pierwsze wrażenia - CHI
/
2 Comments
Pamiętacie ten wpis, gdzie pisałam o zakupowym potworze? (tak, z tym porównaniem to wzorowałam się na pewnym popularnym blogu, jeśli autorka kiedyś to odkryje - to był mój hołd, a nie zżyna! serio!).
We wtorek przyjechała do mnie kurierem wyziębiona na amen paczka pełna łakoci z Ambasady Piękna. Prawie wszystko mi zamarzło - co nie zamarzło, to już wiem, że alkohol i fuj fuj ;) (dobra, zbijam się)
Nie będę teraz pisać o wszystkim, co kupiłam, bo to nie ma sensu, skrobnę tylko szybko o tym, co już wpadło w moje łapska i/lub na moje włosy.
Na dobry początek opowiem o serii CHI Organics, bo na swój sposób niemożebnie mnie bawi. Oto opis serii z polskiej strony Farouk:
Mam ostatnio dziwnego farta do jadalnych zapachów, więc oczywiście cała ta seria pachnie ziołowo-oliwowo. Według mnie dominuje majeranek z bazylią - zupełnie niespodziewanie się jakoś włosko zrobiło :D Mnie zapach nie odrzuca, ale też nie jest on tak cudowny, żebym się wwąchiwała jak w bananowe cuda z TBS. Trochę go potem czuć na włosach - myślę, że to może przeszkadzać dziewczynom, które są przyzwyczajone do włosów pachnących fiołkami czy czymś w ten deseń.
Szampon dobrze zmywa oleje - a przynajmniej z migdałową Vatiką póki co sobie radzi. Piany nie nazwałabym "rozkoszną", ale faktycznie jest obfita. Po dwukrotnym umyciu czułam, że są dobrze nawilżone, niepodatne na plątanie i pewnie obyłoby się bez odżywki, ale ja po prostu nie umiem nie nałożyć odżywki. Jest mi to całkowicie obce i wręcz nienaturalne (nawet jeśli potem ładuję na głowę inne specyfiki xdd). Póki co jestem zadowolona :)
Dobra, a co z odżywką?
Ostatni produkt to Odżywcza Regeneracja Oliwkowa (czyli nic innego jak maska)
Żel, sprej i olejek czekają na swoją kolej. Wypróbowałam jeszcze keratynę w mgiełce (tak, keratin mist :P ), która teoretycznie wchodzi w skład serii CHI Infra do włosów farbowanych. "Teoretycznie", bo jest pokazana w tej serii, ma taki sam kolorek, ale w nazwie nie ma "infra", więc cholera wi, jak to jest :x
Jest to typowa odżywka w spreju bez spłukiwania. I wiecie co... Chyba dzięki niej nie będę potrzebować faszerowania włosów samą keratyną. Ba, zdetronizowała moją ukochaną odżywkę z olejkiem arganowym. Jeszcze nie wiem, jak to z ochroną koloru u niej jest, ale doskonale sprawdza się przy suszeniu suszarką - zarówno jako ochrona przed temperaturą, jak i kosmetyk do stylizacji. Tych drugich prawie nie używam, bo zawsze się boję, że nawalę sobie tego za dużo i skleję włosy na amen, albo w ogóle przeciążę włosy (w sensie wiecie, lubię te moje kudły i tak myślę że sroga maska z keratyną + odżywka bez spłukiwania + coś do psiuknięnia do ochrony przed temperaturą + coś do stylizacji = za dużo). A ta keratynowa mgiełka spełnia zadania wymienionych wcześniej czterech kosmetyków... <uwaga, zaraz rzygnę tęczą>
Coś jeszcze? CHI ma lakiery do paznokci - i to tanie jak barszcz. Miałam nie kupować, ale głupia jestem i jak widzę cenę 2,50 (tak, dobrze widzicie) to robię się jeszcze głupsza. Z kolorem totalnie nie trafiłam. Zamówiona pomarańczka okazała się być w rzeczywistości dziwnym koralem... Ja tego koloru nie potrafię określić, na zdjęciach nie udało mi się go złapać. Przywołam więc wspomnienia: gdy byłam w podstawówce, rodzice wysyłali mnie latem na kolonie nad morze (ja pieprzę, to było więcej niż 10 lat temu. przypomnijcie sobie, jakie żarówiaste kolory wtedy dominowały). Jak każda 11-letnia gówniara, która "wyrwała się" z domu na takie kolonie, dostawałam świra przy tych wszystkich wakacyjnych straganach, gdzie sprzedawano obrazki papieża w ramce z muszelek, ciupagi, chińskie wisiorki i piardyliard podobnego badziewia. A każda gówniara bardzo chciała być dorosła - farbowanie włosów było zbyt drastyczne, bo jednak kolonie kiedyś się kończą, a malowanie paznokci było w sam raz. Łatwo się tego pozbyć, nawet można ukryć 2 dni przed wychowawczynią kolonii (trololo) i w ogóle czad. Kupowało się wtedy na tych straganach takie lakiery za 2 czy 3 złote w najgorszych, najbardziej jaskrawych kolorach. I ten mój jaskrawy koral jest właśnie wypisz wymaluj godny gówniary z kolonii we Władysławowie...
Z tego miejsca ostrzegam was przed lakierem ceramicznym CHI, numerek 044, a nazwa jakże wymowna i pasująca do sytuacji - "Drama mama".
Pastwię się nad tym lakierem, hm, może potraktuję go jakimś topem... Ale kolor to nie wszystko. Bo lakier broni się trwałością.
O fak, właśnie przeczytałam info od Farouka - lakiery powstawały we wspołpracy z NASA.
Czekajcie, idę się jeszcze poturlać ze śmiechu.
Fakty są takie: dwie cienkie warstwy prześwitują, ale nie jakoś drastycznie. I NASA zrobiła dobrą robotę, bo lakier na moich teflonowych pazurach trzyma się trzeci dzień bez zarzutu - nie ma nawet obtartych końcówek, są tylko dwa maleńkie (trzeba wysilić wzrok) odpryski od zbyt energicznego otwierania butelek. Wybaczcie, nie sprawdzę, jak przetrwa w pracy, bo nie pójdę z tą żarówą do sklepu, gdzie będę gościnnie przez kilka dni XD
Dotrwałyście do końca? Biję wam brawo! :)
We wtorek przyjechała do mnie kurierem wyziębiona na amen paczka pełna łakoci z Ambasady Piękna. Prawie wszystko mi zamarzło - co nie zamarzło, to już wiem, że alkohol i fuj fuj ;) (dobra, zbijam się)
Nie będę teraz pisać o wszystkim, co kupiłam, bo to nie ma sensu, skrobnę tylko szybko o tym, co już wpadło w moje łapska i/lub na moje włosy.
Na dobry początek opowiem o serii CHI Organics, bo na swój sposób niemożebnie mnie bawi. Oto opis serii z polskiej strony Farouk:
- Linia Odżywcza Terapia Oliwkowa charakteryzuje się czystym zapachem, który zawiera olejek z palczatki cytrynowej.
- Mieszanka organicznych olejków składa się z bazylii, rumianku, geranium, palczatki cytrynowej, majeranku i mięty pieprzowej.
- Mieszanka naturalnych ekstraktów zawiera pokrzywę, tymianek, rzeżuchę i kozieradkę.
- Naturalny organiczny olej zawiera czystą oliwę z oliwek pochodzących z naturalnych plantacji oraz ziarno czarnego kminku i działający przeciwzapalnie olejek tamanu.
- Wyciąg z liści drzewa oliwnego, naturalna substancja przeciwutleniająca i antybakteryjna, zawiera 10% oleuropeiny, potężnej substancji fitoodżywczej.
Mam ostatnio dziwnego farta do jadalnych zapachów, więc oczywiście cała ta seria pachnie ziołowo-oliwowo. Według mnie dominuje majeranek z bazylią - zupełnie niespodziewanie się jakoś włosko zrobiło :D Mnie zapach nie odrzuca, ale też nie jest on tak cudowny, żebym się wwąchiwała jak w bananowe cuda z TBS. Trochę go potem czuć na włosach - myślę, że to może przeszkadzać dziewczynom, które są przyzwyczajone do włosów pachnących fiołkami czy czymś w ten deseń.
Odżywczy szampon oliwkowy
- Oliwkowy szampon wolny od siarczanów i parabenu.
- Zawiera organiczne olejki eteryczne gwarantowanej jakości, naturalne oleje oraz specjalny zestaw ekstraktów.
- Odżywia, nawilża i chroni włosy.
- Zapewnia zbilansowaną pielęgnację włosów, dba o zachowanie ich koloru.
- Nałożyć niewielką ilość Odżywczego Szamponu Oliwkowego na mokre włosy i wmasować, aż powstanie rozkoszna, obfita piana. Dokładnie spłukać. Czynność można powtórzyć.
Szampon dobrze zmywa oleje - a przynajmniej z migdałową Vatiką póki co sobie radzi. Piany nie nazwałabym "rozkoszną", ale faktycznie jest obfita. Po dwukrotnym umyciu czułam, że są dobrze nawilżone, niepodatne na plątanie i pewnie obyłoby się bez odżywki, ale ja po prostu nie umiem nie nałożyć odżywki. Jest mi to całkowicie obce i wręcz nienaturalne (nawet jeśli potem ładuję na głowę inne specyfiki xdd). Póki co jestem zadowolona :)
Dobra, a co z odżywką?
Odżywka jest bardzo gęsta, ale mimo wszystko musiałam jej całkiem dużo nałożyć - dużo nawet jak na moje włosy (obecnie prawie-do-łopatek). Ale, mon dieu, jakie te włosy były potem szczęśliwe. Co prawda stosuję jeszcze inne preparaty, niemniej jestem przekonana, że ta odżywka dobrze zrobiła moim włosom.
- Oliwkowa odżywka wolna od siarczanów i parabenu.
- Zawiera organiczne olejki eteryczne gwarantowanej jakości, naturalne oleje oraz specjalny zestaw ekstraktów.
- Zapewnia zbilansowane odżywienie, nawilża i chroni włosy.
- Zachowuje trwałość koloru.
- Eliminuje elektryzowanie się i ułatwia rozczesywanie.
- Po umyciu Odżywczym Szamponem Oliwkowym nałożyć sporą ilość Odżywki Oliwkowej i rozprowadzić równomiernie na włosach. Pozostawić 1 minutę, a następnie spłukać.
Ostatni produkt to Odżywcza Regeneracja Oliwkowa (czyli nic innego jak maska)
Ja oczywiście zawinęłam sobie w ręcznik na pół godziny, podgrzewałam suszarką dobre dziesięć minut (na swój sposób próbuję sprawdzić, co jest w stanie obciażyć moje włosy. na razie chyba nic). I włosy znowu były szczęśliwe. Gładkie, mięciusie (nawet nie miękkie, tylko mięciusie), błyszczące. Wcześniej tylko błyszczały (no, może były fajne w dotyku... ale na pewno nie mięciusie. sorki, uwielbiam dźwięk tego słowa, więc gdy je piszę, to przy okazji je sobie mówię na głos. i miziam się po kudłach. tak, mam fajne rozrywki w sobotę wieczór, wiem).
- Odżywcza Oliwkowa Kuracja Regenerująca nie zawiera parabenu.
- Zawiera organiczne olejki eteryczne z certyfikatem jakości, naturalne oleje i specjalny zestaw regenerujący.
- Odbudowuje suche i zniszczone, osłabione trwałą ondulacją lub farbowaniem włosy.
- Kuracja rekonstruuje, odnawia i odpowiednio nawilża włosy, które po jej zastosowaniu nabierają miękkości i świetlistego blasku.
- Stosowanie: po umyciu szamponem nanieś sporą ilość Oliwkowej Kuracji Regenerującej i rozprowadzić równomiernie na włosach. Zostawić na ok.3 minuty, po czym spłukać. Dla zwiększenia intensywności zabiegu, zostawić maskę na włosach przez ok. 15 minut. Można ogrzewać włosy suszarką lub zawinąć w gorący ręcznik. Spłukać.
Żel, sprej i olejek czekają na swoją kolej. Wypróbowałam jeszcze keratynę w mgiełce (tak, keratin mist :P ), która teoretycznie wchodzi w skład serii CHI Infra do włosów farbowanych. "Teoretycznie", bo jest pokazana w tej serii, ma taki sam kolorek, ale w nazwie nie ma "infra", więc cholera wi, jak to jest :x
Jest to typowa odżywka w spreju bez spłukiwania. I wiecie co... Chyba dzięki niej nie będę potrzebować faszerowania włosów samą keratyną. Ba, zdetronizowała moją ukochaną odżywkę z olejkiem arganowym. Jeszcze nie wiem, jak to z ochroną koloru u niej jest, ale doskonale sprawdza się przy suszeniu suszarką - zarówno jako ochrona przed temperaturą, jak i kosmetyk do stylizacji. Tych drugich prawie nie używam, bo zawsze się boję, że nawalę sobie tego za dużo i skleję włosy na amen, albo w ogóle przeciążę włosy (w sensie wiecie, lubię te moje kudły i tak myślę że sroga maska z keratyną + odżywka bez spłukiwania + coś do psiuknięnia do ochrony przed temperaturą + coś do stylizacji = za dużo). A ta keratynowa mgiełka spełnia zadania wymienionych wcześniej czterech kosmetyków... <uwaga, zaraz rzygnę tęczą>
Coś jeszcze? CHI ma lakiery do paznokci - i to tanie jak barszcz. Miałam nie kupować, ale głupia jestem i jak widzę cenę 2,50 (tak, dobrze widzicie) to robię się jeszcze głupsza. Z kolorem totalnie nie trafiłam. Zamówiona pomarańczka okazała się być w rzeczywistości dziwnym koralem... Ja tego koloru nie potrafię określić, na zdjęciach nie udało mi się go złapać. Przywołam więc wspomnienia: gdy byłam w podstawówce, rodzice wysyłali mnie latem na kolonie nad morze (ja pieprzę, to było więcej niż 10 lat temu. przypomnijcie sobie, jakie żarówiaste kolory wtedy dominowały). Jak każda 11-letnia gówniara, która "wyrwała się" z domu na takie kolonie, dostawałam świra przy tych wszystkich wakacyjnych straganach, gdzie sprzedawano obrazki papieża w ramce z muszelek, ciupagi, chińskie wisiorki i piardyliard podobnego badziewia. A każda gówniara bardzo chciała być dorosła - farbowanie włosów było zbyt drastyczne, bo jednak kolonie kiedyś się kończą, a malowanie paznokci było w sam raz. Łatwo się tego pozbyć, nawet można ukryć 2 dni przed wychowawczynią kolonii (trololo) i w ogóle czad. Kupowało się wtedy na tych straganach takie lakiery za 2 czy 3 złote w najgorszych, najbardziej jaskrawych kolorach. I ten mój jaskrawy koral jest właśnie wypisz wymaluj godny gówniary z kolonii we Władysławowie...
Z tego miejsca ostrzegam was przed lakierem ceramicznym CHI, numerek 044, a nazwa jakże wymowna i pasująca do sytuacji - "Drama mama".
Pastwię się nad tym lakierem, hm, może potraktuję go jakimś topem... Ale kolor to nie wszystko. Bo lakier broni się trwałością.
O fak, właśnie przeczytałam info od Farouka - lakiery powstawały we wspołpracy z NASA.
Czekajcie, idę się jeszcze poturlać ze śmiechu.
Fakty są takie: dwie cienkie warstwy prześwitują, ale nie jakoś drastycznie. I NASA zrobiła dobrą robotę, bo lakier na moich teflonowych pazurach trzyma się trzeci dzień bez zarzutu - nie ma nawet obtartych końcówek, są tylko dwa maleńkie (trzeba wysilić wzrok) odpryski od zbyt energicznego otwierania butelek. Wybaczcie, nie sprawdzę, jak przetrwa w pracy, bo nie pójdę z tą żarówą do sklepu, gdzie będę gościnnie przez kilka dni XD
Dotrwałyście do końca? Biję wam brawo! :)
Dotrwałam! :) Musisz koniecznie przedstawić recenzje tych produktów do włosów, szczególnie ten szampon oliwkowy mnie interesuje :)
OdpowiedzUsuńA kolor drama mama sprawdziłam i jeśli ma kolor taki, jak buteleczka to faktycznie - lata 90te, wspomnień czar :D
Recenzje będą na 100%, szampon najszybciej bo skubany mało wydajny jest xdd
Usuń