pazury, część kolejna
/
2 Comments
Jak już leżę obłożnie chora, to mogę czas spożytkować i popisać trochę, nie?
Jak pewnie dało się zauważyć, uwielbiam intensywne kolory na paznokciach. Nudziaki jako takie mnie nudzą (ach ta gra słów), a pastele... No, pastele po prostu mi się nie podobają.
Ten wściekły fuksjowy róż to matowy lakier z Wibo, ma numerek 02. To pierwszy mat w mojej historii, więc nie widziałam, czego się spodziewać, a kupiłam ze względu na obłędny kolor. Wystarcza jedna warstwa do pokrycia, druga tylko dla zawziętych. Jak dla mnie ten efekt matu wychodzi słabo - coś jak stary manikiur po 5 dniach, który stracił blask. Nie dokupiłam sobie dodatkowego matującego topa, bo nie mam aktualnie takiej zajawki, a i tak korzystam z Nail Teka.
Fiolet to numerek 26, tudzież Break through z Essence. Bardzo go lubię - jest dość ciemny, a jednocześnie cały czas widać, że to fiolet, a nie inne cuda.* Tutaj mam dwie cienkie warstwy. Mogę zaspoilować przyszłe wpisy, mam dużo lakierów z Essence o wykończeniu żelkowo-kremowym i bardzo się z nimi lubimy. Mam po jednym z drobinkami i brokatem - drobinki to był klasyczny one night stand, po którym został niesmak, a brokat to wyjątkowo szorstka przyjaźń (zmywanie to tragedia - kolor rozpływał mi się po całych dłoniach, fuj).
Hmm, chyba nie da się więcej dodać ;)
*jak przechodziłam swoją gotycką fazę i używałam ciemnych kolorów, to zawsze mnie wkurzało, że ciemne lakiery, które brałam za czarne, w słońcu okazywały się bardzo ciemną zielenią lub ciemnym fioletem.
Jak pewnie dało się zauważyć, uwielbiam intensywne kolory na paznokciach. Nudziaki jako takie mnie nudzą (ach ta gra słów), a pastele... No, pastele po prostu mi się nie podobają.
Ten wściekły fuksjowy róż to matowy lakier z Wibo, ma numerek 02. To pierwszy mat w mojej historii, więc nie widziałam, czego się spodziewać, a kupiłam ze względu na obłędny kolor. Wystarcza jedna warstwa do pokrycia, druga tylko dla zawziętych. Jak dla mnie ten efekt matu wychodzi słabo - coś jak stary manikiur po 5 dniach, który stracił blask. Nie dokupiłam sobie dodatkowego matującego topa, bo nie mam aktualnie takiej zajawki, a i tak korzystam z Nail Teka.
Fiolet to numerek 26, tudzież Break through z Essence. Bardzo go lubię - jest dość ciemny, a jednocześnie cały czas widać, że to fiolet, a nie inne cuda.* Tutaj mam dwie cienkie warstwy. Mogę zaspoilować przyszłe wpisy, mam dużo lakierów z Essence o wykończeniu żelkowo-kremowym i bardzo się z nimi lubimy. Mam po jednym z drobinkami i brokatem - drobinki to był klasyczny one night stand, po którym został niesmak, a brokat to wyjątkowo szorstka przyjaźń (zmywanie to tragedia - kolor rozpływał mi się po całych dłoniach, fuj).
Hmm, chyba nie da się więcej dodać ;)
*jak przechodziłam swoją gotycką fazę i używałam ciemnych kolorów, to zawsze mnie wkurzało, że ciemne lakiery, które brałam za czarne, w słońcu okazywały się bardzo ciemną zielenią lub ciemnym fioletem.
Mnie też kiedyś nudne kolory nudziły - dziś jednak jestem ich zwolenniczką :D.
OdpowiedzUsuńLubię takie połączenie kolorów ;)
OdpowiedzUsuń