ten sprawił, że serdecznie znienawidziłam wszystkie produkty do ust w słoiczkach, gdzie trzeba grzebać palcem (Carmex też na tym ucierpiał, oddałam go mamie). Ja swój kupiłam w listopadzie na helfy.pl, kosztował wtedy 15 zł. Teraz widzę, że kosztuje już 18. Na lilinatura.pl jest za 17.90. W sumie nie potrafię wam powiedzieć, czemu go kupiłam.
A wiem. Na moim ulubionym blogu poświęconym kosmetykom mineralnym*** była recenzja kremu Balm Balm. Tyle było zachwytu nad kremem, że stwierdziłam "hej, balsam do ust też musi być świetny". Mało romantyczna historia. Już wtedy wiedziałam, że słoiczki mnie wkurzają, a mimo wszystko nie wzięłam wersji w tubce. Dziwnym nie jest.
W słoiczku dostajemy 7 ml twardego jak diabli balsamu. Śmiem twierdzić, że jest twardszy od Carmexu. Wylądował przy komputerze, bo odkręcanie, grzebanie i aplikowanie w terenie doprowadziłoby mnie niechybnie do białej gorączki. Zwłaszcza, że przy tej twardości balsamu trzeba było nieźle się namachać, żeby go rozgrzać.
O mamo, sory, teraz będzie intermission - dostałam taga od Anwen. Dziękuję! Ile radości! :D
Back to balm... Jak wspominałam, wzięłam wersję różano-geraniową. Znowu nie mam pojęcia, czemu nie bezzapachową. Jak to w kosmetykach naturalnych, nie jest to słodki kwiatowy zapaszek, tylko ciężki obezwładniający opar jak ze szklarni. Ale w sumie nie taki zły... Jak będę starą panną z 3 kotami, to na pewno pokocham takie aromaty.
Ja tu pitu-pitu o niepraktycznym słoiku, a co z działaniem? Zaznaczam jeszcze raz, że miałam bardzo wysokie wymagania wobec tego specyfiku.
Zawsze nakładałam grubą warstwę. Pod wpływem ciepła balsam robi się oleisty i na ustach ląduje tłusta powłoczka - szminki na to nie da się nałożyć, sprawdzałam. Bogu dzięki ta najbardziej tłusta faza szybko przemija i mamy przyzwoicie nawilżone usta.
Nawilżone jak na retinoidy, oczywiście.
W grudniu przełożyłam balsam do sztyftu po pomadce Bebe i korzystanie stało się już przyjemniejsze.
Czy polecam...? Zależy, jakie kto ma fanaberie. Wysoka cena, trudności z dostępem (nie wiem, czy są dostępne w sklepach stacjonarnych). Ale jeśli ktoś lubi słoiczki i nie ma takich wymagań jak ja, to nie zaszkodzi ;)
*odnoszę wrażenie, że łatwiej jest nawilżyć włosy, niż je odtłuścić. przynajmniej w moim wypadku
**czemu nigdzie nie ma truskawki? :(
***bloga albo nie ma, albo zmienił adres o czym ja nie wiem. co się dzieje z Cathy, wie ktoś?
Odyseję zacznę od małego zdissowania Carmexu. Gdy tylko usta zaczęły przypominać wiórki kokosowe, pełna pozytywnych wrażeń przed-retinoidowych po wiśniowej** tubce uzbroiłam się jeszcze w sztyft i słoiczek. Odkryłam o co chodzi z tym carmexowym smrodkiem - dla mnie do przejścia. Ale to charakterystyczne chłodzenie... Nie, to był bardzo zły pomysł.
Żeby było jasne - nie mówię, że to złe produkty. Po prostu nie służyły mi przy moich problemach z ustami, jakie miałam. Do tubki na pewno wrócę za jakiś czas, do sztyftu może też, ale słoiczek...
I tutaj pojawia się na scenie Różany Balsam do Ust z Balm Balm. Balsam ten sprawił, że serdecznie znienawidziłam wszystkie produkty do ust w słoiczkach, gdzie trzeba grzebać palcem (Carmex też na tym ucierpiał, oddałam go mamie). Ja swój kupiłam w listopadzie na helfy.pl, kosztował wtedy 15 zł. Teraz widzę, że kosztuje już 18. Na lilinatura.pl jest za 17.90. W sumie nie potrafię wam powiedzieć, czemu go kupiłam.
A wiem. Na moim ulubionym blogu poświęconym kosmetykom mineralnym*** była recenzja kremu Balm Balm. Tyle było zachwytu nad kremem, że stwierdziłam "hej, balsam do ust też musi być świetny". Mało romantyczna historia. Już wtedy wiedziałam, że słoiczki mnie wkurzają, a mimo wszystko nie wzięłam wersji w tubce. Dziwnym nie jest.
W słoiczku dostajemy 7 ml twardego jak diabli balsamu. Śmiem twierdzić, że jest twardszy od Carmexu. Wylądował przy komputerze, bo odkręcanie, grzebanie i aplikowanie w terenie doprowadziłoby mnie niechybnie do białej gorączki. Zwłaszcza, że przy tej twardości balsamu trzeba było nieźle się namachać, żeby go rozgrzać.
O mamo, sory, teraz będzie intermission - dostałam taga od Anwen. Dziękuję! Ile radości! :D
Back to balm... Jak wspominałam, wzięłam wersję różano-geraniową. Znowu nie mam pojęcia, czemu nie bezzapachową. Jak to w kosmetykach naturalnych, nie jest to słodki kwiatowy zapaszek, tylko ciężki obezwładniający opar jak ze szklarni. Ale w sumie nie taki zły... Jak będę starą panną z 3 kotami, to na pewno pokocham takie aromaty.
Ja tu pitu-pitu o niepraktycznym słoiku, a co z działaniem? Zaznaczam jeszcze raz, że miałam bardzo wysokie wymagania wobec tego specyfiku.
Zawsze nakładałam grubą warstwę. Pod wpływem ciepła balsam robi się oleisty i na ustach ląduje tłusta powłoczka - szminki na to nie da się nałożyć, sprawdzałam. Bogu dzięki ta najbardziej tłusta faza szybko przemija i mamy przyzwoicie nawilżone usta.
Nawilżone jak na retinoidy, oczywiście.
W grudniu przełożyłam balsam do sztyftu po pomadce Bebe i korzystanie stało się już przyjemniejsze.
Czy polecam...? Zależy, jakie kto ma fanaberie. Wysoka cena, trudności z dostępem (nie wiem, czy są dostępne w sklepach stacjonarnych). Ale jeśli ktoś lubi słoiczki i nie ma takich wymagań jak ja, to nie zaszkodzi ;)
*odnoszę wrażenie, że łatwiej jest nawilżyć włosy, niż je odtłuścić. przynajmniej w moim wypadku
**czemu nigdzie nie ma truskawki? :(
***bloga albo nie ma, albo zmienił adres o czym ja nie wiem. co się dzieje z Cathy, wie ktoś?
Carmex po odstawieniu nawet na jeden dzień sprawiał, że usta wysychały mi na wiór. ;) podobnie zachował się sztyft z Lovely - Natural lip stick. Chyba moje usta mają podobny gust do mojego - nie lubią mięty. ;)
OdpowiedzUsuńZa to pomadki z bebe - wersja klasyczna - to moja miłość. :) Choć od paru dni testuję Tisane w sztyfcie i cóż - bebe jest poważnie zagrożone. ;)
pozdrawiam :)
ps. nie zapraszam do mnie, bo nie prowadzę bloga :D chciałam tylko napisać, że szalenie podoba mi się Twój sposób pisania i przeczytałam praktycznie całego bloga. ;)
hej :* poczułam się wywołana do tablicy... Ale to miłe ;) Żyję, mam się średnio dobrze, ale chyba idzie ku lepszemu i nawet powrót planuję, jak tylko uda mi się odzyskać to, co straciłam (czyli zawartość blogową, zarówno w postaci postów, zdjęć, jak i komentarzy). No i jednak pod nowym adresem, więc pewnie chwilę minie, zanim ktokolwiek zauważy, że jestem ;)
OdpowiedzUsuńCo do balsamu w słoiczku Balm Balm - niestety, mój wylądował w koszu po 2 użyciach. Męczyć się nie zamierzam, nawet wtedy, gdy dostaję coś w prezencie :) Nie mogłam go znieść, nieprzyjemny zarówno pod względem smakowym, jak i zapachowym. A że i działanie znacznie poniżej moich oczekiwań, to rozstałam się z nim bez większego żalu. Obecnie używam balsamów Hurraw! z iHerba i wypadają na tle tego pudełeczka znacznie lepiej ;)
PS Z Carmexem, mimo wielu podejść, mnie osobiście nigdy się nie udało zaprzyjaźnić ;)
PS2 Z ogromną przyjemnością przejrzałam całego bloga (co nie zdarza mi się właściwie od kilku miesięcy, jako iż zmuszona jestem korzystać - z chwilowego braku innych opcji- z Internetu na kartę) i gratuluję jego przejrzystości i czytelności. Dawno nic mnie tak nie wciągnęło (przy okazji zazdroszczę cierpliwości w sprawie recepty... Ja bym pewnie do końca wizyty nie wytrwała ;) )
Pozdrawiam ciepło i czekam na nowe wpisy ;)
ja, ja zauważę powrót bloga! jesteś mi to winna, przez Ciebie wkręciłam się w minerały i oleje :D ;)
Usuńdziękuję za miłe słowa ^-^